wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdział IV Przyparci do muru

To miała być prosta misja. Mieli po prostu dostarczyć jakiemuś typowi list. Obrali opustoszałą, bezpieczną drogę, jak polecił Yukito. Nikogo miało tam nie być.  A tymczasem dwóch zamaskowanych, niezbyt sympatycznie wyglądających kolesi przyglądało im się z góry, drwiło z nich i najwyraźniej szykowało się do ataku. Każdy z nich wyciągnął drewniany miecz i efektownie zeskoczył ze stromego urwiska, odbijając się od pojedynczych, wystających kamieni. Byli tak szybcy, że przez ten czas trójka młodych magów nie zdążyła przyjąć nawet pozycji obronnych, o których tyle tłumaczono im na wielu wykładach. "Człowiek nieprzygotowany na atak, to człowiek martwy" - mawiali ich profesorowie. Na szczęście tym razem te słowa się nie sprawdziły, bowiem gdy intruzi wylądowali już na ziemi, zamiast przejść do bezpośredniego ataku, co taktycznie byłoby najlepszym posunięciem, po prostu stanęli i spojrzeli na zdezorientowanych nastolatków.
- Kto pierwszy? - zapytał drwiąco, niższy z nich, kierując w nich wyzywająco miecz. Ani Ren, ani pozostali członkowie jego drużyny nie mieli normalnej broni, ich jedynym orężem była magia, nad którą, dopiero co, uczyli się panować. Poza tym nie wiedzieli, w posiadaniu jakich Zokusei byli ich przeciwnicy. Możliwości było nieskończenie wiele.
Tak, mieli kłopoty.
Jedynym rozsądnym rozwiązaniem, wydawało się być zaskoczenie wroga jakimś wspólnym, silnym atakiem i próba ucieczki. Nie mogli się mierzyć z pełnoprawnymi użytkownikami magii. Nawet jeśli było ich tylko dwóch, prawdopodobnie mogli ich pokonać, nawet nie brudząc sobie ubrań. Kilkadziesiąt metrów dalej rósł las, mogliby spróbować się tam ukryć i postarać się wezwać pomoc. To był zdecydowanie najlepszy pomysł.
Ale Rena to nie obchodziło. Pomimo krzyków Keisuke i Aishy, bez namysłu rzucił się na Sumāto.  Postawił na bezpośredni atak, wokół jego pięści pojawiły się niewielkie wiry powietrza, przypominające mini tornada o zawrotnej prędkości. Prawdopodobnie oberwanie czymś takim mogłoby być całkiem bolesne, ale niski, lisi chłopak nigdy się tego nie dowiedział, bo z łatwością uniknął tego ataku, zwyczajnie odskakując w bok. Tsuyoki na ułamek sekundy stracił równowagę, na skutek gwałtownego hamowania, a jego przeciwnik natychmiast to wykorzystał - jednym, aczkolwiek celnym i niewiarygodnie silnym kopniakiem, posłał Rena na kamienną ścianę urwiska.  Blondyn uderzył w nią z impetem i, z grymasem bólu na twarzy, upadł na plecy, wzniecając na około chmurę kurzu.  Został z łatwością powalony mimo, że jego wróg nie użył ani magii, ani chociażby swego drewnianego miecza. Nie mógł sobie jednak pozwolić na odpoczynek, bo  Sumāto już powoli ruszał w jego stronę. Aisha i Keisuke chcieli ruszyć mu z pomocą, ale niespodziewanie, tuż przed nimi, pojawił się drugi z intruzów.
- A dokąd to się wybieracie, co? - zapytał drwiąco i zamachnął się na nich mieczem. Mazaru odepchnął Himei do tyłu, a sam  zrobił unik. Kiyou cofnął się odrobinę, by po chwili wymierzyć chłopakowi identyczny kopniak, jak ten, który, dopiero co, dostał Ren, jednak Keisuke, w ostatniej chwili udało się go zablokować, choć siła uderzenia sprawiła, że przesunął się po ziemi o kilka centymetrów - Hmm, widzę, że uczymy się na błędach innych - skomentował jego przeciwnik, a nim Mazaru, choćby zdążył pomyśleć, o jakiejś ciętej ripoście, Kiyou wykręcił mu ramię i posłał na ziemię, prostopadłym kopnięciem w plecy.  Wyglądało na to, że znowu ma zamiar go zaatakować, mimo że chłopak jeszcze nie zdążył się podnieść, ale powstrzymał go, ostry jak brzytwa, sopel lodu, który świsnął mu tuż przed nosem.  Po chwili pojawiło się dziesięć następnych, co zmusiło go do odskoczenia od leżącego rudzielca.  Aisha nie zamierzała dawać przeciwnikowi szansy na wyprowadzenie kolejnego ataku, więc nie przerywając soplowego ostrzału, ruszyła ku niemu z lodowym mieczem w dłoni, który najwyraźniej, dopiero co, stworzyła.  Gdy była już wystarczająco blisko, zamachnęła się nim, lecz Kiyou sparował to uderzenie - Proszę, proszę, całkiem ładnie ci to wyszło - stwierdził, ewidentnie rozbawiony, przyglądając się lodowej katanie*. Najwyraźniej, tak jak w przypadku Keisuke, chciał znokautować ją teraz jakimś szybkim, niespodziewanym atakiem, lecz Aisha momentalnie odskoczyła, nie dając mu takiej okazji. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że na coś wpadła. Albo raczej na kogoś.
- Hej, to nie fair Kiyou, ja się chciałem z nią pobawić - oświadczył Sumāto, tonem obrażonego dziecka.  Himei stała teraz pomiędzy obydwoma zamaskowanymi chłopakami, którzy powoli szli w jej kierunku. Wyższy z nich zaśmiał się głośno.
- Niech ci będzie, jest twoja - oznajmił i pchnął dziewczynę brutalnie, wprost na swojego towarzysza. Na szczęście, nie udało mu się jej chwycić, ponieważ w tym momencie rzucił się na niego Keisuke. Kiyou również musiał dać jej chwilę spokoju, by osłonić się przed atakiem Rena. Walki rozgorzały na nowo i mimo, że młodzi magowie nie dali się tym razem tak łatwo powalić, było widać, że ich wrogowie mają nad nimi znaczną przewagę. Chłopaki wciąż cofali się pod ostrzałem ich ataków, nie mając szans na wymierzenie własnych ciosów. Nagle obaj, w tej samej chwili, wylądowali na ziemi. Kiyou i Sumāto zdawali się myśleć o tym samym, każdy z nich zamierzał dobić swojego przeciwnika uderzeniem miecza, który, możliwe że, miał jakieś groźne, magiczne właściwości. Szczęśliwie dla Tsuyokiego i Mazaru, dało się słyszeć głośny krzyk Himei.
- Kurisutaru shōheki!** - w tym samym momencie bokkeny*** zamaskowanych chłopaków uderzyły w przeźroczyste bariery, które powstały pomiędzy nimi, a leżącymi Keisuke i Renem.  Sumāto obrócił się w stronę dziewczyny, która stała z szeroko rozpostartymi rękami, jedną skierowaną w niego, drugą w Kiyou i zagwizdał głośno.
- Wygląda na to, że nasza ślicznotka zna zaklęcia obronne - stwierdził, zwracając się do swego towarzysza - I w dodatku... Chyba nas uziemiła - dodał, nieco rozbawiony, zerkając na nogi swoje i Kiyou, które od stóp do kolan były pokryte lodem, przygwożdżając ich do ziemi.
- Chyba tak - odparł bez zapału wyższy z napastników - Dobra, kończmy już tę zabawę - dodał po chwili - Ile masz przy sobie butelek?
- Trzy - odparł natychmiast niższy, zamaskowany chłopak
- Mało... Będziemy musieli później wrócić z kolejnymi... A na razie, bierz, co najlepsze - ani Aisha, ani pozostali, nie mieli pojęcia o czym oni mówią. Chłopaki, poobijani, powoli stawali na równe nogi,  Himei wciąż była skupiona na utrzymywaniu barier, by dać im możliwość do złapania oddechu, dlatego nie zdołała zareagować, gdy Sumāto rzucił ponad jej głową niewielką, zakorkowaną, szklaną buteleczkę. W momencie gdy Kiyou ją chwycił, dało się słyszeć trzask pękającego lodu. To Sumāto właśnie rozwalił go swoim mieczem i rzucił się w stronę bezbronnej, w tej chwili, dziewczyny. Z jego ust wydobyło się siarczyste przekleństwo, gdy, po raz kolejny, przeszkodził mu Mazaru.
- Upierdliwy jesteś - warknął do rudzielca - Ale to koniec taryfy ulgowej - dodał, tonem pełnym zadowolenia.
To była chwila. Mimo, że do tej pory Keisuke udawało się odpierać niektóre ataki, tym razem był bezsilny.  Nim zdążył, jakkolwiek zareagować, otrzymał potężny cios w żołądek. Chłopak zgiął się w pół i kaszlnął krwią. Po sekundzie nastąpiło kolejne uderzenie, tym razem oberwał kolanem prosto w głowę. Ostatkiem sił trzymał się jeszcze na nogach, ale po chwili runął na ziemię, powalony kopniakiem z pół obrotu. Sumāto postawił stopę na jego piersi i mocno docisnął, raz po raz, zadając kolejne kopnięcia. Niczego sobie nie robił z agresywnych ataków Aishy.
- Poczekaj na swoją kolej, ślicznotko - zaśmiał się, gdy ta, zrezygnowawszy, z nieefektywnej ofensywy na odległość, podbiegła do niego i zamachnęła się lodowym sztyletem prosto na jego plecy. Zamaskowany chłopak jednak z łatwością wytrącił jej broń i po chwili chwycił obie jej ręce i ścisnął jej nadgarstki jedną dłonią – Ringubaindā **** - rzucił, jakby od niechcenia i po chwili, w tym samym miejscu, w którym przed chwilą znajdowały się jego palce, pojawił się lśniący, złoty pierścień, który skurczył się gwałtownie, zupełnie obezwładniając dziewczynie dłonie i wzbił się w górę, tak że, z wyprostowanymi nad głową rękami, zaczęła się unosić kilka centymetrów nad ziemią. Mimo szamotania, nie była w stanie się uwolnić, mogła jedynie bezsilnie obserwować, jak Sumāto znów podchodzi i depcze Keisuke. Po chwili wyjął z kieszeni szklaną buteleczkę, taką samą jak ta, którą minutę temu rzucił Kiyou, i wyciągnął z niej korek. I zanim Himei zdążyła wykrzyczeć swój protest, uniósł swój miecz i wykonał nim niewiarygodnie szybkie cięcie. Ale on nawet nie dotknął Mazaru, śmignął dosłownie milimetr nad źrenicami chłopaka. Jednak na jego czubku coś się pojawiło. Nie krew, lecz coś, co przypominało delikatną, zieloną, mgiełkę. Najwyraźniej był to oczekiwany efekt, ponieważ Sumāto natychmiast zebrał tą tajemniczą substancję i zamknął w przygotowanej buteleczce. Zamaskowany chłopak zaśmiał się zwycięsko, schował ją z powrotem do kieszeni i w końcu zdjął stopę z torsu Keisuke, umożliwiając mu normalne oddychanie.
- Nie widzę... - szepnął nagle rudzielec. Aisha otworzyła szerzej oczy.
- Co...? - wyrzuciła z siebie w końcu
- Straciłem wzrok, niczego nie widzę - odparł już głośniej, nieco nerwowo drżącym głosem i dotknął dłońmi okolicy swoich oczu.  Himei wbiła wzrok w Sumāto, który ponownie odwrócił się w jej stronę.
- Co mu zrobiłeś?! - warknęła. Ten jednak znów się tylko zaśmiał i podszedł do niej bliżej.
- Ty się lepiej martw o siebie, śliczno... - niedane mu było jednak dokończyć, bo w tym momencie Aisha, z niezwykłą, jak na dziewczynę, siłą, kopnęła go w podbródek.
- Pytam, co mu, do cholery, zrobiłeś? - syknęła lodowatym tonem.
- T-ty mała...! - wydusił z siebie w końcu, kurczowo trzymając za obolałe miejsce. Najwyraźniej nie spodziewał się, że Himei będzie w stanie zamachnąć się nogą aż na taką wysokość, musiała być naprawdę dobrze wygimnastykowana. Spod maski chłopaka wyciekła czerwona, rdzawa ciecz, widocznie krwawił z ust. To było jedyne obrażenie, jakie otrzymał podczas całej walki. Aisha znów zaczęła się szamotać, miała nadzieję, że ten niespodziewany atak rozproszy zaklęcie przeciwnika i będzie w stanie się uwolnić. Niestety, nic z tego. Co więcej, miała wrażenie, że pierścień skurczył się jeszcze bardziej, ściskając jej nadgarstki z taką siłą, że syknęła z bólu. Sumāto powoli dochodził do siebie. - Lubię takie zadziorne - zaczął nagle - Ale niestety, to koniec naszej dzisiejszej randki - oświadczył, z nutką groźby w głosie i powoli uniósł swój bokken. W drugim ręku trzymał kolejną pustą buteleczkę.  Keisuke nie był w stanie tego zobaczyć, ale najwyraźniej wiedział, co się szykuje. Podniósł się gwałtownie mimo, że jego nogi niebezpiecznie się pod nim chwiały. Zdał sobie jednak sprawę, że na oślep nie da rady wyprowadzić żadnego ataku, nie narażając przy tym Aishy. Przeklął pod nosem, wściekły na własną bezradność.
- Ren! Szybko, pomóż jej! - krzyknął, a w jego głosie dał się słyszeć desperację. Tsuyoki jednak, nawet jeśli chciał to zrobić, miał własne zmartwienia na głowie. Kiyou zasypywał go właśnie gradem najróżniejszych ciosów, przed którymi, ledwo co, się bronił, wciąż się cofając. Nic nie mógł więc poradzić na to, że Sumāto wykonał kolejne cięcie.
- Aisha...? - szepnął Mazaru, jednak odpowiedziała mu cisza - Aisha! - krzyknął, już zupełnie wyprowadzony z równowagi i ruszył na oślep w jej kierunku. Sumāto jednak złośliwie podstawił mu nogę i rudzielec runął, jak długi - Cholera! - wrzasnął, wściekły i uderzył pięścią o ziemię. Z kolei zamaskowany chłopak wydawał się być bardzo zadowolony z siebie, gdy wymachiwał Himei buteleczką, wypełnioną śnieżnobiałą mgiełka, przed samym nosem. Ta zaciskała gniewnie zęby i piorunowała go wzrokiem. Znów próbowała go kopnąć, ale tym razem zrobił unik.
- Niegrzeczna dziewczynka - zaśmiał się jej przeciwnik, kiwając karcąco palcem -  Teraz przemyśl w CISZY swoje zachowanie - dodał po chwili i choć Aisha nie mogła tego stwierdzić przez jego maskę, wiedziała, że właśnie uśmiechał się złośliwie. Znów przymierzyła się do zamachu nogą.
- To na nic, nie dosięgniesz mni... Auć! - wrzasnął Sumāto, gdy oberwał, tym razem samym butem, prosto w twarz. Takie uderzenie nie mogło mu, co prawda, wyrządzić żadnej krzywdy, ale Aisha przynajmniej dała upust swojej złości - Dziewczyno, czy ty na serio nie masz zamiaru się uspokoić? - zapytał, z nutką niedowierzania i rozbawienia w głosie. Himei jedynie prychnęła pogardliwie.
- Co jest, Sumāto? - zaśmiał się nagle  Kiyou, nie przerywając swojej walki z Renem - Twoja ślicznotka daje ci łupnia?
- Wal się, Kiyou - warknął jego towarzysz - Lepiej przestań się cackać i kończ swoją robotę - rzucił, podirytowany.
- Nie ma problemu - odparł lekceważąco i, jakby od niechcenia, powalił Tsuyokiego jednym uderzeniem w plecy. Gdy ten próbował szybko wstać, przygwoździł go do ziemi nogą i wykonał dwa szybkie cięcia mieczem, jedno z prawej, drugie z lewej strony głowy blondyna, by po chwili zebrać błękitną substancję do ostatniej butelki - Gotowe - zawołał zadowolony Kiyou, ale Ren tego nie usłyszał, w zasadzie niczego już nie słyszał, otaczała go głucha cisza.
- Co jest, do cholery? - syknął i otworzył szerzej oczy, gdy zdał sobie sprawę, że nie słyszy nawet własnego głosu - Co to ma, do diabła, być?! - warknął, wściekły. Zamaskowany chłopak jedynie parsknął śmiechem.
- Jaki ma sens tłumaczenie tego tobie, skoro i tak nie usłyszysz? - zadrwił, przechylając głowę - Będziemy się zwijać, Sumāto - zwrócił się nagle do swojego towarzysza - Te dzieciaki mają nam jeszcze sporo do zaoferowania, musimy pójść po więcej buteleczek - oznajmił, z zadowoleniem.
- Niech będzie - odparł niższy z zamaskowanych chłopaków, po czym zwrócił się do Aishy - Papa, śliczna, do zobaczenia jutro - rzucił złośliwie. Spojrzenie Himei stało się jeszcze bardziej lodowate. Sumāto niczego sobie jednak z tego nie zrobił i razem z Kiyou wskoczył ponownie na sam szczyt urwiska, na którym po raz pierwszy się pojawili. Po chwili pstryknął palcami, a pierścień więżący Aishę zniknął i ta upadła na kolana. Mimo, że niemal natychmiast odwróciła się, żeby zaatakować, zamaskowanych chłopaków już nie było. Himei prychnęła, wiedziała, że nie było sensu ich teraz ścigać, zważając na fakt, że była jedyną osobą z jej drużyny, która stała na równych nogach. W zasadzie nie otrzymała żadnych poważniejszych obrażeń, bolały ją jedynie ręce, przez to całe wiszenie w powietrzu. Natomiast zarówno Ren jak i Keisuke leżeli cali poobijani, zakrwawieni, brudni i wykończeni. Aisha spojrzała na każdego z nich szybko, by ocenić, który jest bardziej ranny i potrzebuje pomocy. W końcu zdecydowała się podbiec do Mazaru. Gdy dotknęła jego ręki, wzdrygnął się. Kontakt z zimną skórą maga lodu nie był zbyt przyjemnym doznaniem dla, wiecznie rozpalonego, ciała maga ognia. Mimo to chwycił szybko dłoń Aishy, gdy ta próbowała ją zabrać, dostrzegając reakcję chłopaka.
- Aisha... Dzięki Bogu... - odezwał się w końcu, a w jego głosie słychać było ogromną ulgę. Ścisnął jej rękę odrobinę mocniej, jakby chciał się upewnić, że na pewno tam jest - Jesteś ranna? - zapytał po chwili z troską. Himei  zacisnęła wargi.  Wyglądała jak ktoś, kto zastanawia się, w jaki sposób coś wytłumaczyć. Po chwili, mimo, że wiedziała, że Keisuke nie będzie w stanie tego zobaczyć, pokręciła przecząco głową.
- Wygląda na to, że nie może mówić - stwierdził nagle Ren, któremu udało się wstać o własnych siłach i szedł właśnie w ich stronę - Nie mam zielonego pojęcia, o co ją pytałeś, ale jej odpowiedź brzmi "Nie" - oświadczył po chwili.
- Ren...! - Mazaru powoli usiadł i odwrócił głowę w stronę, z której docierał głos blondyna - Wszystko gra?
- Nie słyszę, co mówisz, kretynie, ogłuchłem! - warknął Tsuyoki, co w zasadzie było odpowiedzią na pytanie rudzielca, i usiadł na ziemi obok niego. Przeklął cicho pod nosem, gdy ból potłuczonych mięśni znowu dał się mu we znaki. Aisha rzuciła mu swoje lodowate spojrzenie. Mimo, że nie mogła wydusić z siebie słowa, Ren wiedział, co chciałaby powiedzieć: "To wszystko twoja wina, ty postrzeleńcu, gdybyś nie rzucił się na nich, jak idiota, może dalibyśmy radę im uciec!". Ciężko było nie przyznać temu racji. Himei wstała i ruszyła po swoją torbę, którą odrzuciła na bok, w trakcie walki,  by po chwili wrócić z nią i wyciągnąć z jej środka, najróżniejsze opatrunki i bandaże. Zaczęła od opatrywania ran Keisuke. Aisha skupiała się jedynie na krwawiących obrażeniach, wszelkich potłuczeń i siniaków było zbyt wiele, żeby zajmować się nimi w tamtej chwili. Na szczęście, chłopak najwyraźniej nie miał niczego złamanego, więc ostatecznie skończył jedynie z zabandażowaną głową, dłońmi i prawym ramieniem.  Po chwili Himei wzięła się za opatrywanie Rena. Ten oczywiście wzbraniał się z początku, lecz widząc zirytowany wzrok dziewczyny, w końcu pozwolił sobie pomóc.
- Dzięki - rzucił nawet na końcu. Słysząc to Aisha uniosła delikatnie brwi. "Proszę, proszę... Więc nawet ty potrafisz okazać wdzięczność" - zdawały się mówić jej szmaragdowe oczy. Tsuyoki pozostawił to jednak bez komentarza, zamiast tego parsknął nagle śmiechem.
- I co teraz? - zapytał z goryczą - Jesteśmy całkiem sami, ranni, pośrodku niczego... Magia tamtych drani najwyraźniej odebrała nam część naszych zmysłów (Keisuke już miał mówić, że mowa nie jest zmysłem, ale przypomniawszy sobie, że Ren i tak nie usłyszy jego komentarza, odpuścił sobie), a jutro planują przyjść po więcej... Nie możemy wrócić do Akademii ani ryzykować wezwania pomocy, bo możliwe, że już ich wtedy nie odnajdziemy i na zawsze zostaniemy kalekami...! Ale jutro czeka nas powtórka z rozrywki, jeśli dojdzie do starcia... Dziś, gdy byliśmy w pełni sił, bez problemu nas zmiażdżyli, a w naszym obecnym stanie, nie mamy nawet co marzyć o zwycięstwie! A co więcej, mamy niecałe piętnaście godzin na wykonanie naszego zadania, a wciąż nie znaleźliśmy nawet tego cholernego miasta! - ryknął i uderzył wściekle pięścią o ziemię. Zapanowała cisza. Keisuke wydawał się być podobnie wzburzony, co Ren. Zaciskał zęby i pięści, ale niczego nie powiedział. Jedynie Aisha była całkowicie spokojna, przyglądała się strapionym twarzom chłopaków niewzruszonym wzrokiem.  Nagle rozpostarła nieco szerzej ręce, a po chwili pojawiła się pomiędzy nimi niewielka, lodowa płytka. Chwyciła ją i zaczęła po niej skrobać innym kawałkiem lodu, który pojawił się w jej drugiej dłoni. Po niespełna trzydziestu sekundach odwróciła lodową tabliczkę w stronę Rena, który przyjrzał się jej z zainteresowaniem. "Na razie poszukajmy jakiegoś schronienia, ściemnia się, a na otwartej przestrzeni nie jest bezpiecznie. Potem coś wymyślimy." - brzmiał napis, wyryty na płytce.  Tsuyoki przeczytał go powoli, po czym przekazał te słowa Mazaru i na końcu oznajmił, nieco zmęczonym tonem:
- Wydaje mi się, że niedawno mijaliśmy jakąś jaskinię, powinna się nadać...


* katana – japoński miecz
** Kurisutaru shōheki – z jap. "Kryształowa Bariera"
*** bokken – drewniany miecz przeznaczony do ćwiczeń, wyglądem podobny do katany
**** Ringubaindā – z jap. "Wiążący pierścień"




sobota, 14 marca 2015

Rozdział III Pierwsza misja

Ren leżał w poprzek swojego łóżka. Czuł na swojej skórze dotyk delikatnej, czarnej satynowej pościeli. Już dawno skończył się rozpakowywać, ostatnią godzinę spędził właśnie w tej pozycji, bezmyślnie gapiąc się w granatowy sufit, który przywodził na myśl zachmurzone, burzowe niebo. Nawet nie zauważył, kiedy słońce na tym prawdziwym niebie zdążyło schować się za horyzontem, a w jego pokoju zapanował półmrok.  Nie przeszkadzało mu to. Dziś nie mieli już żadnych zajęć, był gotowy spędzić czas w ten sposób aż do jutrzejszego treningu.
Cóż, jego żołądek nie był. 
Tsuyoki złapał się kurczowo za brzuch, w momencie gdy wydobyło się z niego głośne, zakłócające panującą w pokoju ciszę, burknięcie.  Do tej pory udawało mu się ignorować ten fakt, ale był naprawdę głodny. Od śniadania nie miał niczego w ustach, zważywszy na to, że to był ostatni raz, kiedy mogli skorzystać ze stołówki. Początkowo planował przeczekać do rana i w drodze na zajęcia uchwycić coś do jedzenia z kuchni, aby jak najbardziej ograniczyć czas przebywania z pozostałymi członkami drużyny, ale teraz wiedział, że nie wytrzyma tak długo. Dzisiejszy trening  był naprawdę męczący, potrzebował czegoś, co uzupełniłoby braki jego energii. Ren przeklął cicho pod nosem, dźwignął się z łóżka, podszedł do drzwi i zaczął nasłuchiwać. Z zadowoleniem stwierdził, że nie słychać było żadnych rozmów czy głośnego śmiechu irytującego rudzielca. Co prawda, ich sypialnie były na piętrze, więc nie mógł być pewien, czy nie natknie się na nikogo na dole, w salonie lub w kuchni. Liczył jednak, że Mazaru byłby na tyle hałaśliwy, że mimo to by go usłyszał.  Powtarzając sobie w głowie tą myśl, otworzył drzwi i wyszedł na korytarz. Był pusty i ciemny, nikt najwyraźniej nie zawracał sobie głowy zapaleniem lamp.  Jedynie zza zamkniętych drzwi łazienki wyłaniała się nikła poświata. Najwyraźniej ktoś w niej był i, wnioskując po odgłosach chlapania wody, brał kąpiel. Modląc się w duchu, żeby ostatnia brakująca osoba, siedziała zamknięta w swojej sypialni, ruszył ku schodom. Drewniane deski skrzypiały pod jego ciężarem, co niezmiernie go drażniło, biorąc pod uwagę to, że chciał przemknąć na dół zupełnie niezauważony. Na przedostatnim stopniu zatrzymał się jednak raptownie.  Zdał sobie sprawę z unoszącego się wokół specyficznego zapachu. Chcąc znaleźć jego źródło, odruchowo spojrzał w stronę kuchni. Drzwi były otwarte, w środku paliło się światło i słychać było ciche odgłosy kroków oraz skwierczenia ognia. Z ust Rena wydobyło się siarczyste przekleństwo. 
"Świetnie, czyli księżniczka się pucuje w łazience, a w tym czasie jej sługus szykuje dla niej kolację!" - pomyślał. Trudno, po prostu wejdzie, szybko coś zje i wróci do siebie, całkowicie ignorując tego wkurzającego chłopaka.  Zrobił minę pod tytułem: "Nawet się do mnie nie odzywaj, śmieciu" i ruszył w stronę kuchni, by po chwili stanąć w jej drzwiach, jak wryty. 
Przy niewielkiej kuchence węglowej ujrzał, nie Mazaru, a krzątającą się Aishę. Dziewczyna wyglądała na bardzo zapracowaną. Na ogniu znajdowało się kilka garnków i patelnia, wszystko wypełnione różnym rodzajem jedzenia. Himei co chwilę sprawdzała, czy przypadkiem nigdzie się nic nie przypala,  mieszała zawartość wszystkich naczyń, próbowała jej i uzupełniała o kolejne przyprawy. Jakby tego było mało, wszystko to robiła ubrana w biały, koronkowy fartuszek, który sprawiał, że wyglądała naprawdę uroczo, co zupełnie do niej nie pasowało.
- Właśnie miałam was wołać - odezwała się nagle, nawet na niego nie patrząc. Jej głos, jak zwykle, był wyprany z emocji. - Już prawie gotowe - dodała po chwili, jednocześnie wrzucając jakieś zioła do największego garnka. Ren musiał przyznać, że był całkowicie zbity z tropu, Aisha, bynajmniej, nie wyglądała na kogoś, kto umiał gotować. Zresztą, jak ktoś, kto większość swojego życia spędził na salonach, otoczony najlepszą służbą i kucharzami, mógłby mieć o gotowaniu jakiekolwiek pojęcie? Ona mogła być, co najwyżej, wybredną smakoszką, a nie kucharką. Pewnie dla kaprysu, kazała Keisuke niczego nie przyrządzać, bo sama chciała sobie poeksperymentować sądząc, że będzie to świetna zabawa na wieczór. A jak już się okaże, że to, co ugotowała nadaje się na trutkę na szczury, Mazaru będzie musiał szybko naszykować coś zjadliwego.  Ren prychnął, nie miał zamiaru być królikiem doświadczalnym. Minął dziewczynę i ruszył w stronę kredensu, w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Przeglądał wszystkie szafki po kolei, a gdy nie mógł tam niczego znaleźć, zrezygnowany sięgnął do drewnianego chlebaka, wyciągnął z niego trochę pieczywa, opadł na jedno z krzeseł przy stole i zaczął jeść. W tym samym momencie do kuchni wszedł Keisuke. Jego włosy wciąż były wilgotne, był na boso, ubrany w jasną, powyciąganą, lnianą koszulę i luźne spodnie, zapewne jego strój do spania. Chłopak zajrzał Aishy przez ramię i zapytał, czy może w czymś pomóc. Tsuyoki natychmiast stwierdził, że rudzielec chce ratować, co się da, zanim będzie za późno. Dziewczyna odrzuciła jednak jego pomocną dłoń i powiedziała, żeby usiadł. Mazaru, bez dalszych dyskusji, zajął miejsce naprzeciwko Rena. Zapanowała cisza, przerywana jedynie odgłosami gotującego się jedzenia. Himei po chwili odeszła od kuchenki i ruszyła ku nim z dzbankiem pełnym różowego płynu, zapewne jakiegoś kompotu. Kiedy stanęła przy stole, spojrzała na Tsuyokiego z politowaniem.
- Serio? Będziesz jadł suche bułki? - zapytała, sięgając po jedną ze szklanek, które wcześniej musiała ustawić na stole i napełniła ją po brzegi - Zrobiłam mnóstwo jedzenia, wystarczy dla wszystkich
- Nikt cię o to nie prosił - warknął Ren
- Długo jeszcze będziesz zachowywał się, jak obrażone dziecko? - Aisha sięgnęła po drugą szklankę
- A długo jeszcze będziecie mi zawracać dupę?! Jak długo wam zajmie, zanim zrozumiecie, że nie chcę mieć z wami nic wspólnego?! Pech chciał, że jesteśmy w jednej drużynie i to wszystko! To nie czyni z nas przyjaciół, ani nawet kolegów! Chcę jakoś przetrwać ten okres, dalej trenować i doskonalić swoje umiejętności, więc, z łaski swojej, nie wchodźcie mi w drogę i pozwólcie mi się dalej ignorować! - ryknął. 
- To też będziesz w stanie zignorować? - zapytała Himei, ze stoickim spokojem, jednocześnie wylewając zawartość trzeciej szklanki wprost na głowę blondyna.  Ren oniemiał. Najwyraźniej nie do końca do niego dotarło, co właśnie zrobiła ta dziewczyna.  Siedział sztywny i gapił się na, siedzącego przed nim, Keisuke, jakby zamiast niego pojawił się tam niedźwiedź grizli, tańczący taniec hula. Cóż, Mazaru miał równie zdziwioną minę. Widać było, że ma ogromną ochotę się roześmiać, obserwując, jak różowa ciecz spływa Tsuyokiemu po twarzy i plami jego koszulę, ale powstrzymał się, spodziewając się za chwilę wybuchu wściekłości z jego strony.  I rzeczywiście, twarz Rena stopniowo robiła się czerwona. Jeszcze nigdy nie miał takiej ochoty, by uderzyć dziewczynę. Już otwierał usta, żeby się na nią wydrzeć, już chciał wstawać, gdy nagle Aisha z impetem uderzyła otwartą dłonią o blat stołu i nachyliła się tuż nad nim.
- Słuchaj no, narwańcu - zaczęła, a zarówno jej głos, jak i spojrzenie były lodowate. - Tak jak powiedziałeś, jesteśmy razem w drużynie i przez to będziemy na siebie skazani jeszcze przez długi, długi czas. Nie sądzisz więc, że rozsądniej byłoby żyć w zgodzie i zacząć się jakoś dogadywać, zamiast sobie nawzajem uprzykrzać życie? Hmm? - było w niej coś naprawdę przerażającego. Nie podnosiła głosu, nie groziła, w żaden sposób werbalnie nie atakowała, jednak coś sprawiało, że Tsuyoki dostał gęsiej skórki. Patrzyła mu prosto w oczy, a jej wzrok był niewzruszony, pusty i wyprany z emocji - Nie słyszę twojej odpowiedzi... - blondyn przełknął głośno ślinę. Jak to możliwe, że zwykła dziewczyna doprowadziła go do takiego stanu?! Przed chwilą był gotowy jej wygarnąć, a teraz bał się mrugnąć, bez jej wyraźnego pozwolenia. Czy to ta władcza natura wysoko postawionej arystokratki? W każdym razie, aura, którą wokół siebie roztaczała, całkowicie go sparaliżowała. Nie mógł już wytrzymać jej przeszywającego, zimnego spojrzenia, ale nie był też w stanie odwrócić wzroku. Ku jego niewysłowionej uldze, ona to zrobiła. - Czego chcesz, Yukito? -  zapytała, patrząc na drzwi do kuchni. Osara stał, tam i przyglądał się wszystkiemu, z szeroko otwartymi ustami. Gdy zdał sobie sprawę, że to pytanie było skierowane do niego, potrząsnął szybko głową, jakby chciał się wyrwać z jakiegoś transu i zrobił krok do przodu.
- Yyy, pukałem... - zaczął, wskazując za siebie, mając zapewne na myśli drzwi wejściowe - Eee, było otwarte, więc wszedłem... - Dlaczego on się tłumaczył?! I to w dodatku, tak nerwowo?!  Yukito odchrząknął głośno, musiał się wziąć w garść - Mogę wiedzieć, co robicie? - zapytał już dużo spokojniej, zerkając to na mokrego Rena, to na stojącą nad nim Aishę.
- Zacieśniamy więzi w drużynie - odparła Himei, jakby nigdy nic - I przygotowujemy się do kolacji - dodała wskazując podbródkiem na, zapełnioną garnkami z gotującymi się daniami, kuchnię. - Zjesz z nami? - Osara miał wrażenie, że to nie było zwykłe pytanie. Dziewczyna ewidentnie akceptowała tylko jedną odpowiedź.
- Tak, chętnie - odparł, z nerwowym uśmiechem. 
Wszyscy trzej siedzieli przy stole i czekali cierpliwie, podczas gdy Aisha dokonywała ostatnich poprawek przy swoich potrawach. Z całej ich trójki, tylko Mazaru wydawał się być jednak odprężony,  humor mu wrócił i postanowił zacząć zabawiać wszystkich swoimi głupimi historyjkami. W międzyczasie podał Renowi ręcznik, który przyniósł ze sobą z łazienki, i którego planował użyć do osuszenia swoich włosów. Blondyn przyjął go bez słowa i zaczął się wycierać. 
- Na co się tak głupio gapisz? - syknęła Himei. Najwyraźniej chodziło jej o Osarę, który faktycznie od dłuższego czasu jej się przyglądał. Jego policzki były delikatnie zaczerwienione, wyglądało na to, że widok urodnej uczennicy, paradującej w słodkim fartuszku, bardzo przypadł mu do gustu. Aisha widocznie to zauważyła. - Zboczeniec - skwitowała pogardliwie i ściągnęła fartuch -   Gotowe, skończyłam - oświadczyła po chwili i ruszyła ku nim z wazą pełną zupy. W momencie, gdy postawiła ją na środku stołu, Keisuke porwał jeden z talerzy, które wcześniej przyniosła i oznajmił wesoło:
- Usiądź już sobie, Aisha, naleję wszystkim - Himei najwyraźniej nie miała nic przeciwko, bo zajęła miejsce na przeciwko Yukito, który siedział obok, niezwykle cichego, Rena. 
"Ta mała... Nie zrobiła niczego nadzwyczajnego, a, jakimś cudem, sterroryzowała nas obu...!" - pomyślał Osara, zerkając ukradkiem na blondyna. Jednak, gdy pojawił się przed nim talerz, pełen zupy, to on bardziej przykuł jego uwagę. Nie wiedzieć dlaczego, miał podobne zdanie na temat domniemanych zdolności kulinarnych Aishy, co Tsuyoki. Jego opinia nie zmieniła się jakoś diametralnie, gdy przyjrzał się zawartości swojego talerza. Zupa, o delikatnie brzoskwiniowym zabarwieniu, miała kremową konsystencję i była pełna najróżniejszych warzyw i ziół, z których, na oko, za równo Yukito, jak i Renowi, udało się zidentyfikować jakieś trzy, czy cztery. To wszystko wyglądało na, nie do końca przemyślane, połączenie. Ciężko też było stwierdzić, czy jej zapach należał do przyjemnych, czy raczej mdlących.  Żaden z nich nie odważył się jednak wygłosić swoich wątpliwości na głos. Czując na sobie wyczekujące spojrzenie Himei, Tsuyoki oraz Osara poszli w ślady Keisuke i grzecznie podziękowali za posiłek, po czym sięgnęli po swoje łyżki. "Raz kozie śmierć" - pomyśleli zgodnie,  ostrożnie próbując zupy.
Jakież było ich zdziwienie, kiedy okazała się ona, nie tyle zjadliwa, co naprawdę smaczna! Kombinacja tak wielu różnych przypraw i składników, niespodziewanie dała zaskakująco pozytywny i oryginalny efekt! Ta zupa całkowicie zdeklasowała wszystkie podawane w stołówce posiłki. Miny Rena i Yukito mówiły same za siebie, nie tego się spodziewali.
- Chyba nie myśleliście, że Aisha nie umie gotować, co? - zapytał rozbawiony Keisuke, widząc ich reakcję. 
Drugie danie, którym okazał kurczak podany w jakimś wymyślnym sosie, było równie dobre, co pierwsze. Talerze opustoszały w mgnieniu oka, wszyscy naprawdę się najedli i jeszcze raz, tym razem bardziej szczerze, podziękowali za posiłek.
- A właśnie, Yukito - zaczęła Himei, obracając w dłoni pustą szklankę - Przyszedłeś, bo miałeś nadzieję, że załapiesz się na darmowe żarcie, czy miałeś jakiś bardziej szlachetny powód? - zapytała, obrzucając go badawczym spojrzeniem. Osara uderzył się otwartą dłonią w czoło, najwidoczniej zupełnie zapomniał o pierwotnym celu swojej wizyty i dopiero teraz ponownie zawitał on w jego świadomości. 
- Dzieciaki, przyszedłem, żeby poinformować was, że mam dla was pierwszą misję! - oświadczył z werwą
- Co?! Tak szybko?! - Tsuyoki był nieźle zaskoczony, lecz trudno stwierdzić, czy pozytywnie, czy wręcz odwrotnie
- Myślisz, że jesteśmy gotowi? Trenujemy z naszymi Zokusei dopiero od tygodnia... - ten powątpiewający głos należał do Keisuke
- Spokojnie, spokojnie - Osara machnął lekceważąco ręką - To proste zadanie. Tym razem będziecie robić, jedynie za doręczycieli - oświadczył, wyjmując zza pazuchy niewielką, białą kopertę, na której widniała czerwona pieczęć z ozdobnym ornamentem "O".
- Chcesz z nas zrobić listonoszy? Nie możesz go wysłać w normalny sposób? - zapytała z drwiącym niedowierzaniem Aisha
- To nie byle jaki list! - obruszył się Yukito - W środku zapisana jest niezwykle ważna i poufna wiadomość, która jak najszybciej musi dotrzeć do odbiorcy! 
- A kim jest ten odbiorca? - mimo tego pytania, Himei w rzeczywistości nie wydawała się być zbyt zainteresowana tą informacją.
- Wy dostarczycie ten list jedynie do pośrednika, którego zadaniem będzie przekazanie go w odpowiednie ręce - oznajmił spokojnie - Przedstawi się wam jako Sumisu, choć to zmyślone nazwisko, na potrzebę sprawy. Znajdziecie go w Rīru - ciągnął dalej - To niewielkie miasto, jakiś dzień drogi stąd. Tu macie mapę i informacje, gdzie i o której dokładnie macie się z nim spotkać. Pamiętajcie, nie możecie się spóźnić, to sprawa ogromnej wagi! - zakończył z powagą, wręczając im rzeczoną mapę i kartkę z dokładnym adresem i godziną. - A teraz - dodał, wstając od stołu - spakujcie się i kładźcie się do łóżek, wyruszacie o świcie.

***

Rano, gdy słońce znów zawitało na horyzoncie, trójka młodych magów ponownie spotkała się w kuchni. Tym razem Aisha zaserwowała zwyczajny omlet i kawę zbożową, nie miała czasu na naszykowanie czegoś bardziej wyrafinowanego, gdyż była zajęta przygotowywaniem prowiantu na drogę. Dziś Ren nie protestował, zjadł śniadanie bez szemrania, a potem, tak jak Keisuke, wziął od Himei niewielkie zawiniątko, zawierające jedzenie i picie, przeznaczone na podróż i schował je do swojego, przygotowanego wcześniej plecaka.  Himei poświęciła jeszcze tylko chwilę na posprzątanie ze stołu, a potem chwyciła za swoja ciemną, skórzaną torbę i powiedziała:
- Ruszajmy, załatwmy to szybko... 
- Ta 'est! - Keisuke zasalutował ze śmiechem i wyszli.  
Samo wyjście z Akademii zajęło im dobre kilkanaście minut. Długie, kręte korytarze, liczne schody, ciasne wąskie przejścia, czyniły ze szkoły całkiem skomplikowany labirynt. Był to środek zabezpieczający przed wizytą nieproszonych gości. Ktoś, kto nie znał topografii budynku, mógł mieć poważne problemu w odnalezieniu się. Tym bardziej, że w sytuacjach kryzysowych pojawiały się dodatkowe, tym razem magiczne, utrudnienia.  Mimo, że Ren i pozostali doskonale znali drogę, nie zmieniało to faktu, że ich dormitorium było znacznie oddalone od głównego wyjścia, a  w tym budynku nie było mowy o szybkim poruszaniu się. Wyjątkiem były rzeczone sytuacje kryzysowe, gdyż wspomniane "utrudnienia", niosły wiele korzyści dla tutejszych uczniów i pracowników.  To był jednak spokojny, normalny dzień.
Dotarli na dziedziniec, który zważywszy na porę, wciąż był pusty. Większość uczniów albo wciąż sobie smacznie spała, albo była właśnie w drodze na zajęcia. Nikt nie miał ochoty na poranny spacerek, tym bardziej, że chłodne, jesienne powietrze osiągnęło zaledwie kilka stopni powyżej zera i nieprzyjemnie dawało się we znaki.
Cóż, nie każdemu. Plusem bycia magiem Lodu, jest fakt, że zimno, to twój najlepszy przyjaciel, w odróżnieniu od męczących, letnich upałów.  Sytuacja jest odwrotna, jeżeli jesteś posiadaczem Hi no Zokusei. Keisuke szczelniej otulił się długą, brązową peleryną z kapturem i emblematem przedstawiającym białego motyla na plecach, którą całą trójką nosili, na znak przynależności do jednej z drużyn Akademii. Odkąd stał się magiem Ognia, jego ciało stało się znacznie wrażliwsze na zimno. Chcąc nie chcąc, musiał się do tego przyzwyczaić. Ren po raz pierwszy poczuł satysfakcję, że posługuje się magią Wiatru, gdyż jedyną tego konsekwencją był fakt, że nie musiał obawiać się przewiania.
Droga przemijała spokojnie, szli jakimiś opustoszałymi, polnymi ścieżkami, nigdzie nie było widać żywej duszy ani ludzkiej, ani jakiejś groźniejszej. Yukito kazał im nie korzystać z żadnego publicznego transportu i trzymać się z dala od  większych osad i wiosek, w celu ograniczenia zagrożenia kradzieży listu przez jakiegoś potencjalnego napastnika.  Ren był w posiadaniu mapy i to on kierował całą wyprawą. Cały czas szedł kilkanaście kroków przed Aishą i Keisuke i co jakiś czas mówił, w którą stronę powinni się następnie udać. Nie wiedzieć dlaczego, najwyraźniej wziął całą tą misję bardzo poważnie. Himei nie przeszkadzał fakt, że Tsuyoki najwidoczniej mianował się ich liderem, ponieważ, mimo to, był wyjątkowo spokojny. Nie dał się wytrącić z równowagi nawet głośnym gadaniem, wygłupami Mazaru oraz ciągłymi pytaniami "Daleko jeszcze?" i "Jesteś pewny, że to w tę stronę?". Za każdym razem rzucał jedynie jakąś monosylabiczną odpowiedź i nie odzywał się przez kolejne godziny. Aisha doszła do wniosku, że blondyn traktuje ich po prostu jako dodatkowy bagaż, który, dziwnym trafem, sam się przemieszcza i do tego umie mówić. Najwyraźniej ich wczorajsza "rozmowa" nie sprawiła, że blondyn postanowił zrezygnować ze swojej strategii: "Będę udawał, że ich tam nie ma", a, co najwyżej, po prostu uzupełnił ją o poprawkę "(w miarę możliwości)". Aisha westchnęła, myśląc o tym, jak męska duma potrafi być beznadziejnie głupia, ale najwyraźniej Keisuke inaczej zinterpretował jej zachowanie.
- Jesteś zmęczona, Aisha? - zapytał, zmartwiony
- Wszystko w porządku, nic mi nie jest - odparła chłodno. Mazaru zrobił jednak minę, mówiącą "Wcale nie jest w porządku!" i zwrócił się do idącego z przodu blondyna
- Ren! Idziemy bez przerwy od kilku godzin, powinniśmy odpocząć! - Tsuyoki się nie zatrzymał, nawet się nie odwrócił.
-  Nie możemy marnować czasu - oznajmił w końcu z irytacją - Powinniśmy iść, dopóki jest widno, postój zrobimy sobie w nocy... - w tym momencie Keisuke podbiegł do Rena i chwycił go mocno za ramię
- Ale ja mówię, że potrzebujemy przerwy teraz - oświadczył stanowczo. Patrzyli sobie prosto w oczy przez kilkanaście sekund, Mazaru nie miał zamiaru odpuścić. Tsuyoki prychnął.
- Wiedziałem, że będziecie jedynie kulą u nogi - syknął - Dobrze, w takim razie wy tu zostańcie, a ja wykonam nasze zadanie - oznajmił w końcu, pogardliwie. 
- Nie powinniśmy się rozdzielać - odparł Keisuke, marszcząc brwi - To niebezpieczne…
- Nie pozwolę na to, żebym zawalił moją pierwszą misję tylko dlatego, że rozbolały was nogi! - ryknął w końcu.  Wyglądało na to, że Aisha miała zamiar przyłączyć się do dyskusji. Chłopcy nie mieli jednak szansy się dowiedzieć, czy jak zwykle stanęłaby po stronie Mazaru, czy wyjątkowo chciała przyznać rację Renowi.
Ponieważ głos zabrał ktoś inny.
Stali tam, na szczycie niewielkiego urwiska, wzdłuż którego, Tsuyoki i reszta, szli i przyglądali się im z góry, najwyraźniej bardzo rozbawieni.  Chociaż, ciężko to było stwierdzić, biorąc pod uwagę fakt, że obaj mieli na twarzach maski, przedstawiające pysk lisa, co uniemożliwiło obserwację ich mimiki.  Jeden z nich zaśmiał się jednak dźwięcznie, co zdradziło, nie tylko ich obecność, ale i świetny humor.
- Proszę, proszę - zaczął, gdy już zapanował nad śmiechem - Kogo my tu mamy? Czyżbyśmy się kłócili? - zapytał drwiąco, nienaturalnie przeciągając sylaby.  Ren i reszta momentalnie zamilkli i wlepili wzrok w przybyszy. Wszyscy, być może nie do końca świadomie, zrobili kilka kroków w tył, co znów rozbawiło jednego z intruzów - Co o tym sądzisz, Kiyou? - zapytał swojego towarzysza, gdy znów przestał się śmiać. Obaj, dzięki maskom i identycznym, czarnym spodniom hakama*, nałożonym na białe keikogi**, byli, na pierwszy rzut oka, nie do odróżnienia. Ten, który miał zacząć teraz mówić, był jednak odrobinę wyższy.
- Sam nie wiem, Sumāto... Hej, dzieciaki - zaczął i przykucnął na samej krawędzi urwiska - Co wy robicie na tym pustkowiu i to SAMI? - zapytał, przechylając głowę. Tak samo, jak jego kompan, miał tendencję do przeciągania sylab.  Ren ściągnął gniewnie brwi i przymrużył oczy.
- Shi no Gyōshōnin...!*** - wycedził przez zaciśnięte zęby. Aisha i Keisuke wymienili się nerwowymi spojrzeniami.
-  Błąd! - zawołał niższy z nich - Jesteśmy MAGAMI...! - miejsce wściekłości na twarzy Rena zajęło osłupienie. Wnioskując po zachowaniu i złowrogiej aurze roztaczanej przez intruzów, nie mieli oni przyjaznych zamiarów, a to oznaczało, że byli...
- Haikyōsha...**** - ten, ledwo dosłyszalny, szept należał do Himei, która teraz wpatrywała się w przybyszy oczyma wypełnionymi obrzydzeniem. Sumāto zagwizdał głośno.
- Spójrz, Kiyou, jaką mają tu ślicznotkę! To zupełnie mój typ! Myślisz, że będzie chciała się ze mną trochę zabawić? - Aisha prychnęła pogardliwe, jej spojrzenie było lodowate.
- Najwyraźniej nic z tego, Sumāto - zaśmiał się wyższy z lisich przebierańców - Poza tym, przyprowadziła ze sobą swojego rycerza - dodał, w momencie, gdy Keisuke zrobił kilka kroków do przodu i zasłonił Aishę własnym ciałem. Miał zaciśnięte pięści, w jego oczach było widać waleczne płomienie.
- Nie ma problemu - oświadczył Sumāto - Wszyscy się zabawimy...!

* tradycyjne japońskie spodnie
** japoński strój treningowy
*** z jap. "Handlarze Śmierci"
**** z jap. "Apostata"

***
       Jako, że planowałam dodawanie rozdziałów co miesiąc, a w lutym nie wywiązałam się z tego postanowienia, wyjątkowo dodaję dwa rozdziały na raz. Poza tym, chcę jak najszybciej dojść do momentu właściwej akcji ;). Dziękuję za miłe komentarze  pod poprzednim rozdziałem, naprawdę bardzo się cieszę, że komuś chce się czytać te wypociny ^_^".  Mam nadzieję, że te rozdziały też się komuś spodobają. Akcja powoli nabiera tempa, więc już niedługo zrobi się ciekawej.
       Za wszystkie błędy tradycyjnie przepraszam.
       Trzymajcie się!

Obserwatorzy