sobota, 14 marca 2015

Rozdział III Pierwsza misja

Ren leżał w poprzek swojego łóżka. Czuł na swojej skórze dotyk delikatnej, czarnej satynowej pościeli. Już dawno skończył się rozpakowywać, ostatnią godzinę spędził właśnie w tej pozycji, bezmyślnie gapiąc się w granatowy sufit, który przywodził na myśl zachmurzone, burzowe niebo. Nawet nie zauważył, kiedy słońce na tym prawdziwym niebie zdążyło schować się za horyzontem, a w jego pokoju zapanował półmrok.  Nie przeszkadzało mu to. Dziś nie mieli już żadnych zajęć, był gotowy spędzić czas w ten sposób aż do jutrzejszego treningu.
Cóż, jego żołądek nie był. 
Tsuyoki złapał się kurczowo za brzuch, w momencie gdy wydobyło się z niego głośne, zakłócające panującą w pokoju ciszę, burknięcie.  Do tej pory udawało mu się ignorować ten fakt, ale był naprawdę głodny. Od śniadania nie miał niczego w ustach, zważywszy na to, że to był ostatni raz, kiedy mogli skorzystać ze stołówki. Początkowo planował przeczekać do rana i w drodze na zajęcia uchwycić coś do jedzenia z kuchni, aby jak najbardziej ograniczyć czas przebywania z pozostałymi członkami drużyny, ale teraz wiedział, że nie wytrzyma tak długo. Dzisiejszy trening  był naprawdę męczący, potrzebował czegoś, co uzupełniłoby braki jego energii. Ren przeklął cicho pod nosem, dźwignął się z łóżka, podszedł do drzwi i zaczął nasłuchiwać. Z zadowoleniem stwierdził, że nie słychać było żadnych rozmów czy głośnego śmiechu irytującego rudzielca. Co prawda, ich sypialnie były na piętrze, więc nie mógł być pewien, czy nie natknie się na nikogo na dole, w salonie lub w kuchni. Liczył jednak, że Mazaru byłby na tyle hałaśliwy, że mimo to by go usłyszał.  Powtarzając sobie w głowie tą myśl, otworzył drzwi i wyszedł na korytarz. Był pusty i ciemny, nikt najwyraźniej nie zawracał sobie głowy zapaleniem lamp.  Jedynie zza zamkniętych drzwi łazienki wyłaniała się nikła poświata. Najwyraźniej ktoś w niej był i, wnioskując po odgłosach chlapania wody, brał kąpiel. Modląc się w duchu, żeby ostatnia brakująca osoba, siedziała zamknięta w swojej sypialni, ruszył ku schodom. Drewniane deski skrzypiały pod jego ciężarem, co niezmiernie go drażniło, biorąc pod uwagę to, że chciał przemknąć na dół zupełnie niezauważony. Na przedostatnim stopniu zatrzymał się jednak raptownie.  Zdał sobie sprawę z unoszącego się wokół specyficznego zapachu. Chcąc znaleźć jego źródło, odruchowo spojrzał w stronę kuchni. Drzwi były otwarte, w środku paliło się światło i słychać było ciche odgłosy kroków oraz skwierczenia ognia. Z ust Rena wydobyło się siarczyste przekleństwo. 
"Świetnie, czyli księżniczka się pucuje w łazience, a w tym czasie jej sługus szykuje dla niej kolację!" - pomyślał. Trudno, po prostu wejdzie, szybko coś zje i wróci do siebie, całkowicie ignorując tego wkurzającego chłopaka.  Zrobił minę pod tytułem: "Nawet się do mnie nie odzywaj, śmieciu" i ruszył w stronę kuchni, by po chwili stanąć w jej drzwiach, jak wryty. 
Przy niewielkiej kuchence węglowej ujrzał, nie Mazaru, a krzątającą się Aishę. Dziewczyna wyglądała na bardzo zapracowaną. Na ogniu znajdowało się kilka garnków i patelnia, wszystko wypełnione różnym rodzajem jedzenia. Himei co chwilę sprawdzała, czy przypadkiem nigdzie się nic nie przypala,  mieszała zawartość wszystkich naczyń, próbowała jej i uzupełniała o kolejne przyprawy. Jakby tego było mało, wszystko to robiła ubrana w biały, koronkowy fartuszek, który sprawiał, że wyglądała naprawdę uroczo, co zupełnie do niej nie pasowało.
- Właśnie miałam was wołać - odezwała się nagle, nawet na niego nie patrząc. Jej głos, jak zwykle, był wyprany z emocji. - Już prawie gotowe - dodała po chwili, jednocześnie wrzucając jakieś zioła do największego garnka. Ren musiał przyznać, że był całkowicie zbity z tropu, Aisha, bynajmniej, nie wyglądała na kogoś, kto umiał gotować. Zresztą, jak ktoś, kto większość swojego życia spędził na salonach, otoczony najlepszą służbą i kucharzami, mógłby mieć o gotowaniu jakiekolwiek pojęcie? Ona mogła być, co najwyżej, wybredną smakoszką, a nie kucharką. Pewnie dla kaprysu, kazała Keisuke niczego nie przyrządzać, bo sama chciała sobie poeksperymentować sądząc, że będzie to świetna zabawa na wieczór. A jak już się okaże, że to, co ugotowała nadaje się na trutkę na szczury, Mazaru będzie musiał szybko naszykować coś zjadliwego.  Ren prychnął, nie miał zamiaru być królikiem doświadczalnym. Minął dziewczynę i ruszył w stronę kredensu, w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Przeglądał wszystkie szafki po kolei, a gdy nie mógł tam niczego znaleźć, zrezygnowany sięgnął do drewnianego chlebaka, wyciągnął z niego trochę pieczywa, opadł na jedno z krzeseł przy stole i zaczął jeść. W tym samym momencie do kuchni wszedł Keisuke. Jego włosy wciąż były wilgotne, był na boso, ubrany w jasną, powyciąganą, lnianą koszulę i luźne spodnie, zapewne jego strój do spania. Chłopak zajrzał Aishy przez ramię i zapytał, czy może w czymś pomóc. Tsuyoki natychmiast stwierdził, że rudzielec chce ratować, co się da, zanim będzie za późno. Dziewczyna odrzuciła jednak jego pomocną dłoń i powiedziała, żeby usiadł. Mazaru, bez dalszych dyskusji, zajął miejsce naprzeciwko Rena. Zapanowała cisza, przerywana jedynie odgłosami gotującego się jedzenia. Himei po chwili odeszła od kuchenki i ruszyła ku nim z dzbankiem pełnym różowego płynu, zapewne jakiegoś kompotu. Kiedy stanęła przy stole, spojrzała na Tsuyokiego z politowaniem.
- Serio? Będziesz jadł suche bułki? - zapytała, sięgając po jedną ze szklanek, które wcześniej musiała ustawić na stole i napełniła ją po brzegi - Zrobiłam mnóstwo jedzenia, wystarczy dla wszystkich
- Nikt cię o to nie prosił - warknął Ren
- Długo jeszcze będziesz zachowywał się, jak obrażone dziecko? - Aisha sięgnęła po drugą szklankę
- A długo jeszcze będziecie mi zawracać dupę?! Jak długo wam zajmie, zanim zrozumiecie, że nie chcę mieć z wami nic wspólnego?! Pech chciał, że jesteśmy w jednej drużynie i to wszystko! To nie czyni z nas przyjaciół, ani nawet kolegów! Chcę jakoś przetrwać ten okres, dalej trenować i doskonalić swoje umiejętności, więc, z łaski swojej, nie wchodźcie mi w drogę i pozwólcie mi się dalej ignorować! - ryknął. 
- To też będziesz w stanie zignorować? - zapytała Himei, ze stoickim spokojem, jednocześnie wylewając zawartość trzeciej szklanki wprost na głowę blondyna.  Ren oniemiał. Najwyraźniej nie do końca do niego dotarło, co właśnie zrobiła ta dziewczyna.  Siedział sztywny i gapił się na, siedzącego przed nim, Keisuke, jakby zamiast niego pojawił się tam niedźwiedź grizli, tańczący taniec hula. Cóż, Mazaru miał równie zdziwioną minę. Widać było, że ma ogromną ochotę się roześmiać, obserwując, jak różowa ciecz spływa Tsuyokiemu po twarzy i plami jego koszulę, ale powstrzymał się, spodziewając się za chwilę wybuchu wściekłości z jego strony.  I rzeczywiście, twarz Rena stopniowo robiła się czerwona. Jeszcze nigdy nie miał takiej ochoty, by uderzyć dziewczynę. Już otwierał usta, żeby się na nią wydrzeć, już chciał wstawać, gdy nagle Aisha z impetem uderzyła otwartą dłonią o blat stołu i nachyliła się tuż nad nim.
- Słuchaj no, narwańcu - zaczęła, a zarówno jej głos, jak i spojrzenie były lodowate. - Tak jak powiedziałeś, jesteśmy razem w drużynie i przez to będziemy na siebie skazani jeszcze przez długi, długi czas. Nie sądzisz więc, że rozsądniej byłoby żyć w zgodzie i zacząć się jakoś dogadywać, zamiast sobie nawzajem uprzykrzać życie? Hmm? - było w niej coś naprawdę przerażającego. Nie podnosiła głosu, nie groziła, w żaden sposób werbalnie nie atakowała, jednak coś sprawiało, że Tsuyoki dostał gęsiej skórki. Patrzyła mu prosto w oczy, a jej wzrok był niewzruszony, pusty i wyprany z emocji - Nie słyszę twojej odpowiedzi... - blondyn przełknął głośno ślinę. Jak to możliwe, że zwykła dziewczyna doprowadziła go do takiego stanu?! Przed chwilą był gotowy jej wygarnąć, a teraz bał się mrugnąć, bez jej wyraźnego pozwolenia. Czy to ta władcza natura wysoko postawionej arystokratki? W każdym razie, aura, którą wokół siebie roztaczała, całkowicie go sparaliżowała. Nie mógł już wytrzymać jej przeszywającego, zimnego spojrzenia, ale nie był też w stanie odwrócić wzroku. Ku jego niewysłowionej uldze, ona to zrobiła. - Czego chcesz, Yukito? -  zapytała, patrząc na drzwi do kuchni. Osara stał, tam i przyglądał się wszystkiemu, z szeroko otwartymi ustami. Gdy zdał sobie sprawę, że to pytanie było skierowane do niego, potrząsnął szybko głową, jakby chciał się wyrwać z jakiegoś transu i zrobił krok do przodu.
- Yyy, pukałem... - zaczął, wskazując za siebie, mając zapewne na myśli drzwi wejściowe - Eee, było otwarte, więc wszedłem... - Dlaczego on się tłumaczył?! I to w dodatku, tak nerwowo?!  Yukito odchrząknął głośno, musiał się wziąć w garść - Mogę wiedzieć, co robicie? - zapytał już dużo spokojniej, zerkając to na mokrego Rena, to na stojącą nad nim Aishę.
- Zacieśniamy więzi w drużynie - odparła Himei, jakby nigdy nic - I przygotowujemy się do kolacji - dodała wskazując podbródkiem na, zapełnioną garnkami z gotującymi się daniami, kuchnię. - Zjesz z nami? - Osara miał wrażenie, że to nie było zwykłe pytanie. Dziewczyna ewidentnie akceptowała tylko jedną odpowiedź.
- Tak, chętnie - odparł, z nerwowym uśmiechem. 
Wszyscy trzej siedzieli przy stole i czekali cierpliwie, podczas gdy Aisha dokonywała ostatnich poprawek przy swoich potrawach. Z całej ich trójki, tylko Mazaru wydawał się być jednak odprężony,  humor mu wrócił i postanowił zacząć zabawiać wszystkich swoimi głupimi historyjkami. W międzyczasie podał Renowi ręcznik, który przyniósł ze sobą z łazienki, i którego planował użyć do osuszenia swoich włosów. Blondyn przyjął go bez słowa i zaczął się wycierać. 
- Na co się tak głupio gapisz? - syknęła Himei. Najwyraźniej chodziło jej o Osarę, który faktycznie od dłuższego czasu jej się przyglądał. Jego policzki były delikatnie zaczerwienione, wyglądało na to, że widok urodnej uczennicy, paradującej w słodkim fartuszku, bardzo przypadł mu do gustu. Aisha widocznie to zauważyła. - Zboczeniec - skwitowała pogardliwie i ściągnęła fartuch -   Gotowe, skończyłam - oświadczyła po chwili i ruszyła ku nim z wazą pełną zupy. W momencie, gdy postawiła ją na środku stołu, Keisuke porwał jeden z talerzy, które wcześniej przyniosła i oznajmił wesoło:
- Usiądź już sobie, Aisha, naleję wszystkim - Himei najwyraźniej nie miała nic przeciwko, bo zajęła miejsce na przeciwko Yukito, który siedział obok, niezwykle cichego, Rena. 
"Ta mała... Nie zrobiła niczego nadzwyczajnego, a, jakimś cudem, sterroryzowała nas obu...!" - pomyślał Osara, zerkając ukradkiem na blondyna. Jednak, gdy pojawił się przed nim talerz, pełen zupy, to on bardziej przykuł jego uwagę. Nie wiedzieć dlaczego, miał podobne zdanie na temat domniemanych zdolności kulinarnych Aishy, co Tsuyoki. Jego opinia nie zmieniła się jakoś diametralnie, gdy przyjrzał się zawartości swojego talerza. Zupa, o delikatnie brzoskwiniowym zabarwieniu, miała kremową konsystencję i była pełna najróżniejszych warzyw i ziół, z których, na oko, za równo Yukito, jak i Renowi, udało się zidentyfikować jakieś trzy, czy cztery. To wszystko wyglądało na, nie do końca przemyślane, połączenie. Ciężko też było stwierdzić, czy jej zapach należał do przyjemnych, czy raczej mdlących.  Żaden z nich nie odważył się jednak wygłosić swoich wątpliwości na głos. Czując na sobie wyczekujące spojrzenie Himei, Tsuyoki oraz Osara poszli w ślady Keisuke i grzecznie podziękowali za posiłek, po czym sięgnęli po swoje łyżki. "Raz kozie śmierć" - pomyśleli zgodnie,  ostrożnie próbując zupy.
Jakież było ich zdziwienie, kiedy okazała się ona, nie tyle zjadliwa, co naprawdę smaczna! Kombinacja tak wielu różnych przypraw i składników, niespodziewanie dała zaskakująco pozytywny i oryginalny efekt! Ta zupa całkowicie zdeklasowała wszystkie podawane w stołówce posiłki. Miny Rena i Yukito mówiły same za siebie, nie tego się spodziewali.
- Chyba nie myśleliście, że Aisha nie umie gotować, co? - zapytał rozbawiony Keisuke, widząc ich reakcję. 
Drugie danie, którym okazał kurczak podany w jakimś wymyślnym sosie, było równie dobre, co pierwsze. Talerze opustoszały w mgnieniu oka, wszyscy naprawdę się najedli i jeszcze raz, tym razem bardziej szczerze, podziękowali za posiłek.
- A właśnie, Yukito - zaczęła Himei, obracając w dłoni pustą szklankę - Przyszedłeś, bo miałeś nadzieję, że załapiesz się na darmowe żarcie, czy miałeś jakiś bardziej szlachetny powód? - zapytała, obrzucając go badawczym spojrzeniem. Osara uderzył się otwartą dłonią w czoło, najwidoczniej zupełnie zapomniał o pierwotnym celu swojej wizyty i dopiero teraz ponownie zawitał on w jego świadomości. 
- Dzieciaki, przyszedłem, żeby poinformować was, że mam dla was pierwszą misję! - oświadczył z werwą
- Co?! Tak szybko?! - Tsuyoki był nieźle zaskoczony, lecz trudno stwierdzić, czy pozytywnie, czy wręcz odwrotnie
- Myślisz, że jesteśmy gotowi? Trenujemy z naszymi Zokusei dopiero od tygodnia... - ten powątpiewający głos należał do Keisuke
- Spokojnie, spokojnie - Osara machnął lekceważąco ręką - To proste zadanie. Tym razem będziecie robić, jedynie za doręczycieli - oświadczył, wyjmując zza pazuchy niewielką, białą kopertę, na której widniała czerwona pieczęć z ozdobnym ornamentem "O".
- Chcesz z nas zrobić listonoszy? Nie możesz go wysłać w normalny sposób? - zapytała z drwiącym niedowierzaniem Aisha
- To nie byle jaki list! - obruszył się Yukito - W środku zapisana jest niezwykle ważna i poufna wiadomość, która jak najszybciej musi dotrzeć do odbiorcy! 
- A kim jest ten odbiorca? - mimo tego pytania, Himei w rzeczywistości nie wydawała się być zbyt zainteresowana tą informacją.
- Wy dostarczycie ten list jedynie do pośrednika, którego zadaniem będzie przekazanie go w odpowiednie ręce - oznajmił spokojnie - Przedstawi się wam jako Sumisu, choć to zmyślone nazwisko, na potrzebę sprawy. Znajdziecie go w Rīru - ciągnął dalej - To niewielkie miasto, jakiś dzień drogi stąd. Tu macie mapę i informacje, gdzie i o której dokładnie macie się z nim spotkać. Pamiętajcie, nie możecie się spóźnić, to sprawa ogromnej wagi! - zakończył z powagą, wręczając im rzeczoną mapę i kartkę z dokładnym adresem i godziną. - A teraz - dodał, wstając od stołu - spakujcie się i kładźcie się do łóżek, wyruszacie o świcie.

***

Rano, gdy słońce znów zawitało na horyzoncie, trójka młodych magów ponownie spotkała się w kuchni. Tym razem Aisha zaserwowała zwyczajny omlet i kawę zbożową, nie miała czasu na naszykowanie czegoś bardziej wyrafinowanego, gdyż była zajęta przygotowywaniem prowiantu na drogę. Dziś Ren nie protestował, zjadł śniadanie bez szemrania, a potem, tak jak Keisuke, wziął od Himei niewielkie zawiniątko, zawierające jedzenie i picie, przeznaczone na podróż i schował je do swojego, przygotowanego wcześniej plecaka.  Himei poświęciła jeszcze tylko chwilę na posprzątanie ze stołu, a potem chwyciła za swoja ciemną, skórzaną torbę i powiedziała:
- Ruszajmy, załatwmy to szybko... 
- Ta 'est! - Keisuke zasalutował ze śmiechem i wyszli.  
Samo wyjście z Akademii zajęło im dobre kilkanaście minut. Długie, kręte korytarze, liczne schody, ciasne wąskie przejścia, czyniły ze szkoły całkiem skomplikowany labirynt. Był to środek zabezpieczający przed wizytą nieproszonych gości. Ktoś, kto nie znał topografii budynku, mógł mieć poważne problemu w odnalezieniu się. Tym bardziej, że w sytuacjach kryzysowych pojawiały się dodatkowe, tym razem magiczne, utrudnienia.  Mimo, że Ren i pozostali doskonale znali drogę, nie zmieniało to faktu, że ich dormitorium było znacznie oddalone od głównego wyjścia, a  w tym budynku nie było mowy o szybkim poruszaniu się. Wyjątkiem były rzeczone sytuacje kryzysowe, gdyż wspomniane "utrudnienia", niosły wiele korzyści dla tutejszych uczniów i pracowników.  To był jednak spokojny, normalny dzień.
Dotarli na dziedziniec, który zważywszy na porę, wciąż był pusty. Większość uczniów albo wciąż sobie smacznie spała, albo była właśnie w drodze na zajęcia. Nikt nie miał ochoty na poranny spacerek, tym bardziej, że chłodne, jesienne powietrze osiągnęło zaledwie kilka stopni powyżej zera i nieprzyjemnie dawało się we znaki.
Cóż, nie każdemu. Plusem bycia magiem Lodu, jest fakt, że zimno, to twój najlepszy przyjaciel, w odróżnieniu od męczących, letnich upałów.  Sytuacja jest odwrotna, jeżeli jesteś posiadaczem Hi no Zokusei. Keisuke szczelniej otulił się długą, brązową peleryną z kapturem i emblematem przedstawiającym białego motyla na plecach, którą całą trójką nosili, na znak przynależności do jednej z drużyn Akademii. Odkąd stał się magiem Ognia, jego ciało stało się znacznie wrażliwsze na zimno. Chcąc nie chcąc, musiał się do tego przyzwyczaić. Ren po raz pierwszy poczuł satysfakcję, że posługuje się magią Wiatru, gdyż jedyną tego konsekwencją był fakt, że nie musiał obawiać się przewiania.
Droga przemijała spokojnie, szli jakimiś opustoszałymi, polnymi ścieżkami, nigdzie nie było widać żywej duszy ani ludzkiej, ani jakiejś groźniejszej. Yukito kazał im nie korzystać z żadnego publicznego transportu i trzymać się z dala od  większych osad i wiosek, w celu ograniczenia zagrożenia kradzieży listu przez jakiegoś potencjalnego napastnika.  Ren był w posiadaniu mapy i to on kierował całą wyprawą. Cały czas szedł kilkanaście kroków przed Aishą i Keisuke i co jakiś czas mówił, w którą stronę powinni się następnie udać. Nie wiedzieć dlaczego, najwyraźniej wziął całą tą misję bardzo poważnie. Himei nie przeszkadzał fakt, że Tsuyoki najwidoczniej mianował się ich liderem, ponieważ, mimo to, był wyjątkowo spokojny. Nie dał się wytrącić z równowagi nawet głośnym gadaniem, wygłupami Mazaru oraz ciągłymi pytaniami "Daleko jeszcze?" i "Jesteś pewny, że to w tę stronę?". Za każdym razem rzucał jedynie jakąś monosylabiczną odpowiedź i nie odzywał się przez kolejne godziny. Aisha doszła do wniosku, że blondyn traktuje ich po prostu jako dodatkowy bagaż, który, dziwnym trafem, sam się przemieszcza i do tego umie mówić. Najwyraźniej ich wczorajsza "rozmowa" nie sprawiła, że blondyn postanowił zrezygnować ze swojej strategii: "Będę udawał, że ich tam nie ma", a, co najwyżej, po prostu uzupełnił ją o poprawkę "(w miarę możliwości)". Aisha westchnęła, myśląc o tym, jak męska duma potrafi być beznadziejnie głupia, ale najwyraźniej Keisuke inaczej zinterpretował jej zachowanie.
- Jesteś zmęczona, Aisha? - zapytał, zmartwiony
- Wszystko w porządku, nic mi nie jest - odparła chłodno. Mazaru zrobił jednak minę, mówiącą "Wcale nie jest w porządku!" i zwrócił się do idącego z przodu blondyna
- Ren! Idziemy bez przerwy od kilku godzin, powinniśmy odpocząć! - Tsuyoki się nie zatrzymał, nawet się nie odwrócił.
-  Nie możemy marnować czasu - oznajmił w końcu z irytacją - Powinniśmy iść, dopóki jest widno, postój zrobimy sobie w nocy... - w tym momencie Keisuke podbiegł do Rena i chwycił go mocno za ramię
- Ale ja mówię, że potrzebujemy przerwy teraz - oświadczył stanowczo. Patrzyli sobie prosto w oczy przez kilkanaście sekund, Mazaru nie miał zamiaru odpuścić. Tsuyoki prychnął.
- Wiedziałem, że będziecie jedynie kulą u nogi - syknął - Dobrze, w takim razie wy tu zostańcie, a ja wykonam nasze zadanie - oznajmił w końcu, pogardliwie. 
- Nie powinniśmy się rozdzielać - odparł Keisuke, marszcząc brwi - To niebezpieczne…
- Nie pozwolę na to, żebym zawalił moją pierwszą misję tylko dlatego, że rozbolały was nogi! - ryknął w końcu.  Wyglądało na to, że Aisha miała zamiar przyłączyć się do dyskusji. Chłopcy nie mieli jednak szansy się dowiedzieć, czy jak zwykle stanęłaby po stronie Mazaru, czy wyjątkowo chciała przyznać rację Renowi.
Ponieważ głos zabrał ktoś inny.
Stali tam, na szczycie niewielkiego urwiska, wzdłuż którego, Tsuyoki i reszta, szli i przyglądali się im z góry, najwyraźniej bardzo rozbawieni.  Chociaż, ciężko to było stwierdzić, biorąc pod uwagę fakt, że obaj mieli na twarzach maski, przedstawiające pysk lisa, co uniemożliwiło obserwację ich mimiki.  Jeden z nich zaśmiał się jednak dźwięcznie, co zdradziło, nie tylko ich obecność, ale i świetny humor.
- Proszę, proszę - zaczął, gdy już zapanował nad śmiechem - Kogo my tu mamy? Czyżbyśmy się kłócili? - zapytał drwiąco, nienaturalnie przeciągając sylaby.  Ren i reszta momentalnie zamilkli i wlepili wzrok w przybyszy. Wszyscy, być może nie do końca świadomie, zrobili kilka kroków w tył, co znów rozbawiło jednego z intruzów - Co o tym sądzisz, Kiyou? - zapytał swojego towarzysza, gdy znów przestał się śmiać. Obaj, dzięki maskom i identycznym, czarnym spodniom hakama*, nałożonym na białe keikogi**, byli, na pierwszy rzut oka, nie do odróżnienia. Ten, który miał zacząć teraz mówić, był jednak odrobinę wyższy.
- Sam nie wiem, Sumāto... Hej, dzieciaki - zaczął i przykucnął na samej krawędzi urwiska - Co wy robicie na tym pustkowiu i to SAMI? - zapytał, przechylając głowę. Tak samo, jak jego kompan, miał tendencję do przeciągania sylab.  Ren ściągnął gniewnie brwi i przymrużył oczy.
- Shi no Gyōshōnin...!*** - wycedził przez zaciśnięte zęby. Aisha i Keisuke wymienili się nerwowymi spojrzeniami.
-  Błąd! - zawołał niższy z nich - Jesteśmy MAGAMI...! - miejsce wściekłości na twarzy Rena zajęło osłupienie. Wnioskując po zachowaniu i złowrogiej aurze roztaczanej przez intruzów, nie mieli oni przyjaznych zamiarów, a to oznaczało, że byli...
- Haikyōsha...**** - ten, ledwo dosłyszalny, szept należał do Himei, która teraz wpatrywała się w przybyszy oczyma wypełnionymi obrzydzeniem. Sumāto zagwizdał głośno.
- Spójrz, Kiyou, jaką mają tu ślicznotkę! To zupełnie mój typ! Myślisz, że będzie chciała się ze mną trochę zabawić? - Aisha prychnęła pogardliwe, jej spojrzenie było lodowate.
- Najwyraźniej nic z tego, Sumāto - zaśmiał się wyższy z lisich przebierańców - Poza tym, przyprowadziła ze sobą swojego rycerza - dodał, w momencie, gdy Keisuke zrobił kilka kroków do przodu i zasłonił Aishę własnym ciałem. Miał zaciśnięte pięści, w jego oczach było widać waleczne płomienie.
- Nie ma problemu - oświadczył Sumāto - Wszyscy się zabawimy...!

* tradycyjne japońskie spodnie
** japoński strój treningowy
*** z jap. "Handlarze Śmierci"
**** z jap. "Apostata"

***
       Jako, że planowałam dodawanie rozdziałów co miesiąc, a w lutym nie wywiązałam się z tego postanowienia, wyjątkowo dodaję dwa rozdziały na raz. Poza tym, chcę jak najszybciej dojść do momentu właściwej akcji ;). Dziękuję za miłe komentarze  pod poprzednim rozdziałem, naprawdę bardzo się cieszę, że komuś chce się czytać te wypociny ^_^".  Mam nadzieję, że te rozdziały też się komuś spodobają. Akcja powoli nabiera tempa, więc już niedługo zrobi się ciekawej.
       Za wszystkie błędy tradycyjnie przepraszam.
       Trzymajcie się!

Rozdział II Nowe lokum



Wiele złego można by powiedzieć o tych dzieciakach, ale trzeba im było przyznać, że mieli, skubani, talent. Osara, z nieukrywanym zdziwieniem, przyglądał się właśnie ich poczynaniom na sali treningowej. Minął niespełna tydzień od chwili przydzielenia im Zokusei, a każde z nich potrafiło już wyprowadzić atak z użyciem swojego typu magii. I oczywicie żadne  nie raczyło poprosić go w tym o pomoc, nikomu nie zależało, aby podnieść jego autorytet, jako nauczyciela.  Yukito prychnął i sięgnął po, już kolejnego tego dnia, papierosa.  Po chwili wyciągnął również pudełko z zapałkami, ale w momencie, gdy chciał zapalić jedną z nich, powstrzymał go Mazaru. Na czubku jego wskazującego palca znajdował się niewielki płomyk. Keisuke przysunął go tuż pod papierosa, którego Osara trzymał już w ustach, i zapalił go. Yukito zaciągnął się dymem i obserwował, jak wyszczerzony Mazaru wraca na swoje miejsce i wznawia trening. Chłopak był wyjątkowo pozytywnie nastawiony do życia, jak na Dorei. Osara nie mógł zaprzeczyć, że był bardzo zainteresowany typem relacji między rudzielcem a jego właścicielką, gdyż zdecydowanie różniła się ona od tych zazwyczaj spotykanych. Jak dotąd nie nadarzyła się jednak dogodna sytuacja, by to wybadać. Yukito miał zamiar wypytać samego Keisuke, ponieważ uznał, że w tej kwestii Aisha może nie być zbyt rozmowna. Zresztą, nie miał ochoty znowu słuchać jej ciętych uwag. 
Osara skupił swój wzrok na dziewczynie. Jej trening był zdecydowanie najmniej chaotyczny. Ren rzucał się na drugim końcu sali i, niczym szalejące tornado, niszczył wszystkie poustawiane przeszkody i szatkował wypchane kukły, symulujące potencjalnego przeciwnika, natomiast Keisuke podpalał wszystko, co się da. Kule ognia latały wszędzie, w nie do końca kontrolowany sposób, ale Mazaru najwyraźniej niezbyt tym się przejmował i miał świetną zabawę. Jedynie Aisha nie siała wszechogarniającego zniszczenia.  Wpatrywała się w skupieniu w kilkanaście ustawionych przed nią tarcz różnej wielkości - średnica jednych była zbliżona do średnicy koła od wozu, drugich do średnicy spodka od filiżanki. Po chwili wyciągnęła rękę przed siebie i, z precyzją snajpera, strzelała, kolejno w każdą tarczę, ostrym soplem lodu. Niemal za każdym razem trafiała w sam środek swojego celu, mimo to wciąż zdawała się być absolutnie znudzona. 
Yukito z przykrością musiał zauważyć, że choć cała trójka, z dnia na dzień, robiła co raz większe postępy, jedna rzecz nadal pozostała niezmieniona - wciąż ćwiczyli osobno. Wróć - początkowo Keisuke nie odstępował Himei na krok, jednak zważywszy na to, że w dalszym ciągu nie mógł, dosłownie, pohamować swego ognistego zapału, a ogień z lodem nie idą w parze - postanowił, tymczasowo, trzymać się z daleka.  Co nie usprawiedliwia faktu, że nie było tam mowy o pracy zespołowej. Yukito wielokrotnie rzucał pomysł, by zrobili coś wspólnie, lecz mimo entuzjastycznego nastawienia Keisuke i względnej zgody, a raczej obojętności Aishy, za każdym razem napotykał stanowczy opór Rena, który zarzekał się, że nie chce mieć z nimi nic do czynienia. I tak mijały kolejne dni zimnej wojny. 
Osara postanowił zmienić strategię.  Skoro sami z siebie nie zamierzają przebywać w swoim towarzystwie, to wystarczy ich do tego zmusić, prawda? 
Zabrzmiały dzwony, zwiastujące koniec treningu i początek przerwy obiadowej.  Ren, Keisuke i Aisha odłożyli ostatnie przyrządy treningowe na swoje miejsce i ruszyli w stronę wyjścia.  Gdy już mieli opuścić salę, w drzwiach pojawił się Yukito i skutecznie zablokował im przejście.

- A dokąd to się państwo wybierają, hmm? - zapytał ze złośliwym uśmiechem.  Aisha rzuciła mu spojrzenie pełne politowania, a Ren odezwał się gniewnie: 
- A dokąd możemy się wybierać podczas przerwy obiadowej, co? Idziemy na stołówkę, a teraz zejdź z drogi - Osara jednak zignorował to polecenie, a na jego twarzy pojawił się jeszcze złośliwszy uśmiech.
- Hę? Ale przecież na stołówce już nie ma dla was miejsca...
- Co ty znowu chrzanisz?! - warknął Tsuyoki. Yukito wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. 
- Jako wasz wspaniały opiekun, postanowiłem sprawić wam prezent, - oświadczył, szczerząc się - wykorzystałem swój autorytet, by przekonać dyrekcję i radę pedagogiczną - tak naprawdę przebłagał jedynie Kakeru, który zajął się resztą, no ale się przecież nie przyzna - i załatwiłem wam oraz pozostałym, najlepiej prosperującym uczniom, nagrodę! Od tej pory nie będziecie musieli tkwić w swoich ciasnych, ponurych pokoikach, korzystać z jednej toalety na spółkę z pozostałymi uczniami z całego piętra i jeść w tym stołówkowym ścisku! W zamian za wasze bardzo dobre wyniki w nauce, szkoła postanowiła przydzielić wam wasze własne dormitorium! Od tej pory każde z was otrzyma swoją własną, prywatną sypialnię, a salon, kuchnię i łazienkę będziecie dzielić jedynie między waszą trójką! - Yukito spojrzał po twarzach swoich podopiecznych, na których odmalowały się najróżniejsze emocje - Oh, nie musicie dziękować - dodał po chwili, mimo że wiedział, jaka będzie ich reakcja.
- Zdurniałeś?! - ryknął Ren - Chcesz mi powiedzieć, że mam mieszkać razem z nimi?! - spytał, oburzony.
- A co z jedzeniem? - wtrącił nagle Keisuke, który jak zwykle wydawał się być bardzo podekscytowany - Skoro nie możemy już korzystać ze stołówki, to znaczy, że sami mamy sobie gotować? - zapytał, zaintrygowany
- Ta, ale nie martw się, wasza kuchnia jest bardzo dobrze wyposażona, a zapasy jedzenia będą na bieżąco uzupełniane - odparł Osara, całkowicie ignorując protest Tsuyokiego. Zapadło milczenie, podczas którego Ren i Yukito pojedynkowali się na piorunujące spojrzenia. W końcu odezwała się osoba, która jako jedyna, jak dotąd, nie zabrała głosu  w całej sprawie.
- Dobra, nie traćmy czasu - Aisha westchnęła - Yukito, zabierz nas tam... - I Osara, już zmęczony zwracaniem uwagi swoim podopiecznym na, całkowicie pozbawiony szacunku, sposób zwracania się do niego, rzucił tylko krótkie "Za mną" i ruszył przed siebie.
Szli powoli szerokim korytarzem, na którym roiło się od uczniów, którzy również właśnie ukończyli swoje zajęcia i zmierzali do stołówki, na dziedziniec, do swoich pokoi lub w jeszcze inne miejsca. Nikt nie zwracał na ich skromny pochód specjalnej uwagi. Jedynie pod adresem Tsuyokiego, który szedł obrażony na cały świat i umyślnie wpadał na każdego, kto nadchodził z naprzeciwka, pojawiło się kilka nieprzyjemnych słów.
       Ich podróż zakończyła się w zachodnim skrzydle, które było znacznie spokojniejsze i cichsze niż pozostała część budynku. Minęli hebanowe, ciemne drzwi, prowadzące do ogromnej, szkolnej biblioteki, która uchodziła za jedną z największych i najbardziej bogatych w całym kraju i dotarli na sam koniec korytarza, po drodze mijając wiele innych pomieszczeń, które najwyraźniej były dormitoriami pozostałych drużyn. Oczom trójki młodych magów ukazały się lśniące, czarne, solidne drzwi, z wyrytym na nich wielkim, białym motylem o przepięknych skrzydłach - symbolem ich drużyny. Osara odwrócił się w stronę swoich podopiecznych i wyciągnął z kieszeni trzy, jednakowe, złote klucze, na których również wygrawerowany był motyl i wręczył po jednym każdemu z nich. Potem, ostentacyjnym machnięciem ręki, dał znać, by któreś z nich otworzyło drzwi.  Jak można się było spodziewać, zrobił to Keisuke.  Dało się usłyszeć cichy szczęk zamka i po chwili drzwi uchyliły się. Mazaru pchnął je jeszcze delikatnie ręką i w końcu wszyscy mogli zobaczyć, co jest w środku.
       Przestronny salon był utrzymany w ciepłych odcieniach czerwieni i bordo.  Na ciemnowiśniowych ścianach wisiały śliczne obrazy przedstawiające najróżniejsze krajobrazy, od górskich stoków po wzburzone morze, a także wielkie lustro, oprawione w ramy w kolorze brudnego złota. W ścianę, prostopadłą do tej, na której znajdowały się wąskie, prostokątne okna, zakończone u góry zaokrąglonymi łukami, wbudowany był duży, murowany kominek z ciemnoczerwonej cegły. W palenisku znajdowało się kilka niewielkich kłód drewna, które tylko czekały, aż ktoś rzuci na nie pierwszą iskrę. Nieopodal zaś stał lśniący, czarny fortepian - marzenie każdego muzyka. Wypolerowaną, ciemnobrązową, drewnianą podłogę zdobił szeroki, prostokątny, bordowy perski dywan, na którym były wyhaftowane najróżniejsze ornamenty. Na nim zaś, stała brązowa, szeroka kanapa, która zdawała się prosić, by ktoś uciął sobie na niej drzemkę, niewielki, kasztanowy stolik do kawy i barek na słodycze. Pod ścianą, naprzeciwległą do kominka, znajdował się natomiast solidnie wykonany stolik do gry w szachy, z przysuniętymi do niego dwoma, mahoniowymi krzesłami ze szkarłatna tapicerką oraz ciemnobrązowa, drewniana komoda.  W pokoju znajdowała się również niewielka biblioteczka z książkami, która nie stanowiła nawet jednej setnej zasobów szkolnej biblioteki i ustawiony obok niego karmazynowy fotel, który wyglądał na bardzo wygodny. Wszystko było dopełnione przez najróżniejsze ozdoby w kolorze brudnego złota.
Słowem - ekstra. Nie było nawet porównania do ich poprzednich, szarych pokoi, które bardziej przypominały szpitalne sale niż ich cichy, przytulny, prywatny kąt. Tsuyoki wpatrywał się w to pomieszczenie z szeroko otwartymi ustami, nie spodziewał się czegoś takiego. To znacznie wykraczało ponad ogólnie przyjęte standardy.  Jednak w zasadzie, tylko on wydawał się być pod takim wrażeniem. Keisuke też, co prawda, rozglądał się z zainteresowaniem po salonie, ale nie wydawał się być zaszokowany jego bogactwem, natomiast na Aishy już w ogóle nie zrobiło to żadnego wrażenia. No tak, w końcu była arystokratką, musiała być przyzwyczajona do takich, a w zasadzie jeszcze pewnie większych, luksusów. Mazaru, jako jej Dorei, mieszkał razem z nią, więc pewnie również przywykł do takich widoków. Ren zirytował się, że tylko on tak zachwycił się tym miejscem i to mu przypomniało o jego wściekłości związanej z koniecznością mieszkania razem z członkami swojej drużyny. Zaraz jednak w jego głowie pojawiła się myśl: "Może jednak warto się z nimi przemęczyć dla takich wygód..."
- Sypialnie mamy osobne? - zapytał, jakby od niechcenia. Yukito wyglądał, jakby ledwie powstrzymywał się od krzyknięcia: "Zwycięstwo!", ale ostatecznie wydusił z siebie jedynie zdawkowe "Taa..."  - Dobra, w takim razie niech ci będzie, możemy tu mieszkać - oświadczył, jakby robił mu łaskę. Osara zignorował jego ton i spojrzał na Keisuke i Aishę, których Tsuyoki nie raczył w ogóle spytać o zdanie.
- Dla mnie bomba! - zawołał rudzielec.
- Bez różnicy... - oświadczyła znudzonym tonem Aisha, co również oznaczało zgodę. Na twarzy Yukito pojawił się tryumfalny uśmiech:
- No! Czyli postanowione! - oznajmił, zadowolony - W takim razie pooglądajcie sobie teraz wasze nowe mieszkanko i bawcie się ładnie. Wasze rzeczy są już w waszych sypialniach, także pozostało wam się tylko urządzić po swojemu. Mam jeszcze do załatwienia trochę papierkowej roboty, więc się zwijam. Wpadnę później, sprawdzić, jak sobie radzicie. Trzymcie się! - i wyszedł, pozostawiając trójkę młodych magów samych.
       Ale nie na długo. Dosłownie chwilę po wyjściu Osary, do salonu wpadli pierwsi goście.
- Wow, wy też dostaliście własne dormitorium, gratki! - zawołał niewysoki chłopak, o miodowych, , poczochranych włosach, spiętych u góry klamrą i, jakby nigdy nic, wszedł do środka.
- Nie wydzieraj się tak, Hinata! - tuż za chłopakiem, do pomieszczenia wpadła uśmiechnięta, równa z nim wzrostem, dziewczyna, o kasztanowych włosach, które postanowiła związać w długi koński ogon. Sprzedała swojemu towarzyszowi mocnego kuksańca w bok, w jej bursztynowych oczach było widać zadziorne iskierki.
- Ty też nie zachowujesz się zbyt cicho,  Kana-chan* - oznajmił spokojnie, z nutką rozbawienia w głosie, kolejny przybysz. W progu stał wysoki, szczupły chłopak, którego krótkie, hebanowe włosy były w drobnym nieładzie. Jako jedyny był na tyle dobrze wychowany, by nie wejść do środka bez zaproszenia - Przepraszamy za najście - dodał, dyskretnie wskazując na pozostałą dwójkę gości, którzy biegali po całym pokoju i co chwilę się czymś głośno zachwycali.
- Nie wygłupiaj się, Makoto, wejdź - nakazała chłodno Aisha - I tak nie wyrządzisz większych szkód, niż ta banda - stwierdziła oschle. Chłopak zaśmiał się przepraszająco i zrobił kilka kroków przed siebie, lecz zatrzymał się raptownie, najwyraźniej, czując na sobie wrogie spojrzenie Rena. Tsuyoki świdrował wzrokiem również pozostałą dwójkę przybyszów, ale tamci najwyraźniej nie zdawali sobie z tego sprawy. Keisuke, widocznie spodziewając się tego, co za chwilę mogło nastąpić, postanowił przejąć inicjatywę.
- Ren, to są nasi przyjaciele - oświadczył wesoło i jakby uspokajająco - Wszyscy są z tego samego roku, co my, należą do drużyny Haiiro Usagi**, a ich opiekunem jest Inoue Risa-san***.  Pozwól, że ci ich przedstawię: Mizutani Hinata - Keisuke wskazał na niskiego chłopaka, który z założonymi za głowę rękoma, rzucił krótkie: "Siemka" - Asami Kana-chan - zarumieniona dziewczyna pomachała do Rena przyjaźnie - I Makoto Ryūji. Wszyscy, to Tsuyoki Ren. Ciemnowłosy chłopak ruszył w stronę Tsuyokiego i wyciągnął do niego rękę.
- Miło mi poznać - odezwał się z uśmiechem. Ren jednak nie miał zamiaru odwzajemnić uścisku dłoni. Makoto najwyraźniej to zrozumiał, bo powoli opuścił rękę i czekał na jakąś reakcję ze strony blondyna.
- Co, przyszliście na herbatkę i ciasteczka? - warknął Tsuyoki - Dopiero co dostaliśmy klucze do tego mieszkania, nie sądzicie, że należy nam się trochę czasu dla siebie?!
- Ren, to... - zaczął Keisuke, ale przerwał mu Ryūji:
- W porządku, Mazaru, Tsuyoki-kun ma rację, powinniśmy byli zaczekać z naszą wizytą -Makoto zrobił minę, która mówiła "Mój błąd, wybacz" - Kana-chan, Hinata, słyszeliście? Przyjdziemy następnym razem, chodźcie - Ryūji sprawiał wrażenie opiekuńczego ojca, który przywoływał do siebie swoje niesforne dzieci. Mizutani trochę marudził i rzucił Renowi pretensjonalne spojrzenie, a Asami burknęła pod nosem coś, co brzmiało jak "Phi, jaki gburowaty...", po czym, całą trójką, wesoło pożegnali się z Aishą i Keisuke, zapowiadając, że spotkają się w najbliższym czasie. Mazaru pożegnał się z nimi z podobnym entuzjazmem, dorzucając jeszcze jakieś przeprosiny za brak gościnności, natomiast Himei rzuciła jedynie zdawkowe "Taa, na razie", a gdy drzwi zamknęły się za nimi, dodała nieco głośniej:
- Makoto to chodzący pacyfizm... Nie nadaje się do tego świata... - w tym stwierdzeniu dało się dosłyszeć nutkę politowania. Keisuke parsknął śmiechem.
- Myślę, że dobrze, że tego nie usłyszał, bo pewnie zrobiłoby mu się przykro - zaśmiał się krótko, ale po chwili zmarszczył brwi i obrócił się w stronę Tsuyokiego - Ren, jeśli dalej będziesz się tak zachowywał, to nigdy nie zdobędziesz przyjaciół! - oświadczył z wyrzutem. Aisha westchnęła.
- Nie mam ochoty znowu tego wysłuchiwać, idę rozejrzeć się po reszcie mieszkania - oznajmiła i wyszła przez jedyne drzwi w pokoju, poza wejściowymi. Nastała cisza, Keisuke spodziewał się ze strony Rena kolejnego wybuchu typu: "Morda, nie potrzebuję przyjaciół", ale to nie nastąpiło. Zamiast tego blondyn spojrzał na niego z, trudną do opisania, pogardą.
- Nie ufam ci - oświadczył powoli - Ty i te twoje wygłupy, wesołe gadki i kazania o przyjaźni... Żałosna pokazówka! To oczywiste, że to wszystko, to najzwyklejsze w świecie kłamstwa! Ktoś taki w życiu nie otrzymałby Hi no Zokusei! Nie wiem, co kombinujesz, co ukrywasz albo, co rozkazała ci tamta zarozumiała żmija, ale nie myśl, że dam się na to nabrać... - oznajmił groźnie. Mazaru spojrzał na niego, z rzadko u siebie spotykaną, powagą.
- Aisha niczego mi nie rozkazała - powiedział nieco ostrym tonem. Ciężko stwierdzić, czy chciał coś jeszcze dodać, w każdym razie, Ren najwyraźniej nie miał zamiaru tego słuchać, bo ruszył w ślady Himei i opuścił pokój. Keisuke westchnął ciężko, ale po chwili zrobił to samo.
Ani łazienka, ani kuchnia nie ustępowały salonowi w bogactwie i gustowności wystroju. Ta pierwsza, utrzymana w różnych odcieniach beżu, była wyposażona, między innymi, w wielką lśniącą wannę, która spokojnie mogła pomieścić, co najmniej, dwie osoby, w wymyślnie zdobiony zlew i lustro, jeszcze większe od tego w salonie. Natomiast ciemno brzoskwiniowa kuchnia mogła się poszczycić, przede wszystkim, misternie rzeźbionym, dębowym stołem. Nie te pomieszczenia przykuły jednak największą uwagę młodych magów, wszyscy, niemal od razu powędrowali do swoich sypialni. Każda była urządzona w innym stylu, jakby dopasowanym do ewentualnych potrzeb i temperamentu przyszłego właściciela. No cóż, o ile surowa, granatowa sypialnia Rena i przytulny, zielony pokój Keisuke w zasadzie spełniały te warunki, o tyle ściany w kolorze brudnego różu i niewielkie, białe, ślicznie zdobione, meble w sypialni Aishy, zdawały się całkowicie kontrastować z jej osobowością. Dziewczyna pozostawiła jednak ten fakt bez komentarza i, tak jak pozostali członkowie jej drużyny, zabrała się do rozpakowywania swoich rzeczy. Zajęło jej to całkiem sporo czasu. Mimo, że nie lubiła się stroić, miała mnóstwo ubrań i kosmetyków, które były głównie prezentami od jej rodziców i różnych ważnych osobistości. Na szczęście wszystko zmieściło się w tych wymyślnie zdobionych szafkach i szufladach. Kiedy w końcu opróżniła cały swój kufer z bagażami, wepchnęła go pod swoje łóżko i sama opadła na nie, może nie tyle zmęczona, co znużona. Materac był naprawdę miękki i wygodny, ale ta kwiecista pościel z falbankami, zupełnie nie była jej w guście. Aisha westchnęła ciężko i dźwignęła się z łóżka. W tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejdź - nakazała chłodno. W drzwiach stał Keisuke, ze swoim zwykłym promiennym uśmiechem.
- Widzę, że już się uporałaś z rozpakowywaniem, mi jeszcze trochę zostało, haha - zagaił wesoło i wszedł do środka - Mam dla ciebie mały prezent - dodał i wyciągnął zza pleców jakiś przedmiot, niewielką lampę naftową w kolorze ciemnego brązu - Była w mojej sypialni - wyjaśnił Keisuke - Twoja stara pewnie została w twoim poprzednim pokoju, w końcu była tam od początku, więc pomyślałem, że będziesz chciała nową...  Co prawda - dodał po chwili zastanowienia - ta tutaj nie do końca komponuje się z tutejszym wystrojem, ale jak będziemy w mieście, będziesz mogła sprawić sobie inną... - Aisha zmierzyła go badawczym spojrzeniem.
- Nie, jest w porządku - oznajmiła sucho i wzięła od niego lampę, a po chwili milczenia dodała jeszcze - Dziękuję... - może i nie było słychać w tym słowie prawdziwej wdzięczności, ale Mazaru czuł się najwyraźniej usatysfakcjonowany.
- W takim razie będę wracał do siebie - oświadczył powoli - Zostało mi jeszcze trochę rzeczy do uporządkowania - dodał i odwrócił się, by wyjść.
- Stało się coś? - rozległo się nagle za jego plecami. Aisha nawet na niego nie patrzyła, wydawała się być bardzo zajęta ustawianiem lampy na swojej niewielkiej szafce nocnej. Nie było jednak wątpliwości, że to ona zadała to pytanie. Na twarzy Keisuke na ułamek sekundy odmalowało się zdziwienie, które zaraz zastąpił szeroki uśmiech.
- Nie - oznajmił wesoło i wyszedł.
     


    

Obserwatorzy