- Chcę urlopu - Yukito opadł na
mahoniowe krzesło z ciężkim westchnięciem. Wyglądał jak ktoś, kto miał za sobą
bardzo długi i ciężki dzień. Mina męczennika, jaką postanowił przybrać,
miała być tego dowodem. Nakano nie dał się jednak nabrać. Siedział po drugiej
stronie biurka, na swoim, również mahoniowym, fotelu z bordową, zdobioną
najróżniejszymi ornamentami, tapicerką oraz pięknie rzeźbionymi podłokietnikami
i z głową ułożoną na splecionych dłoniach, przyglądał się swojemu rozmówcy ze
spokojem.
- Ah, tak? - zapytał, udając
zaskoczenie - A z jakiego to powodu? - Osara zrobił jeszcze bardziej żałosną
minę.
- Stara kontuzja w kolanie mi się
odezwała - wyjaśnił, teatralnie krzywiąc się z bólu - Myślę, że powinienem, to
w końcu odleżeć, jak radził mi lekarz. I tak wystarczająco długo się
nadwerężałem...
- Przez "wystarczająco
długo", masz na myśli ostatnie kilka miesięcy, kiedy to przesiadywałeś
godzinami zamknięty w swoim, ekhem, gabinecie i wymigiwałeś się od wszystkich swoich
obowiązków, jako nauczyciel w tej szkole? - zapytał dyrektor z ironicznym
uśmiechem. Yukito prychnął:
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz -
oświadczył urażonym tonem.
- Czyli twoja nagła potrzeba
otrzymania urlopu nie ma absolutnie żadnego związku z tym, że wyznaczyłem cię
na opiekuna jednej z nowo utworzonych drużyn, tak? - zapytał, jednocześnie
nalewając herbaty do dwóch, stojących na biurku, porcelanowych filiżanek. Po
chwili znikąd pojawiła się również cukierniczka i talerzyk wypełniony
herbatnikami. Yukito, bezceremonialnie, chwycił całą garść ciasteczek i po
kolei zaczął je sobie wpychać do ust.
- Nie moja wina! - odezwał się
nagle, gdy w jego dłoni zostały już jedynie okruchy - Te dzieciaki wykończyły
mnie psychicznie, fizycznie i nerwowo, Kakeru!
- I zdążyły to zrobić w zaledwie...
- tu spojrzał na wskazówki swojego pozłacanego zegarka, umieszczonego na prawym
nadgarstku - Siedemnaście minut? - zapytał ze sztucznym zdziwieniem - A, i nie
zwracaj się do mnie po imieniu. Gdy tak wrzeszczysz, ktoś może cię usłyszeć, a
i tak już wszyscy uważają, że cię faworyzuję...
- Ty to nazywasz faworyzacją?! -
oburzył się - Co z ciebie za przyjaciel?!
- Taki, który od miesięcy próbuje
chronić twój leniwy tyłek i taki, który chce ci dać okazję się wykazać, żeby przekonać
pozostałą część grona pedagogicznego, że wywalenie cię na zbity pysk, to mimo
wszystko niezbyt opłacalny interes - odparł spokojnie, po czym wrzucił do swojej
filiżanki dwie kostki cukru i przesunął cukiernicę w stronę Yukito, zachęcając
go do tego samego. Osara wyglądał niczym obrażone dziecko, które, mimo iż wie,
że rodzice mają rację, za nic nie ma zamiaru tego przyznać.
- Nawet jeśli - zaczął, wrzucając do
swojej filiżanki pierwszą kostkę cukru - To skąd ty wziąłeś tę bandę?! Z
cyrku, psychiatryka, więzienia?! Czy nie mogłeś mi przydzielić drużyny jakichś
słodkich i niewinnych dziewczątek? Na pewno gdzieś w tej szkole są takie! -
oświadczył, jednocześnie umieszczając w filiżance szóstą już kostkę cukru, z
takim impetem, że część jej zawartości znalazła się na blacie biurka. Nakano
zdawał się nie zauważać faktu, że jego przyjaciel zamienił właśnie filiżankę
herbaty z cukrem na filiżankę cukru z herbatą i odparł, tym razem szczerze,
zdziwiony:
- Nie mów, że nie podoba ci się
Himei-san.
- Urodę to może i ona ma - zaczął,
mieszając leniwie zawartość swojej filiżanki srebrną łyżeczką - Ale
zdecydowanie daleko jej do bycia słodką i niewinną. Zresztą, to jedyna córka
najwyżej postawionej, arystokratycznej rodziny w całym kraju! Ona taką herbatkę
- tu uniósł własną filiżankę, dla lepszego zobrazowania swoich słów - to
pija z samym królem! Nawet chodzą słuchy, że to najbardziej obiecująca
kandydatka na przyszłą królową, bo ponoć wpadła księciu w oko! Co ktoś taki
robi w takim miejscu, jak to? Ja nawet nie wiem, jak powinienem się do niej
zwracać, nie narażając się na gniew całego królestwa...
- Nie martw się, ona nie jest taka,
jak większość arystokratek, które, być może, miałeś okazję spotkać -
powiedział, nieco rozbawiony, Nakano, upijając łyk herbaty - Gdy zapisywała się
do tej szkoły, oświadczyła, że chce być traktowana, jak normalna uczennica, bez
tych wszystkich ceregieli... I tego samego oczekuje wobec jej Dorei... - dodał
i rzucił przyjacielowi pełne powagi spojrzenie.
- Dorei? - Osara omal nie zakrztusił
się swoim gorącym napojem - Z magiczną mocą? Przecież to zakazane...!
- Himei-san w przeszłości
wykorzystała względy, jakimi darzy ją książę i załatwiła dla niego specjalne
pozwolenie. Mimo, że jest Dorei, czyli nasze społeczeństwo z jakichś,
niezrozumiałych dla mnie przyczyn, traktuje go jak podczłowieka, ma on więcej
przywilejów niż reszta jemu podobnych, w tym ma zgodę na bycie pełnoprawnym
uczniem tej szkoły. A co z Tobą, Yukito? - zapytał, po krótkiej pauzie -
Jaki jest twój stosunek do Dorei? Jeżeli uznasz, że obecność jednego z nich
jako wychowanka jest niezgodna z twoimi poglądami, dumą, czy moralnością, w
pełni to zrozumiem - oświadczył ze śmiertelną powagą. Osara przez dłuższą
chwilę również przyglądał się Kakeru z podobnym wyrazem twarzy i zaraz
potem ryknął:
- Ha! Nie wrzucaj mnie do jednego
worka razem z tym ciemnogrodem! Nie jestem tak tępy i ograniczeni, jak oni.
Dorei, czy nie - dzieciak, jak dzieciak, mam to gdzieś - fuknął - Zresztą -
dodał, a ton jego głosu zrobił się nagle znacznie spokojniejszy - Znałem kiedyś
jedną Dorei... Dobra z niej była dziewczyna... - Nakano nie umknął fakt, że
Yukito mówił w czasie przeszłym. Właśnie tak wyglądała rzeczywistość, zwykli
Dorei zazwyczaj nie żyli zbyt długo. Postanowił jednak tego nie komentować, nie
chcąc przypadkiem rozdrapać jakichś starych ran przyjaciela .
- Właśnie dlatego to ciebie
wyznaczyłem na opiekuna tej drużyny, Yukito - oświadczył powoli, z ciepłym
uśmiechem - Wiedziałem, że mimo wszytko, ty zawsze postąpisz słusznie. Tak
naprawdę nieistotny był dla ciebie status Himei-san, nawet gdyby nie wyraziła
takiego pragnienia, i tak traktowałbyś ją, jak każdą inną uczennicę, bo tak
powinien zachowywać się nauczyciel. Nawet, gdybym nie powiedział ci, że
Mazaru-kun jest Dorei i sam byś to odkrył, nie zmieniłoby to twojego stosunku
do niego. I nawet jeśli jednym z twoich wychowanków jest Tsuyoki-kun, to nie
będziesz na niego patrzył przez pryzmat jego ojca, a obiektywnie ocenisz jego
własne postępowania... Bo taki już jesteś - Yukito wyglądał, jak ktoś, kogo wstydliwe
sekrety wyszły na jaw i czuje się teraz strasznie zażenowany tym faktem.
Zaplótł ramiona na piersiach, skierował swój wzrok gdzieś w przestrzeń i, z
lekko zaczerwienionymi policzkami, zaczął:
- Hmph, skoro tak się sprawy mają,
chyba nie mam wyboru - oświadczył łaskawym tonem - Jeśli to zadanie wymaga
kogoś wyjątkowego, nie pozostaje mi nic innego, jak się go podjąć i zająć się
tą zgrają dziwolągów! W końcu nie ma nikogo, kto zrobiłby to lepiej ode mnie! -
dodał dumnie. Mimo, że ostatecznie zrobił to, czego chciał jego przyjaciel,
zachowywał się jak zwycięzca tej dyskusji - A teraz wybacz, ale mam do
pomówienia ze swoimi podopiecznymi - stwierdził, chwytając ostatnią garść
herbatników i szybkim krokiem opuszczając gabinet. Nakano jeszcze przez chwilę
wpatrywał się w, dopiero co, zamknięte drzwi, uśmiechnął się z satysfakcją i
zaczął przeglądać jakiś stos dokumentów leżący na biurku, ponownie wracając do
swoich standardowych obowiązków dyrektora.
Osara szedł powoli opustoszałym
korytarzem, mrucząc coś o "cholernych, manipulatorskich zagrywkach".
Przez całą drogę nie widział ani jednej żywej duszy, większość uczniów wciąż
była na zajęciach, a pozostali najwyraźniej zaszyli się w swoich pokojach. To
samo tyczyło się nauczycieli. Yukito nie ukrywał, że był z tego faktu bardzo
zadowolony. Gdyby przypadkiem natknął się na jednego z kolegów po fachu,
zapewne tradycyjnie dostałby ochrzan, za "włóczenie się bez celu" lub
inne pierdoły. A tak, mógł sobie spokojnie zapalić papierosa i jedynym towarzyszącym
mu odgłosem było echo jego powolnych, wyrównanych kroków.
Gdy w końcu dotarł pod drzwi swojej
pracowni, która wydawała się być umieszczona tak daleko od gabinetu dyrektora,
jak to tylko możliwe, zaczął nasłuchiwać. Tym razem z pomieszczenia nie
dochodziły żadne głośniejsze dźwięki, które świadczyłyby o tym, że właśnie
zaczęła się druga runda starcia z nożyczkami. Przez ułamek sekundy przez umysł
Yukito przebiegła szalona, aczkolwiek, w gruncie rzeczy, prawdopodobna myśl: "No,
chyba się tam nie pozabijali, co?". Prychnął, niby to wyśmiewając
swoją chorą wyobraźnię, ale po chwili nerwowo położył dłoń na klamce.
Delikatnie ją nacisnął i w końcu drzwi uchyliły się, niemal bezszelestnie.
Osara nachylił się i zajrzał do środka przez niewielką szparę. Pierwszą osobą,
jaką dostrzegł był Keisuke. Chłopak zbierał z podłogi szklane butelki i wrzucał
je do jakiegoś lnianego worka. W Yukito zawrzało - tamta bezczelna
arystokratka kazała mu usługiwać w JEGO gabinecie. Gdy już miał z impetem
otworzyć drzwi i sprowadzić dziewczynę do porządku, w niezbyt kulturalny
sposób, usłyszał radosny głos Mazaru:
- Hej, Aisha, przynieść ci może
jakąś szufelkę? - zapytał z entuzjazmem. Dopiero w tym momencie Osara dostrzegł
młodą Himei, zamiatającą podłogę na drugim końcu pomieszczenia. Pod pękiem
rózeg brzozowej miotły, znajdowała się spora kupka kurzu, okruchów, kłaków i
innych śmieci. Yukito przyglądał się temu z niemym zdziwieniem. Świat
zwariował, jedna z kobiet o najwyższej pozycji w państwie, właśnie sprzątała mu
w pokoju! Najwyraźniej jej Dorei również robił to dobrowolnie.
- Nie trzeba - odparła sucho i po
chwili odstawiła miotłę pod ścianę - Ren, mógłbyś? - zwróciła się nagle do
siedzącego na parapecie blondyna, który wyglądał, jakby wolał wyskoczyć przez
okno, niż wdać się z tą dwójką w jakąkolwiek interakcję - Wiem, że dopiero co
otrzymałeś swój Zokusei, ale wierzę w twój nadzwyczajny talent i ufam, że sobie
poradzisz - oświadczyła chłodno, wskazując na kupkę śmieci. W oczach Tsuyokiego
błysnęła chęć mordu, mimo to po chwili skierował swój wzrok na zamiecione
odpadki, wyciągnął w ich stronę rękę i skupił na nich całą swoją uwagę. Z
początku nic się nie działo, jednak po paru sekundach śmieci poruszyły się pod
wpływem delikatnego wiatru, który z każdą chwilą stawał się coraz silniejszy i
w końcu, w postaci niewielkiego wiru, wyleciał przez otwarte oko, nie
pozostawiając na podłodze ani jednego paprocha. Mazaru zagwizdał z uznaniem.
- Widzisz, Ren? Tak narzekałeś na
swój Zokusei, a okazuje się być taki przydatny - oświadczył,
ucieszony. Tsuyoki, bynajmniej, nie podzielał jego entuzjazmu. Przez
moment wyglądał, jakby chciał poderwać się z parapetu i zaatakować chłopaka,
ale rzucił jedynie szybkie spojrzenie Aishy, zaplótł ramiona na piersi i
zacisnął zęby, próbując się uspokoić. Dziewczyna, obserwując jego zachowanie,
uniosła lekko brwi.
- Nie musisz się zachowywać, jak
potulny baranek i robić wszystkiego, co mówię, tylko dlatego, że mam wysoką
pozycję społeczną... - oznajmiła z politowaniem - Nie sądziłam, że taki
buntownik, który za nic ma swoich biednych, starych nauczycieli, tak bardzo
przejmie się arystokratycznym tytułem... Twoja męska duma jest godna
pożałowania... Jak ci się coś nie podoba, to się jakoś postaw.
- Cholernie mi się to wszystko nie
podoba! - ryknął blondyn - Nie podoba mi się to, że Hi no Zokusei przeszedł mi
koło nosa, nie podoba mi się to, że ten dureń - tu wskazał ręką na Keisuke -
jakby nigdy nic, go otrzymał, nie podoba mi się to, że jest członkiem
mojej drużyny, nie podoba mi się ta twoja nienormalna aura, którą wokół siebie
roztaczasz i nie podoba mi się to, że sprzątamy burdel jakiegoś życiowego
przegrańca, który ma być naszym opiekunem! Ale na żadną z tych rzeczy niczego
nie mogę poradzić, więc, z łaski swojej, przestań mnie pouczać i zajmij się sobą!
- Ren ciężko oddychał, wyglądało na to, że wreszcie udało mu się z siebie
wyrzucić wszystkie te rzeczy, które męczyły go przez ostatnie kilka godzin. Był
wściekły, jego wzrok ciskał błyskawice w stronę dziewczyny, która niewiele
sobie jednak z tego faktu robiła.
- Proszę, proszę - zaczęła, niby
zdziwiona - Wygląda na to, że, niesłychanie krótką, erę traktowania mnie z
bezkresnym szacunkiem i oddaniem, mamy już za sobą. Cóż za strata... A tak
między nami - dodała, opierając się nonszalancko o ścianę - ten "życiowy
przegraniec" od kilku minut stoi pod drzwiami... - Yukito drgnął, gdy
zorientował się, że Aisha mówi właśnie o nim. Jakim cudem go zauważyła?!
Przysiągłby, że dziewczyna ani razu nie patrzyła w jego kierunku.
- Śmierdzisz fajkami na kilometr -
stwierdziła, jakby znała jego myśli - Będziesz tam tak dalej sterczał, czy
jednak wejdziesz? - zapytała drwiąco. Osara nie był zadowolony. Miał
nieprzyjemne wrażenie, że ta bezczelna szczeniara miała ich wszystkich w garści
i to ona dyktowała warunki. I to wcale nie dlatego, że była arystokratką.
Aura, o której przed chwilą mówił Tsuyoki, najwyraźniej wcale nie była wymysłem
jego wyobraźni. W tej dziewczynie było po prostu coś takiego, co idealnie
nadawało się do pomiatania nimi na prawo i lewo. Yukito zrobił minę, która
miała mówić, że i tak właśnie miał zamiar wejść do środka, nawet bez złośliwej
uwagi Himei, po czym przekroczył próg pokoju i rozejrzał się wokoło. Przez
ułamek sekundy nie mógł poznać swojego gabinetu. Nie było w nim takiego
porządku chyba od dnia jego wybudowania. Wreszcie było widać całą powierzchnię
podłogi, a biurko w końcu nadawało się na miejsce pracy. Te dzieciaki odwaliły
kawał dobrej roboty.
- Żeby było jasne, nie zrobiliśmy
tego dla ciebie - oświadczyła oschle Aisha, brutalnie sprowadzając Osarę na
ziemię - Po prostu długo cię nie było, a my już nie mogliśmy wytrzymać w tym
syfie... Ale tego nie dotkniemy - oznajmiła po chwili, wskazując na stertę
brudnych ubrań, zalegającą na kanapie, jedyne miejsce w pokoju, w którym wciąż
panował chaos - Nie wiadomo, co spod tego wypełznie - dodała z obrzydzeniem.
Yukito poczerwieniał na twarzy, jednocześnie zażenowany i wkurzony. Jeszcze
tego mu brakowało, żeby jakaś małolata wytykała mu jego bałaganiarstwo. A
jeszcze parę godzin temu ten dzień zapowiadał się tak spokojnie i przyjemnie...
***
NO! Po wielu trudach i znojach, mamy za sobą pierwszy rozdział!
Jednym z moich noworocznych postanowień jest ogarnięcie się i systematyczne
kontynuowanie tej historii. Wiem, że jest stosunkowo krótki i dużo w nim
dialogów, ale chciałam wykorzystać ten manewr do przybliżenia Wam, odrobinę,
charakterków naszych głównych bohaterów ;)
Mam nadzieję, że przyjemnie się czytało. Z
góry przepraszam, za wszelkie błędy i czekam na Wasze opinie :)
Witaj! Najpierw pragnę podziękować za komentarz na moim blogu. Każda opinia znaczy dla mnie bardzo wiele!
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, to nieco mi się dłużył, ale przypuszczam, że to dlatego, iż to dopiero początek, a niemal każdy początek wychodzi... mdło, w końcu właściwa akcja zaczyna się od mniej więcej piątego rozdziału.
Podoba mi się kreacja bohaterów. Już widzę, że będę lubiła Rena, z kolei wysoko postawioną Aishę nie za bardzo. Nie jest typem tych bohaterów, których obdarza się sympatią. Jestem za to zachwycona wykreowanym światem. Wreszcie coś nowego. Gratulację! Ze swojej strony pozostaje mi życzyć wiele weny i pomysłów.
Pozdrawiam, dodaję do obserwowanych, Arachne
http://kroniki-skazancow.blogspot.com
Hejka!
OdpowiedzUsuńNo, ja mówiłam, za sprawą chwilki czasu (czyt. Choroby i musy bycia w łózku) przychodzę z komentarzem.
Według mnie rozdział, faktycznie trochę mało znacząc dla fabuły, ale przybliżenie postaci z opowiadania to przecież podstawa. :)
Pomimo tego, że rozdział wcale nie jest krótki (zdarzało mi się czytać takie, które mają po 1000 słów, a to przecież nic) to przez dialogi sprawia, że akcja nie bardzo idzie do przodu. Mi również, jak poprzedniczce przypadł do gustu Ren. Ów, wesoły pogodny chłopak aż trudno go nie lubić. :)
Co więcej dodawać, czekam na akcję właściwą! :)
Ściskam!
~ secondvisage
heksville.blogspot.com
Hejka!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na prolog!
Ściskam!
~ secondvisage
heksville.blogspot.com