piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział I Taki już jesteś

 

- Chcę urlopu - Yukito opadł na mahoniowe krzesło z ciężkim westchnięciem. Wyglądał jak ktoś, kto miał za sobą bardzo długi i ciężki dzień.  Mina męczennika, jaką postanowił przybrać, miała być tego dowodem. Nakano nie dał się jednak nabrać. Siedział po drugiej stronie biurka, na swoim, również mahoniowym, fotelu z bordową, zdobioną najróżniejszymi ornamentami, tapicerką oraz pięknie rzeźbionymi podłokietnikami i z głową ułożoną na splecionych dłoniach, przyglądał się swojemu rozmówcy ze spokojem.
- Ah, tak? - zapytał, udając zaskoczenie - A z jakiego to powodu? - Osara zrobił jeszcze bardziej żałosną minę.
- Stara kontuzja w kolanie mi się odezwała - wyjaśnił, teatralnie krzywiąc się z bólu - Myślę, że powinienem, to w końcu odleżeć, jak radził mi lekarz. I tak wystarczająco długo się nadwerężałem...
- Przez "wystarczająco długo", masz na myśli ostatnie kilka miesięcy, kiedy to przesiadywałeś godzinami zamknięty w swoim, ekhem, gabinecie i wymigiwałeś się od wszystkich swoich obowiązków, jako nauczyciel w tej szkole? -  zapytał dyrektor z ironicznym uśmiechem. Yukito prychnął:
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz - oświadczył urażonym tonem.
- Czyli twoja nagła potrzeba otrzymania urlopu nie ma absolutnie żadnego związku z tym, że wyznaczyłem cię na opiekuna jednej z nowo utworzonych drużyn, tak? - zapytał, jednocześnie nalewając herbaty do dwóch, stojących na biurku, porcelanowych filiżanek. Po chwili znikąd pojawiła się również cukierniczka i talerzyk wypełniony herbatnikami. Yukito, bezceremonialnie, chwycił całą garść ciasteczek i po kolei zaczął je sobie wpychać do ust.
- Nie moja wina! - odezwał się nagle, gdy w jego dłoni zostały już jedynie okruchy - Te dzieciaki wykończyły mnie psychicznie, fizycznie i nerwowo, Kakeru!
- I zdążyły to zrobić w zaledwie... - tu spojrzał na wskazówki swojego pozłacanego zegarka, umieszczonego na prawym nadgarstku - Siedemnaście minut? - zapytał ze sztucznym zdziwieniem - A, i nie zwracaj się do mnie po imieniu. Gdy tak wrzeszczysz, ktoś może cię usłyszeć, a i tak już wszyscy uważają, że cię faworyzuję...
- Ty to nazywasz faworyzacją?! - oburzył się - Co z ciebie za przyjaciel?!
- Taki, który od miesięcy próbuje chronić twój leniwy tyłek i taki, który chce ci dać okazję się wykazać, żeby przekonać pozostałą część grona pedagogicznego, że wywalenie cię na zbity pysk, to mimo wszystko niezbyt opłacalny interes - odparł spokojnie, po czym wrzucił do swojej filiżanki dwie kostki cukru i przesunął cukiernicę w stronę Yukito, zachęcając go do tego samego. Osara wyglądał niczym obrażone dziecko, które, mimo iż wie, że rodzice mają rację, za nic nie ma zamiaru tego przyznać.
- Nawet jeśli - zaczął, wrzucając do swojej filiżanki pierwszą kostkę cukru -  To skąd ty wziąłeś tę bandę?! Z cyrku, psychiatryka, więzienia?! Czy nie mogłeś mi przydzielić drużyny jakichś słodkich i niewinnych dziewczątek? Na pewno gdzieś w tej szkole są takie! - oświadczył, jednocześnie umieszczając w filiżance szóstą już kostkę cukru, z takim impetem, że część jej zawartości znalazła się na blacie biurka. Nakano zdawał się nie zauważać faktu, że jego przyjaciel zamienił właśnie filiżankę herbaty z cukrem na filiżankę cukru z herbatą i odparł, tym razem szczerze, zdziwiony:
- Nie mów, że nie podoba ci się Himei-san.
- Urodę to może i ona ma - zaczął, mieszając leniwie zawartość swojej filiżanki srebrną łyżeczką - Ale zdecydowanie daleko jej do bycia słodką i niewinną. Zresztą, to jedyna córka najwyżej postawionej, arystokratycznej rodziny w całym kraju! Ona taką herbatkę - tu uniósł własną filiżankę, dla lepszego zobrazowania swoich słów -  to pija z samym królem! Nawet chodzą słuchy, że to najbardziej obiecująca kandydatka na przyszłą królową, bo ponoć wpadła księciu w oko! Co ktoś taki robi w takim miejscu, jak to? Ja nawet nie wiem, jak powinienem się do niej zwracać, nie narażając się na gniew całego królestwa...
- Nie martw się, ona nie jest taka, jak większość arystokratek, które, być może, miałeś okazję spotkać - powiedział, nieco rozbawiony, Nakano, upijając łyk herbaty - Gdy zapisywała się do tej szkoły, oświadczyła, że chce być traktowana, jak normalna uczennica, bez tych wszystkich ceregieli... I tego samego oczekuje wobec jej Dorei... - dodał i rzucił przyjacielowi pełne powagi spojrzenie.
- Dorei? - Osara omal nie zakrztusił się swoim gorącym napojem - Z magiczną mocą? Przecież to zakazane...!
- Himei-san w przeszłości wykorzystała względy, jakimi darzy ją książę i załatwiła dla niego specjalne pozwolenie. Mimo, że jest Dorei, czyli nasze społeczeństwo z jakichś, niezrozumiałych dla mnie przyczyn, traktuje go jak podczłowieka, ma on więcej przywilejów niż reszta jemu podobnych, w tym ma zgodę na bycie pełnoprawnym uczniem tej szkoły.  A co z Tobą, Yukito? - zapytał, po krótkiej pauzie - Jaki jest twój stosunek do Dorei? Jeżeli uznasz, że obecność jednego z nich jako wychowanka jest niezgodna z twoimi poglądami, dumą, czy moralnością, w pełni to zrozumiem - oświadczył ze śmiertelną powagą. Osara przez dłuższą chwilę również przyglądał się Kakeru z podobnym wyrazem twarzy  i zaraz potem ryknął:
- Ha! Nie wrzucaj mnie do jednego worka razem z tym ciemnogrodem! Nie jestem tak tępy i ograniczeni, jak oni. Dorei, czy nie - dzieciak, jak dzieciak, mam to gdzieś - fuknął - Zresztą - dodał, a ton jego głosu zrobił się nagle znacznie spokojniejszy - Znałem kiedyś jedną Dorei... Dobra z niej była dziewczyna... - Nakano nie umknął fakt, że Yukito mówił w czasie przeszłym. Właśnie tak wyglądała rzeczywistość, zwykli Dorei zazwyczaj nie żyli zbyt długo. Postanowił jednak tego nie komentować, nie chcąc przypadkiem rozdrapać jakichś starych ran przyjaciela .
- Właśnie dlatego to ciebie wyznaczyłem na opiekuna tej drużyny, Yukito - oświadczył powoli, z ciepłym uśmiechem - Wiedziałem, że mimo wszytko, ty zawsze postąpisz słusznie. Tak naprawdę nieistotny był dla ciebie status Himei-san, nawet gdyby nie wyraziła takiego pragnienia, i tak traktowałbyś ją, jak każdą inną uczennicę, bo tak powinien zachowywać się nauczyciel. Nawet, gdybym nie powiedział ci, że Mazaru-kun jest Dorei i sam byś to odkrył, nie zmieniłoby to twojego stosunku do niego. I nawet jeśli jednym z twoich wychowanków jest Tsuyoki-kun, to nie będziesz na niego patrzył przez pryzmat jego ojca, a obiektywnie ocenisz jego własne postępowania... Bo taki już jesteś - Yukito wyglądał, jak ktoś, kogo wstydliwe sekrety wyszły na jaw i czuje się teraz strasznie zażenowany tym faktem. Zaplótł ramiona na piersiach, skierował swój wzrok gdzieś w przestrzeń i, z lekko zaczerwienionymi policzkami, zaczął:
- Hmph, skoro tak się sprawy mają, chyba nie mam wyboru - oświadczył łaskawym tonem - Jeśli to zadanie wymaga kogoś wyjątkowego, nie pozostaje mi nic innego, jak się go podjąć i zająć się tą zgrają dziwolągów! W końcu nie ma nikogo, kto zrobiłby to lepiej ode mnie! - dodał dumnie. Mimo, że ostatecznie zrobił to, czego chciał jego przyjaciel, zachowywał się jak zwycięzca tej dyskusji - A teraz wybacz, ale mam do pomówienia ze swoimi podopiecznymi - stwierdził, chwytając ostatnią garść herbatników i szybkim krokiem opuszczając gabinet.  Nakano jeszcze przez chwilę wpatrywał się w, dopiero co, zamknięte drzwi, uśmiechnął się z satysfakcją i zaczął przeglądać jakiś stos dokumentów leżący na biurku, ponownie wracając do swoich standardowych obowiązków dyrektora.
Osara szedł powoli opustoszałym korytarzem, mrucząc coś o "cholernych, manipulatorskich zagrywkach". Przez całą drogę nie widział ani jednej żywej duszy, większość uczniów wciąż była na zajęciach, a pozostali najwyraźniej zaszyli się w swoich pokojach. To samo tyczyło się nauczycieli. Yukito nie ukrywał, że był z tego faktu bardzo zadowolony. Gdyby przypadkiem natknął się na jednego z kolegów po fachu, zapewne tradycyjnie dostałby ochrzan, za "włóczenie się bez celu" lub inne pierdoły. A tak, mógł sobie spokojnie zapalić papierosa i jedynym towarzyszącym mu odgłosem było echo jego powolnych, wyrównanych kroków.
Gdy w końcu dotarł pod drzwi swojej pracowni, która wydawała się być umieszczona tak daleko od gabinetu dyrektora, jak to tylko możliwe, zaczął nasłuchiwać. Tym razem z pomieszczenia nie dochodziły żadne głośniejsze dźwięki, które świadczyłyby o tym, że właśnie zaczęła się druga runda starcia z nożyczkami. Przez ułamek sekundy przez umysł Yukito przebiegła szalona, aczkolwiek, w gruncie rzeczy, prawdopodobna myśl: "No, chyba się tam nie pozabijali, co?". Prychnął, niby to wyśmiewając swoją chorą wyobraźnię, ale po chwili nerwowo położył dłoń na klamce. Delikatnie ją nacisnął i w końcu drzwi uchyliły się, niemal bezszelestnie. Osara nachylił się i zajrzał do środka przez niewielką szparę. Pierwszą osobą, jaką dostrzegł był Keisuke. Chłopak zbierał z podłogi szklane butelki i wrzucał je do jakiegoś lnianego worka.  W Yukito zawrzało - tamta bezczelna arystokratka kazała mu usługiwać w JEGO gabinecie. Gdy już miał z impetem otworzyć drzwi i  sprowadzić dziewczynę do porządku, w niezbyt kulturalny sposób, usłyszał radosny głos Mazaru:
- Hej, Aisha, przynieść ci może jakąś szufelkę? - zapytał z entuzjazmem. Dopiero w tym momencie Osara dostrzegł młodą Himei, zamiatającą podłogę na drugim końcu pomieszczenia. Pod pękiem rózeg brzozowej miotły, znajdowała się spora kupka kurzu, okruchów, kłaków i innych śmieci. Yukito przyglądał się temu z niemym zdziwieniem. Świat zwariował, jedna z kobiet o najwyższej pozycji w państwie, właśnie sprzątała mu w pokoju! Najwyraźniej jej Dorei również robił to dobrowolnie. 
- Nie trzeba - odparła sucho i po chwili odstawiła miotłę pod ścianę - Ren, mógłbyś? - zwróciła się nagle do siedzącego na parapecie blondyna, który wyglądał, jakby wolał wyskoczyć przez okno, niż wdać się z tą dwójką w jakąkolwiek interakcję - Wiem, że dopiero co otrzymałeś swój Zokusei, ale wierzę w twój nadzwyczajny talent i ufam, że sobie poradzisz - oświadczyła chłodno, wskazując na kupkę śmieci. W oczach Tsuyokiego błysnęła chęć mordu, mimo to po chwili skierował swój wzrok na zamiecione odpadki, wyciągnął w ich stronę rękę i skupił na nich całą swoją uwagę. Z początku nic się nie działo, jednak po paru sekundach śmieci poruszyły się pod wpływem delikatnego wiatru, który z każdą chwilą stawał się coraz silniejszy i w końcu, w postaci niewielkiego wiru, wyleciał przez otwarte oko, nie pozostawiając na podłodze ani jednego paprocha. Mazaru zagwizdał z uznaniem.
- Widzisz, Ren? Tak narzekałeś na swój Zokusei,  a okazuje się być taki przydatny - oświadczył, ucieszony.  Tsuyoki, bynajmniej, nie podzielał jego entuzjazmu. Przez moment wyglądał, jakby chciał poderwać się z parapetu i zaatakować chłopaka, ale rzucił jedynie szybkie spojrzenie Aishy, zaplótł ramiona na piersi i zacisnął zęby, próbując się uspokoić. Dziewczyna, obserwując jego zachowanie, uniosła lekko brwi.
- Nie musisz się zachowywać, jak potulny baranek i robić wszystkiego, co mówię, tylko dlatego, że mam wysoką pozycję społeczną... - oznajmiła z politowaniem - Nie sądziłam, że taki buntownik, który za nic ma swoich biednych, starych nauczycieli, tak bardzo przejmie się arystokratycznym tytułem... Twoja męska duma jest godna pożałowania... Jak ci się coś nie podoba, to się jakoś postaw.
- Cholernie mi się to wszystko nie podoba! - ryknął blondyn - Nie podoba mi się to, że Hi no Zokusei przeszedł mi koło nosa, nie podoba mi się to, że ten dureń - tu wskazał ręką na Keisuke - jakby nigdy nic, go otrzymał,  nie podoba mi się to, że jest członkiem mojej drużyny, nie podoba mi się ta twoja nienormalna aura, którą wokół siebie roztaczasz i nie podoba mi się to, że sprzątamy burdel jakiegoś życiowego przegrańca, który ma być naszym opiekunem! Ale na żadną z tych rzeczy niczego nie mogę poradzić, więc, z łaski swojej, przestań mnie pouczać i zajmij się sobą!  - Ren ciężko oddychał, wyglądało na to, że wreszcie udało mu się z siebie wyrzucić wszystkie te rzeczy, które męczyły go przez ostatnie kilka godzin. Był wściekły, jego wzrok ciskał błyskawice w stronę dziewczyny, która niewiele sobie  jednak z tego faktu robiła.
- Proszę, proszę - zaczęła, niby zdziwiona - Wygląda na to, że, niesłychanie krótką, erę traktowania mnie z bezkresnym szacunkiem i oddaniem, mamy już za sobą. Cóż za strata... A tak między nami - dodała, opierając się nonszalancko o ścianę - ten "życiowy przegraniec" od kilku minut stoi pod drzwiami... - Yukito drgnął, gdy zorientował się, że Aisha mówi właśnie o nim. Jakim cudem go zauważyła?! Przysiągłby, że dziewczyna ani razu nie patrzyła w jego kierunku. 
- Śmierdzisz fajkami na kilometr - stwierdziła, jakby znała jego myśli - Będziesz tam tak dalej sterczał, czy jednak wejdziesz? - zapytała drwiąco. Osara nie był zadowolony. Miał nieprzyjemne wrażenie, że ta bezczelna szczeniara miała ich wszystkich w garści i to ona dyktowała warunki.  I to wcale nie dlatego, że była arystokratką. Aura, o której przed chwilą mówił Tsuyoki, najwyraźniej wcale nie była wymysłem jego wyobraźni. W tej dziewczynie było po prostu coś takiego, co idealnie nadawało się do pomiatania nimi na prawo i lewo. Yukito zrobił minę, która miała mówić, że i tak właśnie miał zamiar wejść do środka, nawet bez złośliwej uwagi Himei, po czym przekroczył próg pokoju i rozejrzał się wokoło. Przez ułamek sekundy nie mógł poznać swojego gabinetu.  Nie było w nim takiego porządku chyba od dnia jego wybudowania. Wreszcie było widać całą powierzchnię podłogi, a biurko w końcu nadawało się na miejsce pracy. Te dzieciaki odwaliły kawał dobrej roboty.
- Żeby było jasne, nie zrobiliśmy tego dla ciebie - oświadczyła oschle Aisha, brutalnie sprowadzając Osarę na ziemię - Po prostu długo cię nie było, a my już nie mogliśmy wytrzymać w tym syfie... Ale tego nie dotkniemy - oznajmiła po chwili, wskazując na stertę brudnych ubrań, zalegającą na kanapie, jedyne miejsce w pokoju, w którym wciąż panował chaos - Nie wiadomo, co spod tego wypełznie - dodała z obrzydzeniem. Yukito poczerwieniał na twarzy, jednocześnie zażenowany i wkurzony. Jeszcze tego mu brakowało, żeby jakaś małolata wytykała mu jego bałaganiarstwo. A jeszcze parę godzin temu ten dzień zapowiadał się tak spokojnie i przyjemnie...

***


       NO! Po wielu trudach i znojach, mamy za sobą pierwszy rozdział! Jednym z moich noworocznych postanowień jest ogarnięcie się i systematyczne kontynuowanie tej historii. Wiem, że jest stosunkowo krótki i dużo w nim dialogów, ale chciałam wykorzystać ten manewr do przybliżenia Wam, odrobinę, charakterków naszych głównych bohaterów ;)
       Mam nadzieję, że przyjemnie się czytało. Z góry przepraszam, za wszelkie błędy i czekam na Wasze opinie :)

Obserwatorzy