piątek, 8 sierpnia 2014

Prolog: Biały Motyl


           Czy zastanawiałeś się kiedyś, jakie to uczucie, gdy ktoś trzyma twój los w garści? Gdy jedno słowo decyduje o całym twoim życiu? Gdy wyrzekasz się wszystkiego, co dla ciebie cenne? Czy wiesz, jakie to uczucie, gdy patrzysz śmierci w oczy i rozmyślasz nad tym, czy dożyjesz jutra? Ja wiem.

          Wszystko było dziś jakieś inne. Można by pomyśleć, że Matka Natura zapragnęła dać jakiś, niespotykany dotąd koncert. Powietrze drżało z ekscytacji, ptaki i owady śpiewały, niczym w musicalu, liście drzew i kwiaty tańczyły walca z wiatrem, szum wody z fontanny na dziedzińcu przypominał głośne oklaski. Czy ten przepiękny występ był spowodowany tym, co właśnie miało miejsce w Rokkaku Hōru*? Panowało tam niespotykane zazwyczaj poruszenie. Aula, która na co dzień służyła, jako miejsce chwilowego odpoczynku dla zbłąkanych uczniów, tym razem była wypełniona nimi po brzegi. Pod jedną ze ścian ustawiono duży podest, na którym stała mównica i duże, dębowe stoły, za którymi zasiedli przedstawiciele Chōrō,** słynnej Starszyzny. Słychać było głośne rozmowy, uczniowie byli niesamowicie podekscytowani.  Raz po raz, któryś z nich wskazywał na jednego z członków Chōrō i zaczął opowiadać o czymś z przejęciem. Ten gwar mógłby zapewne trwać bez końca, gdyby nie fakt, że ktoś właśnie wszedł na mównicę. Był to niski mężczyzna o niewielkiej ilości rudawych, przylizanych włosów i haczykowatym nosie, na którym wisiały pokrzywione okulary. Miał na sobie, zdecydowanie za duży, nieoszczędzony przez czas, zgniłozielony frak w brązową kratę, spod którego wystawała biała koszula, a także sprane, bordowe spodnie i wyblakłe, czerwone  trzewiki. Mimo swojego, niezbyt dumnego wyglądu, wydawał się być bardzo zadowolony z siebie. Spojrzał z mównicy na zebranych uczniów, a gdy ci, mimo jego pojawienia się nie zamilkli, użył, stojącego na niej, miedzianego dzwonka. Głośny, wibrujący dźwięk rozniósł się po całej sali i dopiero to dało, na dobre, kres wszelkim rozmowom. Mężczyzna uśmiechnął się z satysfakcją, odchrząknął i zaczął mówić donośnym głosem:
- Witajcie wszyscy! Wreszcie nadszedł ten dzień, dzień, na który z pewnością czekał każdy z was od momentu przekroczenia progów naszej Akademii. To dziś wkroczycie na nowy etap waszego kształcenia! Dzięki całej tej wiedzy, którą przekazywałem wam przez tych kilka lat, jesteście gotowi na jeden z najważniejszych testów w waszym życiu. To od niego będzie zależała cała wasza przyszłość! Wasi starsi koledzy mogą wam o tym poświadczyć. Ale nie obawiajcie się, nie będzie to kolejny egzamin ani test sprawnościowy, przez które każdy z was musiał przechodzić ostatnimi czasy, by dotrzeć aż tutaj. Ten test zda każdy, niezależnie od waszej faktycznej wiedzy i sprawności fizycznej. Tym razem liczą się jedynie wasze predyspozycje! To one zadecydują o tym, jaki Zokusei*** otrzyma każdy z was! A, jak wiecie, to jest najważniejsza kwestia dla każdego maga! Bez tego...
- Skończ już gadać, ty stary durniu! Wszyscy mam dość tego twojego biadolenia! Przejdźmy od razu do rzeczy, na cholerę tak się nad tym rozwodzić?! - z tłumu młodych kandydatów na pełnoprawnych magów wyłonił się rozczochrany blondyn. Jego gniewne, błękitne oczy zdawały się posyłać błyskawice w stronę, stojącego na mównicy, nauczyciela. Chłopak swoją postawą dawał jasno do zrozumienia, że nie obchodzą go te wszystkie ceregiele. Stal niedbale, z zaplecionymi na piersiach ramionami, spod jego niezapiętego kołnierza widać było obojczyki, rękawy jego lnianej koszuli były podwinięte wysoko i nierówno, a jego granatowe, luźne spodnie były pełne przetarć. Wszyscy obecni na sali kierowali swój wzrok na zmianę na niego i na mężczyznę, któremu tak brutalnie przerwano jego przemówienie. Ciche szepty stopniowo stawały się co raz głośniejsze i podekscytowane. Uczniowie nie kryli swojego rozbawienia, podziwu, czy też zniesmaczenia zachowaniem swojego rówieśnika. Aula ponownie zmieniła się w targowisko. Jednak, mimo iż wydaje się to niemożliwe, cały ten hałas, zdawał się być niczym przy wrzasku stojącego na mównicy nauczyciela.
- Tsuyoki! Jak śmiesz, ty bezczelny szczeniaku?! Nie pozwalaj sobie na taki brak szacunku tylko dlatego, że od dziś przestaję być twoim nauczycielem! Nie zapominaj, dzięki komu tu jesteś! Wciąż jestem wyższy rangą, powinieneś wiedzieć, co to oznacza! Żądam natychmiastowych przeprosin! Wy tam, milczeć! - tu zwrócił się w kierunku, co raz głośniej rozmawiających, uczniów, którzy jednak nijak zastosowali się do tego rozkazu. Najwyraźniej, w ciągu tych dwóch minut, autorytet przemawiającego przepadł na dobre. W tej chwili wyglądał, jakby miał dostać jakiegoś ataku, już otwierał usta, by dać początek serii kolejnych wrzasków...
Gdy nagle dało się usłyszeć trzy klaśnięcia, które, choć były stosunkowo niegłośne, rozniosły się echem po całej sali. I nagle wszyscy ucichli, tak po prostu. W stronę mównicy szedł powolnym krokiem młody mężczyzna, który, na pierwszy rzut oka, wyglądał jak jeden z uczniów. Delikatne rysy jego twarzy, nadawały jej chłopięcego wyglądu, proste, platynowe, niemal białe włosy, sięgały karku, szare oczy emanowały spokojem. Kontrast między nim, a rozdygotanym nauczycielem był nie do opisania. Nawet ubiór zupełnie ich odróżniał. Jego elegancki, lśniący, fioletowy surdut, aksamitna biała koszula, idealnie zawiązany, malinowy krawat, dopasowane, ciemnofioletowe spodnie i połyskujące, czarne buty zupełnie zdeklasowały strój, przemawiającego chwilę temu, mężczyzny, który teraz wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami, jakby widział go po raz pierwszy w życiu.
- No, już, już, Yamazaru-sensei****. Proszę zachować spokój, nie ma potrzeby tak się unosić - powiedział nowo przybyły, kładąc dłoń na ramieniu rozdygotanego nauczyciela - Tsuyoki-kun***** może mieć trochę racji, wydaje mi się, że warto przyśpieszyć odrobinę całą uroczystość. Członkowie Chōrō nie mają dla nas zbyt wiele czasu - oznajmił, wymieniając się grzecznościowym skinięciem głowy z, siedzącą za stołami, grupą starszych mężczyzn, ubraną w jednolite, długie, srebrne szaty.
- Ależ, Nakano-kōchō****** - odezwał się Yamazaru. Wydawał się być bardzo niezadowolony z konieczności zwracania się w taki sposób do kogoś o tyle lat młodszego - Sądzę, że na zbyt wiele pozwalasz tym dzieciakom - burknął, ustępując miejsca z mównicy. Dyrektor wszedł na nią i skierował wzrok na blondyna, który wciąż rzucał gniewne spojrzenie w kierunku swojego nauczyciela.
- Yamazaru-sensei ma słuszność, Tsuyoki-kun. Twoja uwaga była, mimo wszystko, zbyt wulgarna. Powinieneś przemyśleć swoje zachowanie i przeprosić - oświadczył. W jego głosie nie słychać było jednak, surowości, groźby, czy złości. Jego ton wciąż był ciepły i przyjazny, przez co jego pouczenie, wcale na nie nie wyglądało, choć, prawdopodobnie, taki był jego zamysł.  Tsuyoki spojrzał na swojego dyrektora, lecz tym razem jego wzrok wyrażał szacunek, nie pogardę.
- Dobrze, Nakano-kōchō - oznajmił i ponownie zwrócił się do swojego nauczyciela - Przepraszam, Yamazaru...
- "-sensei" - dopowiedział dyrektor.
-"-sensei" - powtórzył, niezbyt chętnie, wysoki blondyn. Nakano wydawał się być usatysfakcjonowany.
- Świetnie, więc skoro tę sprawę już załatwiliśmy: wszyscy, ustawcie się, proszę, w dziesięciu równych rzędach. Za chwilę członkowie Chōrō zadecydują o tym, jaki Zokusei przydzielić każdemu z was. Następnie zostaniecie rozdzieleni na trzyosobowe drużyny i poznacie waszych nowych opiekunów. Życzę upragnionych wyników, zaczynamy!
No i się zaczęło. Uczniowie niezwłocznie wykonali polecenie swojego dyrektora. Gdy ich dziesięć rzędów było już względnie równe, przed każdym z nich pojawił się duży, drewniany stół, za którymi zasiadło po pięciu członków Chōrō. Na powrót dało się słyszeć podniecone głosy uczniów, mimo to nie zapanował ponownie chaos.  Tsuyokiemu udało się dostać do pierwszej ćwiartki trzeciego rzędu. Zawdzięczał to po trochu swojej szybkości, po trochu szczęściu, a w głównej mierze umiejętnym przepychankom. Mimo, że na swoją kolej musiał jeszcze trochę poczekać, był zadowolony z takiego rezultatu. Miał chwilę na to, by zastanowić się, na czym w ogóle będzie polegał ten test, a także by posłuchać gdybań pozostałych uczniów na ten temat. Nikt jednak nie mówił nic, co miałoby jakikolwiek sens lub czego sam  by nie wiedział.
Kolejka powoli przesuwała się naprzód. Uczniowie odchodzili od stolika komisji egzaminacyjnej z najróżniejszymi wyrazami twarzy. Jedni nie mogli pohamować swojej radości, drudzy żalu i rozgoryczenia. Niektórzy z nich, wracając, zatrzymywali się przy, wciąż stojących w kolejce, przyjaciołach i dzielili się swoimi wrażeniami. Niestety byli zbyt daleko, żeby Tsuyoki mógł cokolwiek usłyszeć, a nawet jeśli, to skutecznie uniemożliwiał mu to chudy, czarnowłosy chłopak, stojący tuż przed nim, gdyż w tym właśnie momencie zapragnął on podzielić się swymi głębokimi przemyśleniami ze swoimi kolegami.
- Najlepiej, gdyby to był Hi no Zokusei******* - oświadczył pewnym siebie głosem - Wszyscy najsłynniejsi magowie posługiwali się  magią Ognia. Mam zamiar stać się w przyszłości jednym z nich - dodał z przekonaniem. Jego koledzy wpatrywali się w niego, jak w obrazek. Najwyraźniej nie byli nikim innym, tylko bandą jego bezmózgich przydupasów.  Tsuyoki wpatrywał się w nich przez chwilę z nieukrywanym politowaniem. Początkowo postanowił ich zignorować, ale gdy chudzielec na nowo rozpoczął swój wywód, nie wytrzymał - z jego ust wydobyło się pogardliwe prychnięcie. Nie umknęło to uwadze, przechwalającego się chłopaka. W jednej sekundzie zamilkł i odwrócił się twarzą do Tsuyokiego.
- Masz jakiś problem? - zapytał ze złością. Niestety, efekt grozy szlag trafił, ponieważ Tsuyoki był od niego o ponad głowę wyższy. Czarnowłosy chłopak, chyba zupełnie inaczej wyobrażał sobie tę scenę.
- Skądże, po prostu bawią mnie tacy frajerzy, którzy, od tak, gawędzą sobie nad możliwością posiadania Hi no Zokusei - prychnął - Sam przed chwilą powiedziałeś, że to magia dla najlepszych, więc nie rozumiem, dlaczego ktoś taki jak ty, Nozomu Tatsuya********, czyli osoba, która musiała poprawiać większość testów, w ogóle śmie marzyć o czymś takim. - powiedział wyniośle. Na twarzy Nozomu nie było już śladu po pewności siebie, pozostała jedynie irytacja i zażenowanie. Najwyraźniej jego koledzy nie wiedzieli o tych wszystkich poprawkach. Mimo to, nie chciał dać za wygraną.
- Ha, czyli sądzisz, że ty jesteś lepszym kandydatem na maga Ognia? - zapytał, starając się naśladować drwiący ton blondyna.
- Owszem - odpowiedział bez wahania - W odróżnieniu od ciebie, ja... - ale Nozomu nigdy nie było dane usłyszeć, czym tak bardzo różni się od Tsuyokiego, bo w tym właśnie momencie, tuż za nimi, znikąd pojawił się wysoki chłopak o nieokiełznanej burzy kasztanowo-rudych włosów, który z jakiegoś powodu stracił równowagę i runął na nich z hukiem. Wszyscy trzej leżeli na ziemi zdezorientowani, ku ogromnemu rozbawieniu pozostałych uczniów z ich rzędu. Tsuyoki odwrócił się gwałtownie w stronę sprawcy całego tego zamieszania.  Z ich trójki, to chyba on poobijał się najbardziej, a przynajmniej  takie sprawiał wrażenie, kuląc się i pocierając swoją głowę. Chłopak musiał jednak poczuć na sobie wściekłe spojrzenie blondyna, bo natychmiast uniósł głowę i spojrzał na niego. Tsuyokiemu w tym samym momencie udało się zarejestrować, że zielony sweter, który rudzielec postanowił założyć na swoją białą koszulę, miał identyczny odcień, co jego, w tej chwili przepełnione zdziwieniem, oczy. Tak, czy siak, ten fakt nie zmienił tego, że Tsuyoki był wkurzony.
-  Patrz, jak idziesz, ty kretynie - warknął. Ku jego zaskoczeniu, chłopak siedzący przed nim, jakby nigdy nic, zaczął się śmiać.
- Hahaha, tak, tak, sorki, sorki, fajtłapa ze mnie, wybacz - najwyraźniej nic sobie nie robił z tego, że Tsuyoki miał minę, jakby chciał go rozerwać na strzępy i gdy ten już otwierał usta, by rzucić w jego kierunku kolejnymi wyzwiskami, on, jak oparzony, poderwał się z podłogi i zaczął stawać na palcach. Najwyraźniej kogoś wypatrywał. Kiedy i Tsuyokiemu udało się wstać na równe nogi, zobaczył, o kogo dokładnie chodzi. Od stolika komisji egzaminacyjnej odchodziła właśnie jakaś dziewczyna. Miała na sobie czarny, aksamitny płaszcz zapinany na srebrne guziki, którego kołnierz, podwinięcia rękawów i krawędzie były zdobione jasnymi ornamentami roślinnymi. Stukot obcasów jej wysokich, czarnych, wiązanych butów, zdawał się nosić echem po całej Auli. Od tych butów ciemniejsze były już tylko jej proste, sięgające ramion włosy, które niezwykle kontrastowały z jej alabastrową cerą. Jedynymi kolorowymi akcentami w całym jej wyglądzie, wydawały się być oczy, które z kolei przynosiły na myśl dwa duże, lśniące szmaragdy oraz delikatne, jasnoróżowe usta. Dziewczyna szła prosto przed siebie, nie rozglądając się na boki. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, a spojrzenie zdawało się być puste. Nie wyglądała na kogoś, kto właśnie dowiedział się jednej z najważniejszych rzeczy w swoim życiu. Nie ulegało jednak wątpliwości, że to właśnie tej osoby szukał chłopak w zielonym swetrze, bo gdy tylko ją dostrzegł, na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- Hej, Aisha! Tutaj, tutaj! - zawołał głośno w kierunku dziewczyny, machając energicznie ręką. Ta nawet na niego nie spojrzała, tempo jej kroków również się nie zmieniło. Nie było nic, co by świadczyło o tym, że w ogóle dostrzegła jego obecność. Tsuyoki, który teraz także wlepiał w nią swój zaciekawiony wzrok, był przekonany, że po prostu zignoruje tego głośnego rudzielca i nieźle się zdziwił, gdy ta zatrzymała się obok niego, jakby od niechcenia. Ale niczego nie powiedziała, po prostu rzuciła rozradowanemu chłopakowi wyczekujące spojrzenie.
- I jak, Aisha? Wszystko dobrze poszło? Otrzymałaś już swój Zokusei? - chłopak był niezwykle podekscytowany i z niecierpliwością wyczekiwał jakiejkolwiek odpowiedzi od dziewczyny. Ale nie doczekał się żadnych słów. Zamiast tego o mało nie dostał w głowę srebrnym naszyjnikiem. Szczęśliwie dla niego, w ostatniej chwili, udało mu się zręcznie go chwycić i po chwili zaczął przyglądać mu się z zainteresowaniem. Po kilku sekundach na jego twarzy, choć wydaje się to niemożliwe, pojawił się jeszcze szerszy uśmiech.
- Kōri no Zokusei?!********* Gratulacje, Aisha! Lód to jedna z najlepszych możliwości! Zaraz, zaraz, czyli, żeby zwiększyć szanse na to, że będę z tobą w drużynie, powinienem otrzymać Hi no Zokusei, prawda? - zapytał z przejęciem. Wyglądało na to, że dziewczyna początkowo nie zamierzała mu odpowiedzieć, lecz ostatecznie zmieniła zdanie.
- Ta... - westchnęła, wyraźnie nie podzielając entuzjazmu swojego rozmówcy.
- OK, zrozumiałem, dam z siebie wszystko. Hej, Aisha, zaczekaj! Myślę, że powinnaś to nosić - zawołał wymachując naszyjnikiem za odchodzącą już dziewczyną.
- Nie chcę tego - oznajmiła chłodno, nie odwracając się. Rudzielec znowu się zaśmiał.
- Dobrze, w takim razie później ci go oddam! Życz mi powodzenia! - krzyknął na koniec, ale nie doczekał się żadnej reakcji. Aisha, jakby nigdy nic, dołączyła do pozostałych uczniów, którzy również poznali już typ swojej magii.
Tsuyoki przyłapał się na tym, że gapił się na to wszystko z szeroko otwartymi ustami, zresztą nie tylko on - Nozomu, który w międzyczasie zdążył wstać i jakimś niesamowitym sposobem przecisnąć się na drugie miejsce w kolejce, również tępo wpatrywał się w całą tę scenkę. Po prostu ta dwójka była tak diametralnie różna, że sam fakt, iż stali obok siebie, wydawał się być wbrew naturze. On - głośny i nierozgarnięty, ona -  wyprana z emocji niemowa. Tsuyoki nie mógł sobie nawet wyobrazić, żeby jej magią było cokolwiek innego niż Lód. Z kolei myśl o tym rudzielcu, jako magu Ognia wydawała mu się jeszcze bardziej absurdalna. Już Tatsuya miał większe szanse, choć również bliskie zeru. Jakby na potwierdzenie tego wniosku, od stolika komisji egzaminacyjnej szybkim krokiem odchodził właśnie Nozomu. Na jego twarzy malowała się złość i rozgoryczenie, które jeszcze bardziej nabrało na sile, jak tylko napotkał spojrzenie Tsuyokiego. Ten postanowił mu wysłać jeden ze swoich  najbardziej złośliwych uśmiechów, zatytułowany: "Też cię nienawidzę, dupku".  Tatsuya wyglądał, jakby wyobrażał sobie w głowie scenę rozrywania blondyna na kawałki, jednak powstrzymał się od zamienienia swoich fantazji w czyn i z zaciśniętymi pięściami udał się w kierunku miejsca, do którego chwilę temu dotarła Aisha. Widząc porażkę Nozomu, Tsuyokiemu momentalnie poprawił się humor. Zyskał pewność, że to definitywnie on otrzyma Hi no Zokusei.
Mijały kolejne minuty, kolejka powoli się przesuwała. Rudzielec uprzykrzał Tsuyokiemu ten czas, poprzez radosne nucenie jakiejś, mało ambitnej, piosenki. Gdy blondyn miał już się do niego obrócić i sprzedać porządnego kopa, spostrzegł, że oto ostatnia osoba stojąca przed nim wracała od stolika komisji ze swoim nowym, srebrnym wisiorkiem -  wreszcie przyszła jego kolej! Tsuyoki wyprostował się i pewnym siebie krokiem ruszył w stronę, siedzących za stołem, starców. Zatrzymał się przed nimi bez słowa. Stał na baczność, niczym w wojsku, czekając na jakiekolwiek polecenie. Kilkunastosekundowe milczenie przerwał w końcu starzec z czerwoną wstęgą zawiązaną na prawym ramieniu, zapewne przewodniczący komisji.
- Nazywasz się...? - zapytał znudzonym tonem, najwidoczniej powtarzanie w kółko jednej i tej samej procedury już go zmęczyło. 
- Tsuyoki Ren - odparł głośno, a jego prawa ręka drgnęła gwałtownie, jakby, ledwo co, powstrzymał się od zasalutowania. 
- Tsuyoki? - głos przewodniczego wydał się nagle bardziej pobudzony - Hę, czyli jednak niedaleko pada jabłko od jabłoni - dodał, dziwnie rozbawiony.  Po twarzy Rena przemknął grymas irytacji. 
- Czy mógłbym wreszcie przystąpić do testu? - zapytał, siląc się na spokój.
- Ależ tak, oczywiście - odparł starzec, wciąż uśmiechając się pod nosem. Po chwili jednak odchrząknął i poprowadził Tsuyokiego na sam kraniec długiego, dębowego stołu, z dala od reszty komisji i ciekawskich spojrzeń uczniów. Stała tam niewielka buteleczka atramentu z, zanurzonym w niej, pawim piórem, które zachwycało różnorodnością swoich barw oraz niewielki kawałek pergaminu. Przez umysł Rena przemknęło tysiąc myśli na sekundę. Czyli jednak test? Dostanie jakieś dwa, czy trzy pytania, a potem co, na dwoje babka wróżyła?  Szlag, teoria nie była jego mocną stroną. W duchu modlił się, że będą to pytania natury psychologicznej, na nie był w stu procentach przygotowany. Dokładnie wiedział, jaką mentalność musi mieć mag Ognia. Kurczowo trzymając się tej myśli, chwycił za pergamin i pióro i spojrzał na przewodniczącego.
- Więc? Jakie są pytania? - zapytał, udając, że tak naprawdę nie ma to dla niego większego znaczenia. Na twarzy starca pojawiło się zdziwienie. 
- Oh, po prostu napisz tu swoje imię i nazwisko - odparł, pospieszając go machnięciem ręki. Ren poczuł się całkowicie zbity z tropu, mimo to bezzwłocznie wykonał polecenie. Z początku nic się nie działo, jego imię i nazwisko po prostu widniało na pergaminie. Jednak po chwili litery zalśniły złotym blaskiem, a wokół nich zaczęły pojawiać się różne znaki i symbole. Tsuyokiemu nie dane było nacieszyć się tym widokiem, ponieważ w tym samym momencie przewodniczący wyrwał mu pergamin z rąk i szybkim krokiem ruszył w stronę pozostałych członków komisji. Nastąpiła krótka wymiana zdań, podczas której starcy pokazywali sobie poszczególne znaki na pergaminie. Z jakiegoś dziwnego powodu, Renowi nie udało się wychwycić nawet jednego słowa z tej dyskusji. Na szczęście, nie kazano mu długo czekać. Po chwili wszyscy członkowie komisji pokiwali głowami na znak zgody, a przewodniczący wziął jeden z naszyjników i skierował się ponownie w stronę blondyna. 
- Gratulacje, chłopcze - zaczął, chwytając wisiorek w taki sposób, by móc go zawiesić na szyi Tsuyokiego - Z przyjemnością mianuję cię magiem... - Ren nie miał żadnych wątpliwości, na pewno za chwilę dowie się, że został magiem Ognia - ...Wiatru - dokończył w momencie, gdy wisiorek opadł na pierś Rena.  Ten natomiast wyglądał, jakby dostał w twarz. Patelnią. Rozgrzaną do czerwoności.
- Że co? - zdołał z siebie w końcu wydusić - A co z magią Ognia? - zapytał z niedowierzaniem. Przewodniczący westchnął, z wyraźną już, irytacją.
- Niczego was w tej szkole nie nauczyli? Na co idą te wszystkie podatki? - ponowne westchnięcie - Jestem zdumiony, że tego nie wiesz, ale cały ten rytuał nie miał na celu jedynie uwolnienia z ciebie magii najbardziej pasującej do twojej natury, lecz także zablokowanie możliwości posługiwania się jakimkolwiek innym jej typem.  I zdjęcie naszyjnika niczego tu nie zmieni! Magia niezgodna z naturą stanowi zagrożenie zarówno dla maga, jak i jego otoczenia, dlatego wprowadzono ten oto środek zapobiegawczy. Z dniem dzisiejszym otrzymujesz Kaze no Zokusei********** i tylko mocy tego żywiołu będziesz mógł używać, jak również zaklęć uniwersalnych, których, mam nadzieję, uczą cię w tej szkole. - Ren nie dowierzał własnym uszom. Stał tam, gapiąc się na przewodniczącego, jakby to było stworzenie z innej planety. Jeszcze raz przeanalizował w głowie każde słowo, które przed chwilą wydobyło się z jego ust. Nie, on nie mógł przyjąć tego do wiadomości. Zacisnął pięści, nie miał zamiaru dać za wygraną. 
- Nie, musiała zajść jakaś pomyłka - powiedział, chwytając za rękaw odchodzącego starca - Ja zdecydowanie powinienem otrzymać...
- Hi no Zokusei! - rozległo się za jego plecami. W Renie momentalnie obudziła się nadzieja. Czyli to jednak Ogień! Nie czekając, odwrócił się w stronę dobiegającego głosu z, niemożliwą do opisania, ulgą wymalowaną na twarzy. Niestety, jego radość skończyła się tak szybko, jak się zaczęła. 
"No, chyba jaja sobie robicie" - mówił wyraz jego twarzy. Tsuyoki obserwował bezradnie, jak jeden z pozostałych członków komisji zakłada naszyjnik przeznaczony dla maga Ognia komuś innemu, niż on. Wisiorek zdawał się opadać w zwolnionym tempie na sweter szczęśliwca. Na ten okropny, zielony sweter. 
- Yahoo! - zawołał rudzielec, skacząc z pięścią uniesioną ku górze, w geście zwycięstwa. Gdy kątem oka dostrzegł przewodniczącego, natychmiast do niego podbiegł, całkowicie ignorując osłupiałego Rena - Hej, a wiadomo już z kim będę w drużynie? - zapytał podekscytowany. Starzec spojrzał na niego, zadziwiony śmiałością, czy raczej bezczelnością tego chłopaka. 
- Tę informację ogłosimy pod koniec ceremonii - powiedział głosem, który sugerował, że chłopak w zielonym swetrze, powinien już sobie iść.  Ten najwyraźniej tego nie zrozumiał. 
- Hę? Dlaczego? To nie fair! Przecież możecie to powiedzieć już teraz... - marudził, niezadowolony.
- Do diabła z drużynami! - warknął nagle Ren, który był już całkowicie wytrącony z równowagi - Co ważniejsze, przewodniczący, musieliście się pomylić! To niemożliwe, żeby... - ale nie dane mu było dokończyć. Cierpliwość przewodniczącego właśnie się skończyła.
- DOŚĆ! WYNOCHA! - ryknął, a za nim którykolwiek ze stojących przed nim chłopaków zdołał chociażby pomyśleć, że w takiej sytuacji, to w sumie nie najgorszy pomysł, obaj unieśli się bezwładnie kilka centymetrów nad ziemię i poszybowali w stronę ściany, pod którą stali uczniowie, którzy już otrzymali swój Zokusei. W chwili, gdy uderzyli w nią z impetem, na sali rozległy głośne śmiechy. Wciąż też było słychać krzyki przewodniczącego, oburzającego się za taki brak szacunku.
- Wow! To było niezłe! - zaśmiał się nagle rudzielec, wciąż leżąc na podłodze. Najwyraźniej w ogóle nie przeszkadzało mu to, że właśnie stał się obiektem drwin prawie całej szkoły. Ren, który wylądował parę metrów dalej i również nie zdołał jeszcze wstać, był w znacznie mniej dobrym nastroju. Wciąż nie mógł uwierzyć w to, co się przed chwilą wydarzyło. Tamten kretyn właśnie sprzątnął mu jego życiowy cel sprzed nosa. Był wściekły, a w momencie, gdy dostrzegł w tłumie Tatsuyę, który  przywdział ten sam złośliwy uśmiech, którym on sam chwilę temu go obdarował, z trudem zdusił w sobie ochotę rzucenia się na niego z czymkolwiek, co wpadnie mu w ręce. Szczęśliwie dla Nozomu, który w końcu zapewne doczekałby się jakiejś brutalnej reakcji ze strony Rena, uwagę blondyna przykuł, co raz głośniejszy, stukot obcasów. Aisha powoli się do nich zbliżała. Ciężko powiedzieć, co chodziło jej po głowie, z jej twarzy dalej nie dało się niczego wyczytać, ale prawdopodobnie miała ich po prostu za beznadziejnych idiotów.  Z resztą, jak co druga osoba na sali, w tamtej chwili. Dziewczyna przystanęła tuż przed rudzielcem i rzuciła mu znudzone spojrzenie. Chłopak zaczął się głupkowato śmiać, wyglądał jakby szukał jakiegoś dobrego wytłumaczenia dla swojego niemądrego zachowania. Aisha wyciągnęła do niego rękę.
- Gratulacje - powiedziała cicho. Rudzielec wyglądał przez chwilę na zaskoczonego, ale zaraz zaśmiał się szczerze.
- Dzięki - powiedział z uśmiechem, chwytając jej dłoń. Dziewczyna pomogła mu wstać, a następnie odwróciła się do niego plecami i ruszyła w stronę Rena. Do niego również wyciągnęła rękę.
- Masz zamiar tak leżeć cały dzień? - zapytała chłodno. Tsuyoki obrzucił ją gniewnym spojrzeniem, a następnie, mocnym uderzeniem dłoni, odtrącił jej rękę. Aisha nijak na to zareagowała, po prostu odwróciła się i wróciła do swojego wiernego towarzysza, pozostawiając za sobą jedynie intensywną woń perfum. Ren prychnął, z trudem dźwignął się z marmurowej posadzki i ruszył w stronę najbardziej oddalonego konta sali. Nie miał zamiaru spędzić z tą dwójką ani minuty dłużej.
       Ceremonia miała się ku końcowi. Od stołów komisji egzaminacyjnych odchodziły właśnie ostatnie osoby.  Gdy przedstawiciele Chōrō wypełnili swoje zadanie, wstali od swoich stołów i po prostu opuścili Rokkaku Hōru. Jedynie przewodniczący przystanął na chwilę koło nadchodzącego dyrektora, zamienił z nim parę słów i także dołączył do swych towarzyszy. Nakano ponownie pojawił się na mównicy.
- Ceremonia przyznawania Zokusei zostaje oficjalnie zakończona - zaczął - Mam nadzieję, że każdy z was jest zadowolony z typu swojej magii. Ale pamiętajcie, nie ma czegoś takiego jak lepsze, czy gorsze Zokusei! Liczy się jedynie wasza determinacja! - dodał, najwyraźniej dostrzegając niepocieszone miny niektórych uczniów.  Z ust najmłodszego dyrektora w historii szkoły, te słowa brzmiały nawet przekonująco. Nakano uśmiechnął się ciepło. - Niektórzy z was zapewne oczekiwali innych rezultatów, decyzja Chōrō musiała być dla was wielkim ciosem. Zapewniam was jednak, że wkrótce każdy z was odnajdzie się na tej nowej drodze, a wasz Zokusei stanie się waszą największą dumą - dyrektor spojrzał po twarzach wszystkich uczniów. Widząc, że przynajmniej niektóre z nich się odrobinę rozpogodziły, kontynuował -  Nie przedłużając - po tych słowach w miejscach dębowych stołów, dopiero co, opuszczonych przez komisje egzaminacyjne, pojawiły się wielkie tablice z alfabetyczną listą nazwisk wszystkich uczniów - Proszę, odnajdźcie swoje nazwiska na tych listach. Obok nich będzie napisana nazwa waszej drużyny, nazwisko waszego nowego opiekuna, a także lokalizacja jego gabinetu, do którego macie się udać.  Tam poznacie pozostałych członków drużyny i dowiecie się całej reszty. Dziękuję za uwagę. - Nakano zszedł z mównicy i udał się w stronę pozostałych nauczycieli znajdujących się na sali, a nowo mianowani magowie, ruszyli pod rozstawione tablice.  Ren dopchał się do swojej bez problemu, znajdowała się bardzo blisko kąta, w którym zaszył się na ostatnie pół godziny.  Z ulgą stwierdził, że nie widzi pod nią ani wysokiego rudzielca, ani jego towarzyski. Najwyraźniej ich nazwiska zaczynały się na na litery z innych części alfabetu. Po chwili lustrowania listy, blondyn dostrzegł swoje nazwisko. Tuż obok niego widniała nazwa "Shiroi Chō",*********** a także "Osara Yukito". Tak musiał nazywać się jego opiekun. Nie kojarzył go z żadnych lekcji, w jakich kiedykolwiek brał udział. Ren postanowił się jednak nad tym nie zastanawiać i ruszył do miejsca, gdzie według opisu na liście, miał się znajdować jego gabinet.
To bardziej przypominało klitkę jakiegoś zagrzybiałego woźnego, niż gabinet nauczyciela. Tsuyoki wciąż stał w progu drzwi, nie mogąc uwierzyć w panujący tam, wszechobecny, bałagan. Na podłodze walały się szklane butelki po napojach, głownie po alkoholu, dywan był pełen plam i zaplątanych w niego okruchów jedzenia, kanapa była zakopana w stercie brudnych ubrań, wszędzie było pełno, zgniecionych w kulki, kartek i papierowych samolotów,  a na biurku stała stara, popękana popielniczka, która niezbyt dobrze spełniała swoją funkcję, ponieważ większość popiołu znajdowała się na drewnianym blacie.
- Jedno jest pewne... - powiedział Tsuyoki zrezygnowanym głosem sam do siebie, stając na samym środku pokoju i rozglądając się wokoło - Gorzej nie będzie... - Los najwyraźniej potraktował te słowa, jako wyzwanie, bo po chwili do gabinetu weszła kolejna osoba.
- Wow, niezły sajgon - odezwał się rudzielec, gwiżdżąc ze zdumieniem - To już u mnie w pokoju jest czyściej - zaśmiał się. - O! - w tej chwili spojrzał na twarz blondyna, który teraz wyglądał, jakby był na granicy załamania nerwowego. - To ty! Tsuyoki Ren, prawda? Jaki fart, że trafiliśmy do jednej drużyny, nie? - gadał, jak najęty, podchodząc, co raz bliżej Rena - Ja nazywam się Mazaru Keisuke, miło mi cię poznać - dodał, wyciągając do niego rękę. Reakcja Tsuyokiego była identyczna, jak w przypadku Aishy, tylko, że rękę Mazaru uderzył dużo mocniej.
- Ałł, no co ty! - zawołał Keisuke, łapiąc się za obolałą rękę. Co dziwne, dłoń Rena też go bolała. Uderzył w coś twardego, coś, co na pewno nie było kością.
Wtedy to do niego dotarło.

- Hej, co znowu? - zapytał, nieco urażonym tonem, Mazaru, w momencie, gdy Tsuyoki mocno chwycił za jego potłuczoną rękę. Ren jednak całkowicie go zignorował i szybkim ruchem podwinął rękaw jego swetra i koszuli. Oczom Tsuyokiego ukazała się, kunsztownie wykonana, złota bransoleta, z wygrawerowanym na jej środku inicjałem "H". 
Jego reakcja była natychmiastowa. Jedną ręką pchnął Keisuke, na najbliższą ścianę, drugą chwycił za leżące na biurku, nieco zardzewiałe, nożyczki i przycisnął mu je do gardła.
- Jesteś Dorei?!************ - warknął blondyn. Mazaru powoli podniósł ręce w geście poddania. Po raz pierwszy na jego twarzy nie gościł uśmiech. Wyglądał raczej jak ktoś zawstydzony tym, że został przyłapany na gorącym uczynku.
- Posłuchaj, Ren, zaraz ci wszystko wytłumaczę - powiedział tonem negocjatora, przekonującego kogoś, aby nie skakał z dachu. Ale Ren nie chciał słuchać.
- Nie będziesz mi niczego tłumaczył, ty śmieciu! I nie zwracaj się do mnie po imieniu************* - syknął, jednocześnie jeszcze bardziej dociskając nożyczki do jego skóry - Jeżeli dowiedzą się, że tu jesteś, pomyślą, że cię ukrywamy i zabiją nas wszystkich! A teraz gadaj, jak się tu dostałeś i co, do jasnej cholery, knujesz?! Kto jest twoim właścicielem?!
- Ja - zza pleców Tsuyokiego dobiegł wysoki, chłodny, kobiecy głos. Aisha właśnie przekroczyła próg pokoju - A teraz odłóż  tę zabawkę, zanim zrobisz sobie krzywdę - dodała, robiąc krok naprzód.
- Ha! - prychnął Ren, wyglądał teraz niczym szaleniec - Mogłem się domyślić, że też jesteś w to zamieszana! Stój tam, gdzie stoisz, jeśli zależy ci na życiu swojego sługusa! - dodał, widząc, że Aisha podchodzi co raz bliżej. Ta jednak zupełnie zignorowała to ostrzeżenie.
- Ty chyba naprawdę nie wiesz, z kim rozmawiasz - stwierdziła, unosząc brwi, z nutką drwiącego niedowierzania w głosie.
- Chyba nie - potwierdził Keisuke. Co dziwne, pomimo jego aktualnej pozycji, w jego głosie dało się słyszeć rozbawienie. Nie umknęło to uwadze Rena. Rzucał teraz nerwowe spojrzenia, to na Mazaru, to na nadchodzącą Aishę. Miał wrażenie, że nie ma kontroli nad sytuacją.
- Gadaj, kim, do diabła, jesteś?! - ryknął, ostatecznie wymierzając nożyczkami w nadchodzącą dziewczynę. Ta nic sobie z tego nie zrobiła.
- Nazywam się Himei Aisha - oświadczyła powoli, a była już tak blisko Rena, że ten poczuł jej oddech na swoim policzku. Blondyn zamarł. Jego usta poruszały się, ale nie wydobywał się z nich żaden dźwięk. Był w szoku. Aisha przyglądała się temu w milczeniu. W jej lodowatym spojrzeniu można było dostrzec satysfakcję. Głuchą ciszę przerwał brzdęk, przejeżdżających po podłodze, nożyczek, które Aisha, z łatwością, wytrąciła Renowi.
Wylądowały one tuż pod stopami kolejnego gościa. W drzwiach stał około trzydziestoletni mężczyzna o ciemnoblond włosach. Wyglądał, jakby, dopiero co, wstał z łóżka. Jego jasna, kraciasta koszula była brudna i wymięta, zapięty był jedynie co drugi guzik, a ciemnobrązowe spodnie były zdecydowanie za nisko podciągnięte. Mężczyzna przyglądał się przez chwilę nieprzytomnym spojrzeniem Renowi i reszcie. W końcu sięgnął do kieszeni, wyciągnął z niej zapalniczkę i papierosa, którego natychmiast zapalił, odwrócił się na pięcie i wyszedł na korytarz. Wyglądało na to, że poszedł przeczytać tabliczkę z nazwiskiem właściciela tego pomieszczenia, wiszącą po zewnętrznej stronie drzwi. Nie minęło dziesięć sekund, jak wrócił do środka.
- Dobra - zaczął, wydmuchując chmurę szarego, duszącego dumy - Kim jesteście i co, do cholery, robicie w moim gabinecie?



***

*Rokkaku Hōru (六角ホール) - z jap. "Sześciokątna Aula", nazwa głównej sali w Akademii, w której zwykle odbywają się różne uroczystości

**Chōrō (長老) - z jap. "Starszyzna". Rada Starszych, Mędrców, którzy mają ogromne uznanie i wpływy w królestwie.

***Zokusei (属性)  - z jap. "Atrybut", typ magii, jakim posługuje się dany mag.

****-sensei (先生) -  jeden z japońskich tytułów grzecznościowych, używany m.in. w odniesieniu do nauczycieli.

*****-kun () - jeden z japońskich nieformalnych tytułów grzecznościowych, używany głównie w odniesieniu do mężczyzn

******-kōchō (校長) - japoński tytuł grzecznościowy, używany w odniesieniu do dyrektora szkoły.

*******Hi no Zokusei (火の属性) - z jap. "Atrybut Ognia", magia Ognia; typ magii powszechnie uznawany za jeden z najbardziej prestiżowych.

********Gentarō Tatsuya - w Japonii, podczas przedstawiania siebie lub kogoś, zwyczajowo najpierw podaje się nazwisko, a potem imię. W tym przypadku bohater ma na imię Naoki.

*********Kōri no Zokusei (氷の属性) - z jap. "Atrybut Lodu".
**********Kaze no Zokusei (風の属性) - z jap. "Atrybut Wiatru".

***********Shiroi Chō (白い蝶) -  z jap. "Biały Motyl", nazwa drużyny Rena, Keisuke i Aishy.

************Dorei (奴隷) - z jap. "Zniewolony" (wyjaśnienie wyjdzie w praniu ;))
*************"I nie zwracaj się do mnie po imieniu" - w Japonii zwracanie się do kogoś po imieniu, bez przyrostków grzecznościowych, jest przeznaczone dla bardzo bliskich sobie osób.



***



       Uff, wreszcie udało mi się dobrnąć do końca tego prologu! Wyszedł znacznie dłuższy, niż to planowałam, ale mam nadzieję, że komukolwiek udało się dotrwać do końca. Niedługo postaram się dodać rozdział pierwszy, a na razie żegnam i liczę na Wasze opinie! :) 

Obserwatorzy