To miała być prosta misja. Mieli po
prostu dostarczyć jakiemuś typowi list. Obrali opustoszałą, bezpieczną drogę,
jak polecił Yukito. Nikogo miało tam nie być. A tymczasem dwóch zamaskowanych,
niezbyt sympatycznie wyglądających kolesi przyglądało im się z góry, drwiło z
nich i najwyraźniej szykowało się do ataku. Każdy z nich wyciągnął drewniany
miecz i efektownie zeskoczył ze stromego urwiska, odbijając się od
pojedynczych, wystających kamieni. Byli tak szybcy, że przez ten czas trójka
młodych magów nie zdążyła przyjąć nawet pozycji obronnych, o których tyle
tłumaczono im na wielu wykładach. "Człowiek nieprzygotowany na atak, to
człowiek martwy" - mawiali ich profesorowie. Na szczęście tym razem te
słowa się nie sprawdziły, bowiem gdy intruzi wylądowali już na ziemi, zamiast
przejść do bezpośredniego ataku, co taktycznie byłoby najlepszym posunięciem,
po prostu stanęli i spojrzeli na zdezorientowanych nastolatków.
- Kto pierwszy? - zapytał drwiąco,
niższy z nich, kierując w nich wyzywająco miecz. Ani Ren, ani pozostali
członkowie jego drużyny nie mieli normalnej broni, ich jedynym orężem była
magia, nad którą, dopiero co, uczyli się panować. Poza tym nie wiedzieli, w
posiadaniu jakich Zokusei byli ich przeciwnicy. Możliwości było nieskończenie
wiele.
Tak, mieli kłopoty.
Jedynym rozsądnym rozwiązaniem,
wydawało się być zaskoczenie wroga jakimś wspólnym, silnym atakiem i próba
ucieczki. Nie mogli się mierzyć z pełnoprawnymi użytkownikami magii. Nawet
jeśli było ich tylko dwóch, prawdopodobnie mogli ich pokonać, nawet nie brudząc
sobie ubrań. Kilkadziesiąt metrów dalej rósł las, mogliby spróbować się tam
ukryć i postarać się wezwać pomoc. To był zdecydowanie najlepszy pomysł.
Ale Rena to nie obchodziło. Pomimo
krzyków Keisuke i Aishy, bez namysłu rzucił się na Sumāto. Postawił na
bezpośredni atak, wokół jego pięści pojawiły się niewielkie wiry powietrza,
przypominające mini tornada o zawrotnej prędkości. Prawdopodobnie oberwanie czymś
takim mogłoby być całkiem bolesne, ale niski, lisi chłopak nigdy się tego nie
dowiedział, bo z łatwością uniknął tego ataku, zwyczajnie odskakując w bok.
Tsuyoki na ułamek sekundy stracił równowagę, na skutek gwałtownego hamowania, a
jego przeciwnik natychmiast to wykorzystał - jednym, aczkolwiek celnym i
niewiarygodnie silnym kopniakiem, posłał Rena na kamienną ścianę urwiska.
Blondyn uderzył w nią z impetem i, z grymasem bólu na twarzy, upadł na plecy,
wzniecając na około chmurę kurzu. Został z łatwością powalony mimo, że
jego wróg nie użył ani magii, ani chociażby swego drewnianego miecza. Nie mógł
sobie jednak pozwolić na odpoczynek, bo Sumāto już powoli ruszał w jego
stronę. Aisha i Keisuke chcieli ruszyć mu z pomocą, ale niespodziewanie, tuż
przed nimi, pojawił się drugi z intruzów.
- A dokąd to się wybieracie, co? -
zapytał drwiąco i zamachnął się na nich mieczem. Mazaru odepchnął Himei do
tyłu, a sam zrobił unik. Kiyou cofnął się odrobinę, by po chwili
wymierzyć chłopakowi identyczny kopniak, jak ten, który, dopiero co, dostał
Ren, jednak Keisuke, w ostatniej chwili udało się go zablokować, choć siła
uderzenia sprawiła, że przesunął się po ziemi o kilka centymetrów - Hmm, widzę,
że uczymy się na błędach innych - skomentował jego przeciwnik, a nim Mazaru,
choćby zdążył pomyśleć, o jakiejś ciętej ripoście, Kiyou wykręcił mu ramię i
posłał na ziemię, prostopadłym kopnięciem w plecy. Wyglądało na to, że
znowu ma zamiar go zaatakować, mimo że chłopak jeszcze nie zdążył się podnieść,
ale powstrzymał go, ostry jak brzytwa, sopel lodu, który świsnął mu tuż przed
nosem. Po chwili pojawiło się dziesięć następnych, co zmusiło go do
odskoczenia od leżącego rudzielca. Aisha nie zamierzała dawać
przeciwnikowi szansy na wyprowadzenie kolejnego ataku, więc nie przerywając
soplowego ostrzału, ruszyła ku niemu z lodowym mieczem w dłoni, który
najwyraźniej, dopiero co, stworzyła. Gdy była już wystarczająco blisko,
zamachnęła się nim, lecz Kiyou sparował to uderzenie - Proszę, proszę, całkiem
ładnie ci to wyszło - stwierdził, ewidentnie rozbawiony, przyglądając się
lodowej katanie*. Najwyraźniej, tak jak w przypadku Keisuke, chciał znokautować
ją teraz jakimś szybkim, niespodziewanym atakiem, lecz Aisha momentalnie
odskoczyła, nie dając mu takiej okazji. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie
fakt, że na coś wpadła. Albo raczej na kogoś.
- Hej, to nie fair Kiyou, ja się
chciałem z nią pobawić - oświadczył Sumāto, tonem obrażonego dziecka.
Himei stała teraz pomiędzy obydwoma zamaskowanymi chłopakami, którzy powoli
szli w jej kierunku. Wyższy z nich zaśmiał się głośno.
- Niech ci będzie, jest twoja -
oznajmił i pchnął dziewczynę brutalnie, wprost na swojego towarzysza. Na
szczęście, nie udało mu się jej chwycić, ponieważ w tym momencie rzucił się na
niego Keisuke. Kiyou również musiał dać jej chwilę spokoju, by osłonić się
przed atakiem Rena. Walki rozgorzały na nowo i mimo, że młodzi magowie nie dali
się tym razem tak łatwo powalić, było widać, że ich wrogowie mają nad nimi
znaczną przewagę. Chłopaki wciąż cofali się pod ostrzałem ich ataków, nie mając
szans na wymierzenie własnych ciosów. Nagle obaj, w tej samej chwili,
wylądowali na ziemi. Kiyou i Sumāto zdawali się myśleć o tym samym, każdy z
nich zamierzał dobić swojego przeciwnika uderzeniem miecza, który, możliwe że,
miał jakieś groźne, magiczne właściwości. Szczęśliwie dla Tsuyokiego i Mazaru,
dało się słyszeć głośny krzyk Himei.
- Kurisutaru shōheki!** - w
tym samym momencie bokkeny*** zamaskowanych chłopaków uderzyły w przeźroczyste
bariery, które powstały pomiędzy nimi, a leżącymi Keisuke i Renem. Sumāto
obrócił się w stronę dziewczyny, która stała z szeroko rozpostartymi rękami,
jedną skierowaną w niego, drugą w Kiyou i zagwizdał głośno.
- Wygląda na to, że nasza ślicznotka
zna zaklęcia obronne - stwierdził, zwracając się do swego towarzysza - I w
dodatku... Chyba nas uziemiła - dodał, nieco rozbawiony, zerkając na nogi swoje
i Kiyou, które od stóp do kolan były pokryte lodem, przygwożdżając ich do
ziemi.
- Chyba tak - odparł bez zapału
wyższy z napastników - Dobra, kończmy już tę zabawę - dodał po chwili - Ile
masz przy sobie butelek?
- Trzy - odparł natychmiast niższy,
zamaskowany chłopak
- Mało... Będziemy musieli później
wrócić z kolejnymi... A na razie, bierz, co najlepsze - ani Aisha, ani
pozostali, nie mieli pojęcia o czym oni mówią. Chłopaki, poobijani, powoli
stawali na równe nogi, Himei wciąż była skupiona na utrzymywaniu barier,
by dać im możliwość do złapania oddechu, dlatego nie zdołała zareagować, gdy
Sumāto rzucił ponad jej głową niewielką, zakorkowaną, szklaną buteleczkę. W
momencie gdy Kiyou ją chwycił, dało się słyszeć trzask pękającego lodu. To
Sumāto właśnie rozwalił go swoim mieczem i rzucił się w stronę bezbronnej, w
tej chwili, dziewczyny. Z jego ust wydobyło się siarczyste przekleństwo, gdy,
po raz kolejny, przeszkodził mu Mazaru.
- Upierdliwy jesteś - warknął do
rudzielca - Ale to koniec taryfy ulgowej - dodał, tonem pełnym zadowolenia.
To była chwila. Mimo, że do tej pory
Keisuke udawało się odpierać niektóre ataki, tym razem był bezsilny. Nim
zdążył, jakkolwiek zareagować, otrzymał potężny cios w żołądek. Chłopak zgiął
się w pół i kaszlnął krwią. Po sekundzie nastąpiło kolejne uderzenie, tym razem
oberwał kolanem prosto w głowę. Ostatkiem sił trzymał się jeszcze na nogach,
ale po chwili runął na ziemię, powalony kopniakiem z pół obrotu. Sumāto
postawił stopę na jego piersi i mocno docisnął, raz po raz, zadając kolejne
kopnięcia. Niczego sobie nie robił z agresywnych ataków Aishy.
- Poczekaj na swoją kolej,
ślicznotko - zaśmiał się, gdy ta, zrezygnowawszy, z nieefektywnej ofensywy na
odległość, podbiegła do niego i zamachnęła się lodowym sztyletem prosto na jego
plecy. Zamaskowany chłopak jednak z łatwością wytrącił jej broń i po chwili
chwycił obie jej ręce i ścisnął jej nadgarstki jedną dłonią – Ringubaindā ****
- rzucił, jakby od niechcenia i po chwili, w tym samym miejscu, w którym
przed chwilą znajdowały się jego palce, pojawił się lśniący, złoty pierścień,
który skurczył się gwałtownie, zupełnie obezwładniając dziewczynie dłonie i
wzbił się w górę, tak że, z wyprostowanymi nad głową rękami, zaczęła się unosić
kilka centymetrów nad ziemią. Mimo szamotania, nie była w stanie się uwolnić,
mogła jedynie bezsilnie obserwować, jak Sumāto znów podchodzi i depcze Keisuke.
Po chwili wyjął z kieszeni szklaną buteleczkę, taką samą jak ta, którą minutę
temu rzucił Kiyou, i wyciągnął z niej korek. I zanim Himei zdążyła wykrzyczeć
swój protest, uniósł swój miecz i wykonał nim niewiarygodnie szybkie cięcie.
Ale on nawet nie dotknął Mazaru, śmignął dosłownie milimetr nad źrenicami
chłopaka. Jednak na jego czubku coś się pojawiło. Nie krew, lecz coś, co
przypominało delikatną, zieloną, mgiełkę. Najwyraźniej był to oczekiwany efekt,
ponieważ Sumāto natychmiast zebrał tą tajemniczą substancję i zamknął w
przygotowanej buteleczce. Zamaskowany chłopak zaśmiał się zwycięsko, schował ją
z powrotem do kieszeni i w końcu zdjął stopę z torsu Keisuke, umożliwiając mu
normalne oddychanie.
- Nie widzę... - szepnął nagle
rudzielec. Aisha otworzyła szerzej oczy.
- Co...? - wyrzuciła z siebie w
końcu
- Straciłem wzrok, niczego nie widzę
- odparł już głośniej, nieco nerwowo drżącym głosem i dotknął dłońmi okolicy
swoich oczu. Himei wbiła wzrok w Sumāto, który ponownie odwrócił się w
jej stronę.
- Co mu zrobiłeś?! - warknęła. Ten
jednak znów się tylko zaśmiał i podszedł do niej bliżej.
- Ty się lepiej martw o siebie,
śliczno... - niedane mu było jednak dokończyć, bo w tym momencie Aisha, z
niezwykłą, jak na dziewczynę, siłą, kopnęła go w podbródek.
- Pytam, co mu, do cholery,
zrobiłeś? - syknęła lodowatym tonem.
- T-ty mała...! - wydusił z siebie w
końcu, kurczowo trzymając za obolałe miejsce. Najwyraźniej nie spodziewał się,
że Himei będzie w stanie zamachnąć się nogą aż na taką wysokość, musiała być
naprawdę dobrze wygimnastykowana. Spod maski chłopaka wyciekła czerwona, rdzawa
ciecz, widocznie krwawił z ust. To było jedyne obrażenie, jakie otrzymał
podczas całej walki. Aisha znów zaczęła się szamotać, miała nadzieję, że ten
niespodziewany atak rozproszy zaklęcie przeciwnika i będzie w stanie się
uwolnić. Niestety, nic z tego. Co więcej, miała wrażenie, że pierścień skurczył
się jeszcze bardziej, ściskając jej nadgarstki z taką siłą, że syknęła z bólu.
Sumāto powoli dochodził do siebie. - Lubię takie zadziorne - zaczął nagle - Ale
niestety, to koniec naszej dzisiejszej randki - oświadczył, z nutką groźby w
głosie i powoli uniósł swój bokken. W drugim ręku trzymał kolejną pustą
buteleczkę. Keisuke nie był w stanie tego zobaczyć, ale najwyraźniej wiedział,
co się szykuje. Podniósł się gwałtownie mimo, że jego nogi niebezpiecznie się
pod nim chwiały. Zdał sobie jednak sprawę, że na oślep nie da rady wyprowadzić
żadnego ataku, nie narażając przy tym Aishy. Przeklął pod nosem, wściekły na
własną bezradność.
- Ren! Szybko, pomóż jej! -
krzyknął, a w jego głosie dał się słyszeć desperację. Tsuyoki jednak, nawet
jeśli chciał to zrobić, miał własne zmartwienia na głowie. Kiyou zasypywał go
właśnie gradem najróżniejszych ciosów, przed którymi, ledwo co, się bronił,
wciąż się cofając. Nic nie mógł więc poradzić na to, że Sumāto wykonał kolejne
cięcie.
- Aisha...? - szepnął Mazaru, jednak
odpowiedziała mu cisza - Aisha! - krzyknął, już zupełnie wyprowadzony z
równowagi i ruszył na oślep w jej kierunku. Sumāto jednak złośliwie podstawił
mu nogę i rudzielec runął, jak długi - Cholera! - wrzasnął, wściekły i uderzył
pięścią o ziemię. Z kolei zamaskowany chłopak wydawał się być bardzo zadowolony
z siebie, gdy wymachiwał Himei buteleczką, wypełnioną śnieżnobiałą mgiełka,
przed samym nosem. Ta zaciskała gniewnie zęby i piorunowała go wzrokiem. Znów
próbowała go kopnąć, ale tym razem zrobił unik.
- Niegrzeczna dziewczynka - zaśmiał
się jej przeciwnik, kiwając karcąco palcem - Teraz przemyśl w CISZY swoje
zachowanie - dodał po chwili i choć Aisha nie mogła tego stwierdzić przez jego
maskę, wiedziała, że właśnie uśmiechał się złośliwie. Znów przymierzyła się do
zamachu nogą.
- To na nic, nie dosięgniesz mni...
Auć! - wrzasnął Sumāto, gdy oberwał, tym razem samym butem, prosto w twarz.
Takie uderzenie nie mogło mu, co prawda, wyrządzić żadnej krzywdy, ale Aisha
przynajmniej dała upust swojej złości - Dziewczyno, czy ty na serio nie masz
zamiaru się uspokoić? - zapytał, z nutką niedowierzania i rozbawienia w głosie.
Himei jedynie prychnęła pogardliwie.
- Co jest, Sumāto? - zaśmiał się
nagle Kiyou, nie przerywając swojej walki z Renem - Twoja ślicznotka daje
ci łupnia?
- Wal się, Kiyou - warknął jego
towarzysz - Lepiej przestań się cackać i kończ swoją robotę - rzucił, podirytowany.
- Nie ma problemu - odparł
lekceważąco i, jakby od niechcenia, powalił Tsuyokiego jednym uderzeniem w
plecy. Gdy ten próbował szybko wstać, przygwoździł go do ziemi nogą i wykonał
dwa szybkie cięcia mieczem, jedno z prawej, drugie z lewej strony głowy
blondyna, by po chwili zebrać błękitną substancję do ostatniej butelki - Gotowe
- zawołał zadowolony Kiyou, ale Ren tego nie usłyszał, w zasadzie niczego już
nie słyszał, otaczała go głucha cisza.
- Co jest, do cholery? - syknął i
otworzył szerzej oczy, gdy zdał sobie sprawę, że nie słyszy nawet własnego
głosu - Co to ma, do diabła, być?! - warknął, wściekły. Zamaskowany chłopak
jedynie parsknął śmiechem.
- Jaki ma sens tłumaczenie tego
tobie, skoro i tak nie usłyszysz? - zadrwił, przechylając głowę - Będziemy się
zwijać, Sumāto - zwrócił się nagle do swojego towarzysza - Te dzieciaki mają
nam jeszcze sporo do zaoferowania, musimy pójść po więcej buteleczek -
oznajmił, z zadowoleniem.
- Niech będzie - odparł niższy z
zamaskowanych chłopaków, po czym zwrócił się do Aishy - Papa, śliczna, do
zobaczenia jutro - rzucił złośliwie. Spojrzenie Himei stało się jeszcze
bardziej lodowate. Sumāto niczego sobie jednak z tego nie zrobił i razem z
Kiyou wskoczył ponownie na sam szczyt urwiska, na którym po raz pierwszy się
pojawili. Po chwili pstryknął palcami, a pierścień więżący Aishę zniknął i ta
upadła na kolana. Mimo, że niemal natychmiast odwróciła się, żeby zaatakować,
zamaskowanych chłopaków już nie było. Himei prychnęła, wiedziała, że nie było
sensu ich teraz ścigać, zważając na fakt, że była jedyną osobą z jej drużyny,
która stała na równych nogach. W zasadzie nie otrzymała żadnych poważniejszych
obrażeń, bolały ją jedynie ręce, przez to całe wiszenie w powietrzu. Natomiast
zarówno Ren jak i Keisuke leżeli cali poobijani, zakrwawieni, brudni i
wykończeni. Aisha spojrzała na każdego z nich szybko, by ocenić, który jest
bardziej ranny i potrzebuje pomocy. W końcu zdecydowała się podbiec do Mazaru.
Gdy dotknęła jego ręki, wzdrygnął się. Kontakt z zimną skórą maga lodu nie był
zbyt przyjemnym doznaniem dla, wiecznie rozpalonego, ciała maga ognia. Mimo to
chwycił szybko dłoń Aishy, gdy ta próbowała ją zabrać, dostrzegając reakcję
chłopaka.
- Aisha... Dzięki Bogu... - odezwał
się w końcu, a w jego głosie słychać było ogromną ulgę. Ścisnął jej rękę
odrobinę mocniej, jakby chciał się upewnić, że na pewno tam jest - Jesteś
ranna? - zapytał po chwili z troską. Himei zacisnęła wargi.
Wyglądała jak ktoś, kto zastanawia się, w jaki sposób coś wytłumaczyć. Po chwili,
mimo, że wiedziała, że Keisuke nie będzie w stanie tego zobaczyć, pokręciła
przecząco głową.
- Wygląda na to, że nie może mówić -
stwierdził nagle Ren, któremu udało się wstać o własnych siłach i szedł właśnie
w ich stronę - Nie mam zielonego pojęcia, o co ją pytałeś, ale jej odpowiedź
brzmi "Nie" - oświadczył po chwili.
- Ren...! - Mazaru powoli usiadł i
odwrócił głowę w stronę, z której docierał głos blondyna - Wszystko gra?
- Nie słyszę, co mówisz, kretynie,
ogłuchłem! - warknął Tsuyoki, co w zasadzie było odpowiedzią na pytanie
rudzielca, i usiadł na ziemi obok niego. Przeklął cicho pod nosem, gdy ból
potłuczonych mięśni znowu dał się mu we znaki. Aisha rzuciła mu swoje lodowate
spojrzenie. Mimo, że nie mogła wydusić z siebie słowa, Ren wiedział, co chciałaby
powiedzieć: "To wszystko twoja wina, ty postrzeleńcu, gdybyś nie rzucił
się na nich, jak idiota, może dalibyśmy radę im uciec!". Ciężko było
nie przyznać temu racji. Himei wstała i ruszyła po swoją torbę, którą odrzuciła
na bok, w trakcie walki, by po chwili wrócić z nią i wyciągnąć z jej
środka, najróżniejsze opatrunki i bandaże. Zaczęła od opatrywania ran Keisuke.
Aisha skupiała się jedynie na krwawiących obrażeniach, wszelkich potłuczeń i
siniaków było zbyt wiele, żeby zajmować się nimi w tamtej chwili. Na szczęście,
chłopak najwyraźniej nie miał niczego złamanego, więc ostatecznie skończył
jedynie z zabandażowaną głową, dłońmi i prawym ramieniem. Po chwili Himei
wzięła się za opatrywanie Rena. Ten oczywiście wzbraniał się z początku, lecz
widząc zirytowany wzrok dziewczyny, w końcu pozwolił sobie pomóc.
- Dzięki - rzucił nawet na końcu.
Słysząc to Aisha uniosła delikatnie brwi. "Proszę, proszę... Więc nawet
ty potrafisz okazać wdzięczność" - zdawały się mówić jej szmaragdowe
oczy. Tsuyoki pozostawił to jednak bez komentarza, zamiast tego parsknął nagle
śmiechem.
- I co teraz? - zapytał z goryczą -
Jesteśmy całkiem sami, ranni, pośrodku niczego... Magia tamtych drani
najwyraźniej odebrała nam część naszych zmysłów (Keisuke już miał mówić, że
mowa nie jest zmysłem, ale przypomniawszy sobie, że Ren i tak nie usłyszy jego
komentarza, odpuścił sobie), a jutro planują przyjść po więcej... Nie możemy
wrócić do Akademii ani ryzykować wezwania pomocy, bo możliwe, że już ich wtedy
nie odnajdziemy i na zawsze zostaniemy kalekami...! Ale jutro czeka nas
powtórka z rozrywki, jeśli dojdzie do starcia... Dziś, gdy byliśmy w pełni sił,
bez problemu nas zmiażdżyli, a w naszym obecnym stanie, nie mamy nawet co
marzyć o zwycięstwie! A co więcej, mamy niecałe piętnaście godzin na wykonanie
naszego zadania, a wciąż nie znaleźliśmy nawet tego cholernego miasta! - ryknął
i uderzył wściekle pięścią o ziemię. Zapanowała cisza. Keisuke wydawał się być
podobnie wzburzony, co Ren. Zaciskał zęby i pięści, ale niczego nie powiedział.
Jedynie Aisha była całkowicie spokojna, przyglądała się strapionym twarzom chłopaków
niewzruszonym wzrokiem. Nagle rozpostarła nieco szerzej ręce, a po chwili
pojawiła się pomiędzy nimi niewielka, lodowa płytka. Chwyciła ją i zaczęła po
niej skrobać innym kawałkiem lodu, który pojawił się w jej drugiej dłoni. Po
niespełna trzydziestu sekundach odwróciła lodową tabliczkę w stronę Rena, który
przyjrzał się jej z zainteresowaniem. "Na razie poszukajmy jakiegoś
schronienia, ściemnia się, a na otwartej przestrzeni nie jest bezpiecznie.
Potem coś wymyślimy." - brzmiał napis, wyryty na płytce. Tsuyoki
przeczytał go powoli, po czym przekazał te słowa Mazaru i na końcu oznajmił,
nieco zmęczonym tonem:
- Wydaje mi się, że niedawno
mijaliśmy jakąś jaskinię, powinna się nadać...
* katana – japoński miecz
** Kurisutaru shōheki – z jap. "Kryształowa Bariera"
*** bokken – drewniany miecz
przeznaczony do ćwiczeń, wyglądem podobny do katany
**** Ringubaindā
– z jap. "Wiążący pierścień"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz