wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdział IV Przyparci do muru

To miała być prosta misja. Mieli po prostu dostarczyć jakiemuś typowi list. Obrali opustoszałą, bezpieczną drogę, jak polecił Yukito. Nikogo miało tam nie być.  A tymczasem dwóch zamaskowanych, niezbyt sympatycznie wyglądających kolesi przyglądało im się z góry, drwiło z nich i najwyraźniej szykowało się do ataku. Każdy z nich wyciągnął drewniany miecz i efektownie zeskoczył ze stromego urwiska, odbijając się od pojedynczych, wystających kamieni. Byli tak szybcy, że przez ten czas trójka młodych magów nie zdążyła przyjąć nawet pozycji obronnych, o których tyle tłumaczono im na wielu wykładach. "Człowiek nieprzygotowany na atak, to człowiek martwy" - mawiali ich profesorowie. Na szczęście tym razem te słowa się nie sprawdziły, bowiem gdy intruzi wylądowali już na ziemi, zamiast przejść do bezpośredniego ataku, co taktycznie byłoby najlepszym posunięciem, po prostu stanęli i spojrzeli na zdezorientowanych nastolatków.
- Kto pierwszy? - zapytał drwiąco, niższy z nich, kierując w nich wyzywająco miecz. Ani Ren, ani pozostali członkowie jego drużyny nie mieli normalnej broni, ich jedynym orężem była magia, nad którą, dopiero co, uczyli się panować. Poza tym nie wiedzieli, w posiadaniu jakich Zokusei byli ich przeciwnicy. Możliwości było nieskończenie wiele.
Tak, mieli kłopoty.
Jedynym rozsądnym rozwiązaniem, wydawało się być zaskoczenie wroga jakimś wspólnym, silnym atakiem i próba ucieczki. Nie mogli się mierzyć z pełnoprawnymi użytkownikami magii. Nawet jeśli było ich tylko dwóch, prawdopodobnie mogli ich pokonać, nawet nie brudząc sobie ubrań. Kilkadziesiąt metrów dalej rósł las, mogliby spróbować się tam ukryć i postarać się wezwać pomoc. To był zdecydowanie najlepszy pomysł.
Ale Rena to nie obchodziło. Pomimo krzyków Keisuke i Aishy, bez namysłu rzucił się na Sumāto.  Postawił na bezpośredni atak, wokół jego pięści pojawiły się niewielkie wiry powietrza, przypominające mini tornada o zawrotnej prędkości. Prawdopodobnie oberwanie czymś takim mogłoby być całkiem bolesne, ale niski, lisi chłopak nigdy się tego nie dowiedział, bo z łatwością uniknął tego ataku, zwyczajnie odskakując w bok. Tsuyoki na ułamek sekundy stracił równowagę, na skutek gwałtownego hamowania, a jego przeciwnik natychmiast to wykorzystał - jednym, aczkolwiek celnym i niewiarygodnie silnym kopniakiem, posłał Rena na kamienną ścianę urwiska.  Blondyn uderzył w nią z impetem i, z grymasem bólu na twarzy, upadł na plecy, wzniecając na około chmurę kurzu.  Został z łatwością powalony mimo, że jego wróg nie użył ani magii, ani chociażby swego drewnianego miecza. Nie mógł sobie jednak pozwolić na odpoczynek, bo  Sumāto już powoli ruszał w jego stronę. Aisha i Keisuke chcieli ruszyć mu z pomocą, ale niespodziewanie, tuż przed nimi, pojawił się drugi z intruzów.
- A dokąd to się wybieracie, co? - zapytał drwiąco i zamachnął się na nich mieczem. Mazaru odepchnął Himei do tyłu, a sam  zrobił unik. Kiyou cofnął się odrobinę, by po chwili wymierzyć chłopakowi identyczny kopniak, jak ten, który, dopiero co, dostał Ren, jednak Keisuke, w ostatniej chwili udało się go zablokować, choć siła uderzenia sprawiła, że przesunął się po ziemi o kilka centymetrów - Hmm, widzę, że uczymy się na błędach innych - skomentował jego przeciwnik, a nim Mazaru, choćby zdążył pomyśleć, o jakiejś ciętej ripoście, Kiyou wykręcił mu ramię i posłał na ziemię, prostopadłym kopnięciem w plecy.  Wyglądało na to, że znowu ma zamiar go zaatakować, mimo że chłopak jeszcze nie zdążył się podnieść, ale powstrzymał go, ostry jak brzytwa, sopel lodu, który świsnął mu tuż przed nosem.  Po chwili pojawiło się dziesięć następnych, co zmusiło go do odskoczenia od leżącego rudzielca.  Aisha nie zamierzała dawać przeciwnikowi szansy na wyprowadzenie kolejnego ataku, więc nie przerywając soplowego ostrzału, ruszyła ku niemu z lodowym mieczem w dłoni, który najwyraźniej, dopiero co, stworzyła.  Gdy była już wystarczająco blisko, zamachnęła się nim, lecz Kiyou sparował to uderzenie - Proszę, proszę, całkiem ładnie ci to wyszło - stwierdził, ewidentnie rozbawiony, przyglądając się lodowej katanie*. Najwyraźniej, tak jak w przypadku Keisuke, chciał znokautować ją teraz jakimś szybkim, niespodziewanym atakiem, lecz Aisha momentalnie odskoczyła, nie dając mu takiej okazji. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że na coś wpadła. Albo raczej na kogoś.
- Hej, to nie fair Kiyou, ja się chciałem z nią pobawić - oświadczył Sumāto, tonem obrażonego dziecka.  Himei stała teraz pomiędzy obydwoma zamaskowanymi chłopakami, którzy powoli szli w jej kierunku. Wyższy z nich zaśmiał się głośno.
- Niech ci będzie, jest twoja - oznajmił i pchnął dziewczynę brutalnie, wprost na swojego towarzysza. Na szczęście, nie udało mu się jej chwycić, ponieważ w tym momencie rzucił się na niego Keisuke. Kiyou również musiał dać jej chwilę spokoju, by osłonić się przed atakiem Rena. Walki rozgorzały na nowo i mimo, że młodzi magowie nie dali się tym razem tak łatwo powalić, było widać, że ich wrogowie mają nad nimi znaczną przewagę. Chłopaki wciąż cofali się pod ostrzałem ich ataków, nie mając szans na wymierzenie własnych ciosów. Nagle obaj, w tej samej chwili, wylądowali na ziemi. Kiyou i Sumāto zdawali się myśleć o tym samym, każdy z nich zamierzał dobić swojego przeciwnika uderzeniem miecza, który, możliwe że, miał jakieś groźne, magiczne właściwości. Szczęśliwie dla Tsuyokiego i Mazaru, dało się słyszeć głośny krzyk Himei.
- Kurisutaru shōheki!** - w tym samym momencie bokkeny*** zamaskowanych chłopaków uderzyły w przeźroczyste bariery, które powstały pomiędzy nimi, a leżącymi Keisuke i Renem.  Sumāto obrócił się w stronę dziewczyny, która stała z szeroko rozpostartymi rękami, jedną skierowaną w niego, drugą w Kiyou i zagwizdał głośno.
- Wygląda na to, że nasza ślicznotka zna zaklęcia obronne - stwierdził, zwracając się do swego towarzysza - I w dodatku... Chyba nas uziemiła - dodał, nieco rozbawiony, zerkając na nogi swoje i Kiyou, które od stóp do kolan były pokryte lodem, przygwożdżając ich do ziemi.
- Chyba tak - odparł bez zapału wyższy z napastników - Dobra, kończmy już tę zabawę - dodał po chwili - Ile masz przy sobie butelek?
- Trzy - odparł natychmiast niższy, zamaskowany chłopak
- Mało... Będziemy musieli później wrócić z kolejnymi... A na razie, bierz, co najlepsze - ani Aisha, ani pozostali, nie mieli pojęcia o czym oni mówią. Chłopaki, poobijani, powoli stawali na równe nogi,  Himei wciąż była skupiona na utrzymywaniu barier, by dać im możliwość do złapania oddechu, dlatego nie zdołała zareagować, gdy Sumāto rzucił ponad jej głową niewielką, zakorkowaną, szklaną buteleczkę. W momencie gdy Kiyou ją chwycił, dało się słyszeć trzask pękającego lodu. To Sumāto właśnie rozwalił go swoim mieczem i rzucił się w stronę bezbronnej, w tej chwili, dziewczyny. Z jego ust wydobyło się siarczyste przekleństwo, gdy, po raz kolejny, przeszkodził mu Mazaru.
- Upierdliwy jesteś - warknął do rudzielca - Ale to koniec taryfy ulgowej - dodał, tonem pełnym zadowolenia.
To była chwila. Mimo, że do tej pory Keisuke udawało się odpierać niektóre ataki, tym razem był bezsilny.  Nim zdążył, jakkolwiek zareagować, otrzymał potężny cios w żołądek. Chłopak zgiął się w pół i kaszlnął krwią. Po sekundzie nastąpiło kolejne uderzenie, tym razem oberwał kolanem prosto w głowę. Ostatkiem sił trzymał się jeszcze na nogach, ale po chwili runął na ziemię, powalony kopniakiem z pół obrotu. Sumāto postawił stopę na jego piersi i mocno docisnął, raz po raz, zadając kolejne kopnięcia. Niczego sobie nie robił z agresywnych ataków Aishy.
- Poczekaj na swoją kolej, ślicznotko - zaśmiał się, gdy ta, zrezygnowawszy, z nieefektywnej ofensywy na odległość, podbiegła do niego i zamachnęła się lodowym sztyletem prosto na jego plecy. Zamaskowany chłopak jednak z łatwością wytrącił jej broń i po chwili chwycił obie jej ręce i ścisnął jej nadgarstki jedną dłonią – Ringubaindā **** - rzucił, jakby od niechcenia i po chwili, w tym samym miejscu, w którym przed chwilą znajdowały się jego palce, pojawił się lśniący, złoty pierścień, który skurczył się gwałtownie, zupełnie obezwładniając dziewczynie dłonie i wzbił się w górę, tak że, z wyprostowanymi nad głową rękami, zaczęła się unosić kilka centymetrów nad ziemią. Mimo szamotania, nie była w stanie się uwolnić, mogła jedynie bezsilnie obserwować, jak Sumāto znów podchodzi i depcze Keisuke. Po chwili wyjął z kieszeni szklaną buteleczkę, taką samą jak ta, którą minutę temu rzucił Kiyou, i wyciągnął z niej korek. I zanim Himei zdążyła wykrzyczeć swój protest, uniósł swój miecz i wykonał nim niewiarygodnie szybkie cięcie. Ale on nawet nie dotknął Mazaru, śmignął dosłownie milimetr nad źrenicami chłopaka. Jednak na jego czubku coś się pojawiło. Nie krew, lecz coś, co przypominało delikatną, zieloną, mgiełkę. Najwyraźniej był to oczekiwany efekt, ponieważ Sumāto natychmiast zebrał tą tajemniczą substancję i zamknął w przygotowanej buteleczce. Zamaskowany chłopak zaśmiał się zwycięsko, schował ją z powrotem do kieszeni i w końcu zdjął stopę z torsu Keisuke, umożliwiając mu normalne oddychanie.
- Nie widzę... - szepnął nagle rudzielec. Aisha otworzyła szerzej oczy.
- Co...? - wyrzuciła z siebie w końcu
- Straciłem wzrok, niczego nie widzę - odparł już głośniej, nieco nerwowo drżącym głosem i dotknął dłońmi okolicy swoich oczu.  Himei wbiła wzrok w Sumāto, który ponownie odwrócił się w jej stronę.
- Co mu zrobiłeś?! - warknęła. Ten jednak znów się tylko zaśmiał i podszedł do niej bliżej.
- Ty się lepiej martw o siebie, śliczno... - niedane mu było jednak dokończyć, bo w tym momencie Aisha, z niezwykłą, jak na dziewczynę, siłą, kopnęła go w podbródek.
- Pytam, co mu, do cholery, zrobiłeś? - syknęła lodowatym tonem.
- T-ty mała...! - wydusił z siebie w końcu, kurczowo trzymając za obolałe miejsce. Najwyraźniej nie spodziewał się, że Himei będzie w stanie zamachnąć się nogą aż na taką wysokość, musiała być naprawdę dobrze wygimnastykowana. Spod maski chłopaka wyciekła czerwona, rdzawa ciecz, widocznie krwawił z ust. To było jedyne obrażenie, jakie otrzymał podczas całej walki. Aisha znów zaczęła się szamotać, miała nadzieję, że ten niespodziewany atak rozproszy zaklęcie przeciwnika i będzie w stanie się uwolnić. Niestety, nic z tego. Co więcej, miała wrażenie, że pierścień skurczył się jeszcze bardziej, ściskając jej nadgarstki z taką siłą, że syknęła z bólu. Sumāto powoli dochodził do siebie. - Lubię takie zadziorne - zaczął nagle - Ale niestety, to koniec naszej dzisiejszej randki - oświadczył, z nutką groźby w głosie i powoli uniósł swój bokken. W drugim ręku trzymał kolejną pustą buteleczkę.  Keisuke nie był w stanie tego zobaczyć, ale najwyraźniej wiedział, co się szykuje. Podniósł się gwałtownie mimo, że jego nogi niebezpiecznie się pod nim chwiały. Zdał sobie jednak sprawę, że na oślep nie da rady wyprowadzić żadnego ataku, nie narażając przy tym Aishy. Przeklął pod nosem, wściekły na własną bezradność.
- Ren! Szybko, pomóż jej! - krzyknął, a w jego głosie dał się słyszeć desperację. Tsuyoki jednak, nawet jeśli chciał to zrobić, miał własne zmartwienia na głowie. Kiyou zasypywał go właśnie gradem najróżniejszych ciosów, przed którymi, ledwo co, się bronił, wciąż się cofając. Nic nie mógł więc poradzić na to, że Sumāto wykonał kolejne cięcie.
- Aisha...? - szepnął Mazaru, jednak odpowiedziała mu cisza - Aisha! - krzyknął, już zupełnie wyprowadzony z równowagi i ruszył na oślep w jej kierunku. Sumāto jednak złośliwie podstawił mu nogę i rudzielec runął, jak długi - Cholera! - wrzasnął, wściekły i uderzył pięścią o ziemię. Z kolei zamaskowany chłopak wydawał się być bardzo zadowolony z siebie, gdy wymachiwał Himei buteleczką, wypełnioną śnieżnobiałą mgiełka, przed samym nosem. Ta zaciskała gniewnie zęby i piorunowała go wzrokiem. Znów próbowała go kopnąć, ale tym razem zrobił unik.
- Niegrzeczna dziewczynka - zaśmiał się jej przeciwnik, kiwając karcąco palcem -  Teraz przemyśl w CISZY swoje zachowanie - dodał po chwili i choć Aisha nie mogła tego stwierdzić przez jego maskę, wiedziała, że właśnie uśmiechał się złośliwie. Znów przymierzyła się do zamachu nogą.
- To na nic, nie dosięgniesz mni... Auć! - wrzasnął Sumāto, gdy oberwał, tym razem samym butem, prosto w twarz. Takie uderzenie nie mogło mu, co prawda, wyrządzić żadnej krzywdy, ale Aisha przynajmniej dała upust swojej złości - Dziewczyno, czy ty na serio nie masz zamiaru się uspokoić? - zapytał, z nutką niedowierzania i rozbawienia w głosie. Himei jedynie prychnęła pogardliwie.
- Co jest, Sumāto? - zaśmiał się nagle  Kiyou, nie przerywając swojej walki z Renem - Twoja ślicznotka daje ci łupnia?
- Wal się, Kiyou - warknął jego towarzysz - Lepiej przestań się cackać i kończ swoją robotę - rzucił, podirytowany.
- Nie ma problemu - odparł lekceważąco i, jakby od niechcenia, powalił Tsuyokiego jednym uderzeniem w plecy. Gdy ten próbował szybko wstać, przygwoździł go do ziemi nogą i wykonał dwa szybkie cięcia mieczem, jedno z prawej, drugie z lewej strony głowy blondyna, by po chwili zebrać błękitną substancję do ostatniej butelki - Gotowe - zawołał zadowolony Kiyou, ale Ren tego nie usłyszał, w zasadzie niczego już nie słyszał, otaczała go głucha cisza.
- Co jest, do cholery? - syknął i otworzył szerzej oczy, gdy zdał sobie sprawę, że nie słyszy nawet własnego głosu - Co to ma, do diabła, być?! - warknął, wściekły. Zamaskowany chłopak jedynie parsknął śmiechem.
- Jaki ma sens tłumaczenie tego tobie, skoro i tak nie usłyszysz? - zadrwił, przechylając głowę - Będziemy się zwijać, Sumāto - zwrócił się nagle do swojego towarzysza - Te dzieciaki mają nam jeszcze sporo do zaoferowania, musimy pójść po więcej buteleczek - oznajmił, z zadowoleniem.
- Niech będzie - odparł niższy z zamaskowanych chłopaków, po czym zwrócił się do Aishy - Papa, śliczna, do zobaczenia jutro - rzucił złośliwie. Spojrzenie Himei stało się jeszcze bardziej lodowate. Sumāto niczego sobie jednak z tego nie zrobił i razem z Kiyou wskoczył ponownie na sam szczyt urwiska, na którym po raz pierwszy się pojawili. Po chwili pstryknął palcami, a pierścień więżący Aishę zniknął i ta upadła na kolana. Mimo, że niemal natychmiast odwróciła się, żeby zaatakować, zamaskowanych chłopaków już nie było. Himei prychnęła, wiedziała, że nie było sensu ich teraz ścigać, zważając na fakt, że była jedyną osobą z jej drużyny, która stała na równych nogach. W zasadzie nie otrzymała żadnych poważniejszych obrażeń, bolały ją jedynie ręce, przez to całe wiszenie w powietrzu. Natomiast zarówno Ren jak i Keisuke leżeli cali poobijani, zakrwawieni, brudni i wykończeni. Aisha spojrzała na każdego z nich szybko, by ocenić, który jest bardziej ranny i potrzebuje pomocy. W końcu zdecydowała się podbiec do Mazaru. Gdy dotknęła jego ręki, wzdrygnął się. Kontakt z zimną skórą maga lodu nie był zbyt przyjemnym doznaniem dla, wiecznie rozpalonego, ciała maga ognia. Mimo to chwycił szybko dłoń Aishy, gdy ta próbowała ją zabrać, dostrzegając reakcję chłopaka.
- Aisha... Dzięki Bogu... - odezwał się w końcu, a w jego głosie słychać było ogromną ulgę. Ścisnął jej rękę odrobinę mocniej, jakby chciał się upewnić, że na pewno tam jest - Jesteś ranna? - zapytał po chwili z troską. Himei  zacisnęła wargi.  Wyglądała jak ktoś, kto zastanawia się, w jaki sposób coś wytłumaczyć. Po chwili, mimo, że wiedziała, że Keisuke nie będzie w stanie tego zobaczyć, pokręciła przecząco głową.
- Wygląda na to, że nie może mówić - stwierdził nagle Ren, któremu udało się wstać o własnych siłach i szedł właśnie w ich stronę - Nie mam zielonego pojęcia, o co ją pytałeś, ale jej odpowiedź brzmi "Nie" - oświadczył po chwili.
- Ren...! - Mazaru powoli usiadł i odwrócił głowę w stronę, z której docierał głos blondyna - Wszystko gra?
- Nie słyszę, co mówisz, kretynie, ogłuchłem! - warknął Tsuyoki, co w zasadzie było odpowiedzią na pytanie rudzielca, i usiadł na ziemi obok niego. Przeklął cicho pod nosem, gdy ból potłuczonych mięśni znowu dał się mu we znaki. Aisha rzuciła mu swoje lodowate spojrzenie. Mimo, że nie mogła wydusić z siebie słowa, Ren wiedział, co chciałaby powiedzieć: "To wszystko twoja wina, ty postrzeleńcu, gdybyś nie rzucił się na nich, jak idiota, może dalibyśmy radę im uciec!". Ciężko było nie przyznać temu racji. Himei wstała i ruszyła po swoją torbę, którą odrzuciła na bok, w trakcie walki,  by po chwili wrócić z nią i wyciągnąć z jej środka, najróżniejsze opatrunki i bandaże. Zaczęła od opatrywania ran Keisuke. Aisha skupiała się jedynie na krwawiących obrażeniach, wszelkich potłuczeń i siniaków było zbyt wiele, żeby zajmować się nimi w tamtej chwili. Na szczęście, chłopak najwyraźniej nie miał niczego złamanego, więc ostatecznie skończył jedynie z zabandażowaną głową, dłońmi i prawym ramieniem.  Po chwili Himei wzięła się za opatrywanie Rena. Ten oczywiście wzbraniał się z początku, lecz widząc zirytowany wzrok dziewczyny, w końcu pozwolił sobie pomóc.
- Dzięki - rzucił nawet na końcu. Słysząc to Aisha uniosła delikatnie brwi. "Proszę, proszę... Więc nawet ty potrafisz okazać wdzięczność" - zdawały się mówić jej szmaragdowe oczy. Tsuyoki pozostawił to jednak bez komentarza, zamiast tego parsknął nagle śmiechem.
- I co teraz? - zapytał z goryczą - Jesteśmy całkiem sami, ranni, pośrodku niczego... Magia tamtych drani najwyraźniej odebrała nam część naszych zmysłów (Keisuke już miał mówić, że mowa nie jest zmysłem, ale przypomniawszy sobie, że Ren i tak nie usłyszy jego komentarza, odpuścił sobie), a jutro planują przyjść po więcej... Nie możemy wrócić do Akademii ani ryzykować wezwania pomocy, bo możliwe, że już ich wtedy nie odnajdziemy i na zawsze zostaniemy kalekami...! Ale jutro czeka nas powtórka z rozrywki, jeśli dojdzie do starcia... Dziś, gdy byliśmy w pełni sił, bez problemu nas zmiażdżyli, a w naszym obecnym stanie, nie mamy nawet co marzyć o zwycięstwie! A co więcej, mamy niecałe piętnaście godzin na wykonanie naszego zadania, a wciąż nie znaleźliśmy nawet tego cholernego miasta! - ryknął i uderzył wściekle pięścią o ziemię. Zapanowała cisza. Keisuke wydawał się być podobnie wzburzony, co Ren. Zaciskał zęby i pięści, ale niczego nie powiedział. Jedynie Aisha była całkowicie spokojna, przyglądała się strapionym twarzom chłopaków niewzruszonym wzrokiem.  Nagle rozpostarła nieco szerzej ręce, a po chwili pojawiła się pomiędzy nimi niewielka, lodowa płytka. Chwyciła ją i zaczęła po niej skrobać innym kawałkiem lodu, który pojawił się w jej drugiej dłoni. Po niespełna trzydziestu sekundach odwróciła lodową tabliczkę w stronę Rena, który przyjrzał się jej z zainteresowaniem. "Na razie poszukajmy jakiegoś schronienia, ściemnia się, a na otwartej przestrzeni nie jest bezpiecznie. Potem coś wymyślimy." - brzmiał napis, wyryty na płytce.  Tsuyoki przeczytał go powoli, po czym przekazał te słowa Mazaru i na końcu oznajmił, nieco zmęczonym tonem:
- Wydaje mi się, że niedawno mijaliśmy jakąś jaskinię, powinna się nadać...


* katana – japoński miecz
** Kurisutaru shōheki – z jap. "Kryształowa Bariera"
*** bokken – drewniany miecz przeznaczony do ćwiczeń, wyglądem podobny do katany
**** Ringubaindā – z jap. "Wiążący pierścień"




Obserwatorzy