Ren leżał w poprzek swojego łóżka.
Czuł na swojej skórze dotyk delikatnej, czarnej satynowej pościeli. Już dawno
skończył się rozpakowywać, ostatnią godzinę spędził właśnie w tej pozycji,
bezmyślnie gapiąc się w granatowy sufit, który przywodził na myśl zachmurzone,
burzowe niebo. Nawet nie zauważył, kiedy słońce na tym prawdziwym niebie
zdążyło schować się za horyzontem, a w jego pokoju zapanował półmrok. Nie
przeszkadzało mu to. Dziś nie mieli już żadnych zajęć, był gotowy spędzić czas
w ten sposób aż do jutrzejszego treningu.
Cóż, jego żołądek nie był.
Tsuyoki złapał się kurczowo za
brzuch, w momencie gdy wydobyło się z niego głośne, zakłócające panującą w
pokoju ciszę, burknięcie. Do tej pory udawało mu się ignorować ten fakt,
ale był naprawdę głodny. Od śniadania nie miał niczego w ustach, zważywszy na
to, że to był ostatni raz, kiedy mogli skorzystać ze stołówki. Początkowo
planował przeczekać do rana i w drodze na zajęcia uchwycić coś do jedzenia z
kuchni, aby jak najbardziej ograniczyć czas przebywania z pozostałymi członkami
drużyny, ale teraz wiedział, że nie wytrzyma tak długo. Dzisiejszy
trening był naprawdę męczący, potrzebował czegoś, co uzupełniłoby braki
jego energii. Ren przeklął cicho pod nosem, dźwignął się z łóżka, podszedł do
drzwi i zaczął nasłuchiwać. Z zadowoleniem stwierdził, że nie słychać było
żadnych rozmów czy głośnego śmiechu irytującego rudzielca. Co prawda, ich
sypialnie były na piętrze, więc nie mógł być pewien, czy nie natknie się na
nikogo na dole, w salonie lub w kuchni. Liczył jednak, że Mazaru byłby na tyle
hałaśliwy, że mimo to by go usłyszał. Powtarzając sobie w głowie tą myśl,
otworzył drzwi i wyszedł na korytarz. Był pusty i ciemny, nikt najwyraźniej nie
zawracał sobie głowy zapaleniem lamp. Jedynie zza zamkniętych drzwi
łazienki wyłaniała się nikła poświata. Najwyraźniej ktoś w niej był i, wnioskując
po odgłosach chlapania wody, brał kąpiel. Modląc się w duchu, żeby ostatnia
brakująca osoba, siedziała zamknięta w swojej sypialni, ruszył ku schodom.
Drewniane deski skrzypiały pod jego ciężarem, co niezmiernie go drażniło,
biorąc pod uwagę to, że chciał przemknąć na dół zupełnie niezauważony. Na
przedostatnim stopniu zatrzymał się jednak raptownie. Zdał sobie sprawę z
unoszącego się wokół specyficznego zapachu. Chcąc znaleźć jego źródło,
odruchowo spojrzał w stronę kuchni. Drzwi były otwarte, w środku paliło się
światło i słychać było ciche odgłosy kroków oraz skwierczenia ognia. Z ust Rena
wydobyło się siarczyste przekleństwo.
"Świetnie, czyli księżniczka
się pucuje w łazience, a w tym czasie jej sługus szykuje dla niej kolację!"
- pomyślał. Trudno, po prostu wejdzie, szybko coś zje i wróci do siebie,
całkowicie ignorując tego wkurzającego chłopaka. Zrobił minę pod tytułem:
"Nawet się do mnie nie odzywaj, śmieciu" i ruszył w stronę kuchni, by
po chwili stanąć w jej drzwiach, jak wryty.
Przy niewielkiej kuchence węglowej
ujrzał, nie Mazaru, a krzątającą się Aishę. Dziewczyna wyglądała na bardzo
zapracowaną. Na ogniu znajdowało się kilka garnków i patelnia, wszystko
wypełnione różnym rodzajem jedzenia. Himei co chwilę sprawdzała, czy
przypadkiem nigdzie się nic nie przypala, mieszała zawartość wszystkich
naczyń, próbowała jej i uzupełniała o kolejne przyprawy. Jakby tego było mało,
wszystko to robiła ubrana w biały, koronkowy fartuszek, który sprawiał, że
wyglądała naprawdę uroczo, co zupełnie do niej nie pasowało.
- Właśnie miałam was wołać -
odezwała się nagle, nawet na niego nie patrząc. Jej głos, jak zwykle, był
wyprany z emocji. - Już prawie gotowe - dodała po chwili, jednocześnie
wrzucając jakieś zioła do największego garnka. Ren musiał przyznać, że był
całkowicie zbity z tropu, Aisha, bynajmniej, nie wyglądała na kogoś, kto umiał
gotować. Zresztą, jak ktoś, kto większość swojego życia spędził na salonach,
otoczony najlepszą służbą i kucharzami, mógłby mieć o gotowaniu jakiekolwiek
pojęcie? Ona mogła być, co najwyżej, wybredną smakoszką, a nie kucharką. Pewnie
dla kaprysu, kazała Keisuke niczego nie przyrządzać, bo sama chciała sobie
poeksperymentować sądząc, że będzie to świetna zabawa na wieczór. A jak już się
okaże, że to, co ugotowała nadaje się na trutkę na szczury, Mazaru będzie
musiał szybko naszykować coś zjadliwego. Ren prychnął, nie miał zamiaru
być królikiem doświadczalnym. Minął dziewczynę i ruszył w stronę kredensu, w
poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Przeglądał wszystkie szafki po kolei, a gdy
nie mógł tam niczego znaleźć, zrezygnowany sięgnął do drewnianego chlebaka,
wyciągnął z niego trochę pieczywa, opadł na jedno z krzeseł przy stole i zaczął
jeść. W tym samym momencie do kuchni wszedł Keisuke. Jego włosy wciąż były
wilgotne, był na boso, ubrany w jasną, powyciąganą, lnianą koszulę i luźne
spodnie, zapewne jego strój do spania. Chłopak zajrzał Aishy przez ramię i
zapytał, czy może w czymś pomóc. Tsuyoki natychmiast stwierdził, że rudzielec
chce ratować, co się da, zanim będzie za późno. Dziewczyna odrzuciła jednak
jego pomocną dłoń i powiedziała, żeby usiadł. Mazaru, bez dalszych dyskusji,
zajął miejsce naprzeciwko Rena. Zapanowała cisza, przerywana jedynie odgłosami
gotującego się jedzenia. Himei po chwili odeszła od kuchenki i ruszyła ku nim z
dzbankiem pełnym różowego płynu, zapewne jakiegoś kompotu. Kiedy stanęła przy
stole, spojrzała na Tsuyokiego z politowaniem.
- Serio? Będziesz jadł suche bułki?
- zapytała, sięgając po jedną ze szklanek, które wcześniej musiała ustawić na stole
i napełniła ją po brzegi - Zrobiłam mnóstwo jedzenia, wystarczy dla wszystkich
- Nikt cię o to nie prosił - warknął
Ren
- Długo jeszcze będziesz zachowywał
się, jak obrażone dziecko? - Aisha sięgnęła po drugą szklankę
- A długo jeszcze będziecie mi zawracać
dupę?! Jak długo wam zajmie, zanim zrozumiecie, że nie chcę mieć z wami nic
wspólnego?! Pech chciał, że jesteśmy w jednej drużynie i to wszystko! To nie
czyni z nas przyjaciół, ani nawet kolegów! Chcę jakoś przetrwać ten okres,
dalej trenować i doskonalić swoje umiejętności, więc, z łaski swojej, nie
wchodźcie mi w drogę i pozwólcie mi się dalej ignorować! - ryknął.
- To też będziesz w stanie
zignorować? - zapytała Himei, ze stoickim spokojem, jednocześnie wylewając
zawartość trzeciej szklanki wprost na głowę blondyna. Ren oniemiał.
Najwyraźniej nie do końca do niego dotarło, co właśnie zrobiła ta
dziewczyna. Siedział sztywny i gapił się na, siedzącego przed nim,
Keisuke, jakby zamiast niego pojawił się tam niedźwiedź grizli, tańczący taniec
hula. Cóż, Mazaru miał równie zdziwioną minę. Widać było, że ma ogromną ochotę
się roześmiać, obserwując, jak różowa ciecz spływa Tsuyokiemu po twarzy i plami
jego koszulę, ale powstrzymał się, spodziewając się za chwilę wybuchu
wściekłości z jego strony. I rzeczywiście, twarz Rena stopniowo robiła
się czerwona. Jeszcze nigdy nie miał takiej ochoty, by uderzyć dziewczynę. Już
otwierał usta, żeby się na nią wydrzeć, już chciał wstawać, gdy nagle Aisha z
impetem uderzyła otwartą dłonią o blat stołu i nachyliła się tuż nad nim.
- Słuchaj no, narwańcu - zaczęła, a
zarówno jej głos, jak i spojrzenie były lodowate. - Tak jak powiedziałeś,
jesteśmy razem w drużynie i przez to będziemy na siebie skazani jeszcze przez
długi, długi czas. Nie sądzisz więc, że rozsądniej byłoby żyć w zgodzie i
zacząć się jakoś dogadywać, zamiast sobie nawzajem uprzykrzać życie? Hmm? -
było w niej coś naprawdę przerażającego. Nie podnosiła głosu, nie groziła, w
żaden sposób werbalnie nie atakowała, jednak coś sprawiało, że Tsuyoki dostał
gęsiej skórki. Patrzyła mu prosto w oczy, a jej wzrok był niewzruszony, pusty i
wyprany z emocji - Nie słyszę twojej odpowiedzi... - blondyn przełknął głośno
ślinę. Jak to możliwe, że zwykła dziewczyna doprowadziła go do takiego stanu?!
Przed chwilą był gotowy jej wygarnąć, a teraz bał się mrugnąć, bez jej
wyraźnego pozwolenia. Czy to ta władcza natura wysoko postawionej arystokratki?
W każdym razie, aura, którą wokół siebie roztaczała, całkowicie go
sparaliżowała. Nie mógł już wytrzymać jej przeszywającego, zimnego spojrzenia,
ale nie był też w stanie odwrócić wzroku. Ku jego niewysłowionej uldze, ona to
zrobiła. - Czego chcesz, Yukito? - zapytała, patrząc na drzwi do kuchni.
Osara stał, tam i przyglądał się wszystkiemu, z szeroko otwartymi ustami. Gdy
zdał sobie sprawę, że to pytanie było skierowane do niego, potrząsnął szybko
głową, jakby chciał się wyrwać z jakiegoś transu i zrobił krok do przodu.
- Yyy, pukałem... - zaczął,
wskazując za siebie, mając zapewne na myśli drzwi wejściowe - Eee, było
otwarte, więc wszedłem... - Dlaczego on się tłumaczył?! I to w dodatku, tak
nerwowo?! Yukito odchrząknął głośno, musiał się wziąć w garść - Mogę
wiedzieć, co robicie? - zapytał już dużo spokojniej, zerkając to na mokrego
Rena, to na stojącą nad nim Aishę.
- Zacieśniamy więzi w drużynie -
odparła Himei, jakby nigdy nic - I przygotowujemy się do kolacji - dodała
wskazując podbródkiem na, zapełnioną garnkami z gotującymi się daniami,
kuchnię. - Zjesz z nami? - Osara miał wrażenie, że to nie było zwykłe pytanie.
Dziewczyna ewidentnie akceptowała tylko jedną odpowiedź.
- Tak, chętnie - odparł, z nerwowym
uśmiechem.
Wszyscy trzej siedzieli przy stole i
czekali cierpliwie, podczas gdy Aisha dokonywała ostatnich poprawek przy swoich
potrawach. Z całej ich trójki, tylko Mazaru wydawał się być jednak
odprężony, humor mu wrócił i postanowił zacząć zabawiać wszystkich swoimi
głupimi historyjkami. W międzyczasie podał Renowi ręcznik, który przyniósł ze
sobą z łazienki, i którego planował użyć do osuszenia swoich włosów. Blondyn
przyjął go bez słowa i zaczął się wycierać.
- Na co się tak głupio gapisz? -
syknęła Himei. Najwyraźniej chodziło jej o Osarę, który faktycznie od dłuższego
czasu jej się przyglądał. Jego policzki były delikatnie zaczerwienione,
wyglądało na to, że widok urodnej uczennicy, paradującej w słodkim fartuszku,
bardzo przypadł mu do gustu. Aisha widocznie to zauważyła. - Zboczeniec -
skwitowała pogardliwie i ściągnęła fartuch - Gotowe, skończyłam -
oświadczyła po chwili i ruszyła ku nim z wazą pełną zupy. W momencie, gdy
postawiła ją na środku stołu, Keisuke porwał jeden z talerzy, które wcześniej
przyniosła i oznajmił wesoło:
- Usiądź już sobie, Aisha, naleję
wszystkim - Himei najwyraźniej nie miała nic przeciwko, bo zajęła miejsce na
przeciwko Yukito, który siedział obok, niezwykle cichego, Rena.
"Ta mała... Nie zrobiła niczego
nadzwyczajnego, a, jakimś cudem, sterroryzowała nas obu...!" - pomyślał Osara, zerkając ukradkiem
na blondyna. Jednak, gdy pojawił się przed nim talerz, pełen zupy, to on
bardziej przykuł jego uwagę. Nie wiedzieć dlaczego, miał podobne zdanie na
temat domniemanych zdolności kulinarnych Aishy, co Tsuyoki. Jego opinia nie
zmieniła się jakoś diametralnie, gdy przyjrzał się zawartości swojego talerza. Zupa,
o delikatnie brzoskwiniowym zabarwieniu, miała kremową konsystencję i była
pełna najróżniejszych warzyw i ziół, z których, na oko, za równo Yukito, jak i
Renowi, udało się zidentyfikować jakieś trzy, czy cztery. To wszystko wyglądało
na, nie do końca przemyślane, połączenie. Ciężko też było stwierdzić, czy jej
zapach należał do przyjemnych, czy raczej mdlących. Żaden z nich nie
odważył się jednak wygłosić swoich wątpliwości na głos. Czując na sobie
wyczekujące spojrzenie Himei, Tsuyoki oraz Osara poszli w ślady Keisuke i
grzecznie podziękowali za posiłek, po czym sięgnęli po swoje łyżki. "Raz
kozie śmierć" - pomyśleli zgodnie, ostrożnie próbując zupy.
Jakież było ich zdziwienie, kiedy
okazała się ona, nie tyle zjadliwa, co naprawdę smaczna! Kombinacja tak wielu
różnych przypraw i składników, niespodziewanie dała zaskakująco pozytywny i
oryginalny efekt! Ta zupa całkowicie zdeklasowała wszystkie podawane w stołówce
posiłki. Miny Rena i Yukito mówiły same za siebie, nie tego się spodziewali.
- Chyba nie myśleliście, że Aisha
nie umie gotować, co? - zapytał rozbawiony Keisuke, widząc ich reakcję.
Drugie danie, którym okazał kurczak
podany w jakimś wymyślnym sosie, było równie dobre, co pierwsze. Talerze
opustoszały w mgnieniu oka, wszyscy naprawdę się najedli i jeszcze raz, tym
razem bardziej szczerze, podziękowali za posiłek.
- A właśnie, Yukito - zaczęła Himei,
obracając w dłoni pustą szklankę - Przyszedłeś, bo miałeś nadzieję, że
załapiesz się na darmowe żarcie, czy miałeś jakiś bardziej szlachetny powód? -
zapytała, obrzucając go badawczym spojrzeniem. Osara uderzył się otwartą dłonią
w czoło, najwidoczniej zupełnie zapomniał o pierwotnym celu swojej wizyty i
dopiero teraz ponownie zawitał on w jego świadomości.
- Dzieciaki, przyszedłem, żeby
poinformować was, że mam dla was pierwszą misję! - oświadczył z werwą
- Co?! Tak szybko?! - Tsuyoki był
nieźle zaskoczony, lecz trudno stwierdzić, czy pozytywnie, czy wręcz odwrotnie
- Myślisz, że jesteśmy gotowi?
Trenujemy z naszymi Zokusei dopiero od tygodnia... - ten powątpiewający głos
należał do Keisuke
- Spokojnie, spokojnie - Osara
machnął lekceważąco ręką - To proste zadanie. Tym razem będziecie robić,
jedynie za doręczycieli - oświadczył, wyjmując zza pazuchy niewielką, białą
kopertę, na której widniała czerwona pieczęć z ozdobnym ornamentem
"O".
- Chcesz z nas zrobić listonoszy?
Nie możesz go wysłać w normalny sposób? - zapytała z drwiącym niedowierzaniem
Aisha
- To nie byle jaki list! - obruszył
się Yukito - W środku zapisana jest niezwykle ważna i poufna wiadomość, która
jak najszybciej musi dotrzeć do odbiorcy!
- A kim jest ten odbiorca? - mimo
tego pytania, Himei w rzeczywistości nie wydawała się być zbyt zainteresowana
tą informacją.
- Wy dostarczycie ten list jedynie
do pośrednika, którego zadaniem będzie przekazanie go w odpowiednie ręce -
oznajmił spokojnie - Przedstawi się wam jako Sumisu, choć to zmyślone nazwisko,
na potrzebę sprawy. Znajdziecie go w Rīru - ciągnął dalej - To niewielkie
miasto, jakiś dzień drogi stąd. Tu macie mapę i informacje, gdzie i o której
dokładnie macie się z nim spotkać. Pamiętajcie, nie możecie się spóźnić, to
sprawa ogromnej wagi! - zakończył z powagą, wręczając im rzeczoną mapę i kartkę
z dokładnym adresem i godziną. - A teraz - dodał, wstając od stołu - spakujcie
się i kładźcie się do łóżek, wyruszacie o świcie.
***
Rano, gdy słońce znów zawitało na
horyzoncie, trójka młodych magów ponownie spotkała się w kuchni. Tym razem
Aisha zaserwowała zwyczajny omlet i kawę zbożową, nie miała czasu na
naszykowanie czegoś bardziej wyrafinowanego, gdyż była zajęta przygotowywaniem
prowiantu na drogę. Dziś Ren nie protestował, zjadł śniadanie bez szemrania, a
potem, tak jak Keisuke, wziął od Himei niewielkie zawiniątko, zawierające
jedzenie i picie, przeznaczone na podróż i schował je do swojego,
przygotowanego wcześniej plecaka. Himei poświęciła jeszcze tylko chwilę
na posprzątanie ze stołu, a potem chwyciła za swoja ciemną, skórzaną torbę i
powiedziała:
- Ruszajmy, załatwmy to
szybko...
- Ta 'est! - Keisuke zasalutował ze
śmiechem i wyszli.
Samo wyjście z Akademii zajęło im
dobre kilkanaście minut. Długie, kręte korytarze, liczne schody, ciasne wąskie
przejścia, czyniły ze szkoły całkiem skomplikowany labirynt. Był to środek
zabezpieczający przed wizytą nieproszonych gości. Ktoś, kto nie znał topografii
budynku, mógł mieć poważne problemu w odnalezieniu się. Tym bardziej, że w
sytuacjach kryzysowych pojawiały się dodatkowe, tym razem magiczne,
utrudnienia. Mimo, że Ren i pozostali doskonale znali drogę, nie
zmieniało to faktu, że ich dormitorium było znacznie oddalone od głównego wyjścia,
a w tym budynku nie było mowy o szybkim poruszaniu się. Wyjątkiem były
rzeczone sytuacje kryzysowe, gdyż wspomniane "utrudnienia", niosły
wiele korzyści dla tutejszych uczniów i pracowników. To był jednak
spokojny, normalny dzień.
Dotarli na dziedziniec, który
zważywszy na porę, wciąż był pusty. Większość uczniów albo wciąż sobie smacznie
spała, albo była właśnie w drodze na zajęcia. Nikt nie miał ochoty na poranny
spacerek, tym bardziej, że chłodne, jesienne powietrze osiągnęło zaledwie kilka
stopni powyżej zera i nieprzyjemnie dawało się we znaki.
Cóż, nie każdemu. Plusem bycia
magiem Lodu, jest fakt, że zimno, to twój najlepszy przyjaciel, w odróżnieniu
od męczących, letnich upałów. Sytuacja jest odwrotna, jeżeli jesteś
posiadaczem Hi no Zokusei. Keisuke szczelniej otulił się długą, brązową
peleryną z kapturem i emblematem przedstawiającym białego motyla na plecach,
którą całą trójką nosili, na znak przynależności do jednej z drużyn Akademii.
Odkąd stał się magiem Ognia, jego ciało stało się znacznie wrażliwsze na zimno.
Chcąc nie chcąc, musiał się do tego przyzwyczaić. Ren po raz pierwszy poczuł
satysfakcję, że posługuje się magią Wiatru, gdyż jedyną tego konsekwencją był
fakt, że nie musiał obawiać się przewiania.
Droga przemijała spokojnie, szli
jakimiś opustoszałymi, polnymi ścieżkami, nigdzie nie było widać żywej duszy
ani ludzkiej, ani jakiejś groźniejszej. Yukito kazał im nie korzystać z żadnego
publicznego transportu i trzymać się z dala od większych osad i wiosek, w
celu ograniczenia zagrożenia kradzieży listu przez jakiegoś potencjalnego
napastnika. Ren był w posiadaniu mapy i to on kierował całą wyprawą. Cały
czas szedł kilkanaście kroków przed Aishą i Keisuke i co jakiś czas mówił, w
którą stronę powinni się następnie udać. Nie wiedzieć dlaczego, najwyraźniej
wziął całą tą misję bardzo poważnie. Himei nie przeszkadzał fakt, że Tsuyoki
najwidoczniej mianował się ich liderem, ponieważ, mimo to, był wyjątkowo
spokojny. Nie dał się wytrącić z równowagi nawet głośnym gadaniem, wygłupami Mazaru
oraz ciągłymi pytaniami "Daleko jeszcze?" i "Jesteś pewny, że to
w tę stronę?". Za każdym razem rzucał jedynie jakąś monosylabiczną
odpowiedź i nie odzywał się przez kolejne godziny. Aisha doszła do wniosku, że
blondyn traktuje ich po prostu jako dodatkowy bagaż, który, dziwnym trafem, sam
się przemieszcza i do tego umie mówić. Najwyraźniej ich wczorajsza
"rozmowa" nie sprawiła, że blondyn postanowił zrezygnować ze swojej
strategii: "Będę udawał, że ich tam nie ma", a, co najwyżej, po
prostu uzupełnił ją o poprawkę "(w miarę możliwości)". Aisha
westchnęła, myśląc o tym, jak męska duma potrafi być beznadziejnie głupia, ale
najwyraźniej Keisuke inaczej zinterpretował jej zachowanie.
- Jesteś zmęczona, Aisha? - zapytał,
zmartwiony
- Wszystko w porządku, nic mi nie
jest - odparła chłodno. Mazaru zrobił jednak minę, mówiącą "Wcale nie jest
w porządku!" i zwrócił się do idącego z przodu blondyna
- Ren! Idziemy bez przerwy od kilku
godzin, powinniśmy odpocząć! - Tsuyoki się nie zatrzymał, nawet się nie odwrócił.
- Nie możemy marnować czasu -
oznajmił w końcu z irytacją - Powinniśmy iść, dopóki jest widno, postój zrobimy
sobie w nocy... - w tym momencie Keisuke podbiegł do Rena i chwycił go mocno za
ramię
- Ale ja mówię, że potrzebujemy
przerwy teraz - oświadczył stanowczo. Patrzyli sobie prosto w oczy przez
kilkanaście sekund, Mazaru nie miał zamiaru odpuścić. Tsuyoki prychnął.
- Wiedziałem, że będziecie jedynie
kulą u nogi - syknął - Dobrze, w takim razie wy tu zostańcie, a ja wykonam
nasze zadanie - oznajmił w końcu, pogardliwie.
- Nie powinniśmy się rozdzielać -
odparł Keisuke, marszcząc brwi - To niebezpieczne…
- Nie pozwolę na to, żebym zawalił
moją pierwszą misję tylko dlatego, że rozbolały was nogi! - ryknął w
końcu. Wyglądało na to, że Aisha miała zamiar przyłączyć się do dyskusji.
Chłopcy nie mieli jednak szansy się dowiedzieć, czy jak zwykle stanęłaby po
stronie Mazaru, czy wyjątkowo chciała przyznać rację Renowi.
Ponieważ głos zabrał ktoś inny.
Stali tam, na szczycie niewielkiego
urwiska, wzdłuż którego, Tsuyoki i reszta, szli i przyglądali się im z góry,
najwyraźniej bardzo rozbawieni. Chociaż, ciężko to było stwierdzić,
biorąc pod uwagę fakt, że obaj mieli na twarzach maski, przedstawiające pysk
lisa, co uniemożliwiło obserwację ich mimiki. Jeden z nich zaśmiał się
jednak dźwięcznie, co zdradziło, nie tylko ich obecność, ale i świetny humor.
- Proszę, proszę - zaczął, gdy już
zapanował nad śmiechem - Kogo my tu mamy? Czyżbyśmy się kłócili? - zapytał
drwiąco, nienaturalnie przeciągając sylaby. Ren i reszta momentalnie
zamilkli i wlepili wzrok w przybyszy. Wszyscy, być może nie do końca świadomie,
zrobili kilka kroków w tył, co znów rozbawiło jednego z intruzów - Co o tym
sądzisz, Kiyou? - zapytał swojego towarzysza, gdy znów przestał się śmiać. Obaj,
dzięki maskom i identycznym, czarnym spodniom hakama*, nałożonym na białe
keikogi**, byli, na pierwszy rzut oka, nie do odróżnienia. Ten, który miał
zacząć teraz mówić, był jednak odrobinę wyższy.
- Sam nie wiem, Sumāto... Hej,
dzieciaki - zaczął i przykucnął na samej krawędzi urwiska - Co wy robicie na
tym pustkowiu i to SAMI? - zapytał, przechylając głowę. Tak samo, jak jego
kompan, miał tendencję do przeciągania sylab. Ren ściągnął gniewnie brwi
i przymrużył oczy.
- Shi no Gyōshōnin...!*** - wycedził
przez zaciśnięte zęby. Aisha i Keisuke wymienili się nerwowymi spojrzeniami.
- Błąd! - zawołał niższy z
nich - Jesteśmy MAGAMI...! - miejsce wściekłości na twarzy Rena zajęło
osłupienie. Wnioskując po zachowaniu i złowrogiej aurze roztaczanej przez
intruzów, nie mieli oni przyjaznych zamiarów, a to oznaczało, że byli...
- Haikyōsha...**** - ten, ledwo
dosłyszalny, szept należał do Himei, która teraz wpatrywała się w przybyszy
oczyma wypełnionymi obrzydzeniem. Sumāto zagwizdał głośno.
- Spójrz, Kiyou, jaką mają tu
ślicznotkę! To zupełnie mój typ! Myślisz, że będzie chciała się ze mną trochę
zabawić? - Aisha prychnęła pogardliwe, jej spojrzenie było lodowate.
- Najwyraźniej nic z tego, Sumāto -
zaśmiał się wyższy z lisich przebierańców - Poza tym, przyprowadziła ze sobą
swojego rycerza - dodał, w momencie, gdy Keisuke zrobił kilka kroków do przodu
i zasłonił Aishę własnym ciałem. Miał zaciśnięte pięści, w jego oczach było
widać waleczne płomienie.
- Nie ma problemu - oświadczył
Sumāto - Wszyscy się zabawimy...!
* tradycyjne japońskie spodnie
** japoński strój treningowy
*** z jap. "Handlarze
Śmierci"
**** z jap. "Apostata"
***
Jako, że planowałam dodawanie rozdziałów co miesiąc, a w lutym
nie wywiązałam się z tego postanowienia, wyjątkowo dodaję dwa rozdziały na raz.
Poza tym, chcę jak najszybciej dojść do momentu właściwej akcji ;). Dziękuję za
miłe komentarze pod poprzednim rozdziałem, naprawdę bardzo się cieszę, że
komuś chce się czytać te wypociny ^_^". Mam nadzieję, że te
rozdziały też się komuś spodobają. Akcja powoli nabiera tempa, więc już
niedługo zrobi się ciekawej.
Za wszystkie błędy tradycyjnie przepraszam.
Trzymajcie się!
Cześć kochana :) Przepraszam, że tutaj. Możesz usunąć ten komentarz, gdy go już przeczytasz. Po prostu nie wiedziałam w jakim miejscu Cię poinformować, a gg nie mam... Zapraszam na szósty rozdział! :)
OdpowiedzUsuńhttp://memoryisnotdevice.blogspot.com/2015/04/chapter-sixth.html
Po przerwie wróciłam do pisania i powoli na nowo oswajam się z innymi blogami i całą blogosferą. Mam nadzieję, że nie zapomniałaś o tym opowiadaniu :)
Pozdrawiam ciepło, Julss xx